Aktualności
Drób pod komputerowym nadzorem
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1428
Maria i Maciej Makarscy na tle nagród kolekcjonowanych, można już rzec, od pokoleń. |
Maria i Maciej Makarscy: laureaci Złotego Jabłka
Choć w ich gospodarstwie hodowane były już przeróżne zwierzęta, to poniekąd dzięki kurczakom i gęsiom do ich rąk powędrowała nagroda w ogólnopolskim konkursie Rolnik-Farmer Roku. Wygrali w kategorii gospodarstw do 50 ha. Mowa o Marii i Macieju Makarskich.
Jatwieź Duża to wioska położona tuż pod Suchowolą. Tu właśnie gospodarują Makarscy. Producenci zbóż, uprawianych na paszę dla hodowanych kurczaków i gęsi. Nie od pokoleń, ale zaledwie od 1997 roku. A wcześniejsze losy tego gospodarstwa są niezwykle ciekawe…
- Tu się urodziłam i wychowywałam – wspomina pani Maria. – Moi rodzice prowadzili gospodarstwo wielokierunkowe. Było 14 krów, 80 sztuk trzody. Kiedy już było wiadomo, że po studiach wrócę na wieś, namawiałam rodziców na zmiany, bo bardzo mi zależało, żeby zrezygnować z krów. Nigdy nie podobała mi się praca przy nich.
Może owce?
I choć mama pani Marii – wielka tradycjonalistka, nie wyobrażała sobie, żeby w gospodarstwie zabrakło bydła, bardziej liberalny tata zgodził się na to, by prowadzoną hodowlę wzbogacić o owce. Szybko okazało się, że to przysłowiowy strzał w dziesiątkę (warto nadmienić, że mowa o latach 80-tych). Sprzedaż szła świetnie, stado rosło, Makarscy pozbyli się więc krów. Wyspecjalizowali się do tego stopnia, że po dziś dzień na półce w gabinecie stoi kilka nagród za wyniki hodowlane.
W 1985 roku, kiedy to już Makarscy gospodarowali razem, stado podstawowe owiec liczyło sobie sto matek.
- I tak to owce były podstawą naszej produkcji do 1989 roku, kiedy to nastąpiło załamanie rynku – mówi pan Maciej. – To nie były łatwe dla nas chwile. Na zimę zostaliśmy ze stadem podstawowym i odchowaną młodzieżą. Pozbywaliśmy się tego za pół darmo.
A może kaczki?
Jak już nastąpiło pożegnanie z owcami, trzeba było wymyślić coś, czym warto byłoby się zająć. To i się wymyśliło – za podszeptem znajomej, której znajomy hodował… kaczki.
- Pomysł nam się spodobał i pewnie byśmy go zrealizowali, gdyby nie ten znajomy, który przyjechał, ocenił i orzekł, że powinniśmy hodować gęsi, bo do tego mamy wspaniałe warunki – mówi Makarska.
Hodowcy przystąpili do działania. Szybko przystosowali posiadane zabudowania i przystąpili do produkcji. Nie było wcale łatwo. Było i tak, że na wypłatę za sprzedane ptaki czekali kilka miesięcy.
- W końcu udało mi się odzyskać te pieniądze, pamiętam do dziś, to było okrągłe 180 mln zł, przywiozłam do domu sporej wielkości paczkę – śmieje się Makarska.
Może jednak kurczaki?
- Jednak i te dobre czasy minęły, z powodów zdrowotnych musieliśmy zadbać o to, by prowadzona produkcja była mniej obciążająca – opowiada pan Maciej. – Postanowiliśmy wybudować nowy kurnik. Wtedy pojawiła się pewna nasza znajoma, która nam doradzała i orzekła, że nowy budynek świetnie nadawałby się na hodowlę kurczaków. Ta jej sugestia wkrótce zamieniła się w prawdę. Jednocześnie kontynuowaliśmy hodowlę gęsi.
Strusie to raczej nie
Na pytanie o to, czy mieli jeszcze jakiś pomysł na prowadzenie produkcji, oboje się uśmiechają.
- Przyznam szczerze, że był czas, kiedy „chorowałam” na hodowlę strusi – mówi Maria Makarska. – To było coś nowego, oryginalnego. Może nawet coś by z tego wyszło, gdyby w naszym gospodarstwie panowały odpowiednie warunki. Podłoże jakie tu jest, nie odpowiada strusiom, jest za mokre, bo one lubią piasek.
I tak na dzień dzisiejszy w gospodarstwie w Jatwiezi Dużej są dwa kurniki – pierwszy postawiony w 1997 roku o powierzchni 1.150 mkw. 60% środków na ten budynek pochodziło z preferencyjnego kredytu dla Młodego Rolnika. Drugi kurnik, o powierzchni 1.573 mkw, zbudowany został w 2006 roku w oparciu o dotacje z Sektorowego Programu Operacyjnego. To bardzo nowoczesne obiekty, spełniające wszelkie standardy. Tu warunki panujące w kurnikach są stale monitorowane. Zbyt wysoka wilgotność? Nie ma problemu, wystarczyć podkręcić wentylację.
Terminarz - podstawowe narzędzie pracy
Jak mówią Makarscy, może i hodowla kurczaków nie jest zbyt obciążająca fizycznie, ale trzeba tu stale trzymać rękę na pulsie. Najpierw kurnik obsadza się kurczątkami – 5-6 tys. sztuk, codziennie je dogląda, karmi, podaje leki, dwa razy dziennie usuwa się martwe sztuki. Cykl hodowlany może trwać od 28 do nawet 45 dni, w zależności od gatunku i potrzeb odbiorcy. Potem jest odbiór i przez kilka tygodni kurnik pozostaje pusty, po to by dokładnie go posprzątać. Trwa usuwanie obornika, czyszczenie myjką ciśnieniową, dezynfekcja. A wszystko to w budynkach o niemałej powierzchni. Jak już kurnik jest czysty – znów trafiają do niego małe kurczaki. I tak do ok. 8 wstawień w ciągu roku. Wszystko z góry zaplanowane i rozpisane w terminarzu. Tyle, że zdarzają się i nieprzewidziane sytuacje.
- Jak ta, kiedy jednemu z hodowców spłonął kurnik przygotowany do wstawienia – opowiada pani Maria. – Musieliśmy wówczas sprzątnąć nasz kurnik w iście ekspresowym tempie, bo kurczaki musiał ktoś wziąć.
- U nas dochód w dużym stopniu zależy od tego, jak szybko rosną kurczaki, a to z kolei zależy m.in. od paszy – mówi pan Maciej. – Odpowiednio skomponowana potrafi skrócić cykl w znaczącym stopniu. Dlatego w naszym gospodarstwie bardzo ceni się dobrych doradców żywieniowych, takich jak: Mariusz Rymkiewicz z Provimi Białystok oraz Krzysztof Renowicki z Ross Polska. Wiele im zawdzięczamy.
Efekty pracy Makarskich są doceniane przed laty, kiedy to zostali wicemistrzami Agroligi w podlaskiem, a teraz ponownie, kiedy to otrzymali Złote Jabłko. Nagrodę, jak śmieją się hodowcy, wielkiej wagi – aż dwójka nagrodzonych opuściła je z powodu ciężaru podczas finałowej gali konkursu.
Małgorzata Sawicka
fot. S. Rutkowski
Wszystkie parametry panujące w kurnikach, są automatycznie mierzone |
Teraz życiem Makarskich „rządzą” kurczaki, ale wcześniej były to przeróżne zwierzęta. |
||