Aktualności
Urlop Mistrzom się należy!
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1502
Małgorzata i Jacek Chylińscy w swoim ogrodzie |
Gospodarstwo Małgorzaty i Jacka Chylińskich to przykład na połączenie intensywnej produkcji i szacunku do przyrody
Na starcie mieli do dyspozycji dwa gospodarstwa po rodzicach. Postawili na bydło mleczne. i to był strzał w dziesiątkę! Wyznają zasadę, że pracują by godnie żyć, a nie po to by pracować. Dlatego Małgorzata i Jacek Chylińscy - Mistrzowie wojewódzkiego etapu Agroligi najbardziej chyba cieszą się z wygranych w konkursie wycieczek.
Swoje zwycięstwo przyjęli z autentycznym zdziwieniem. No, wiedzą, że gospodarstwo mają nie byle jakie, ale tyle jeszcze trzeba w nim zmienić... Choć nas powinien raczej dziwić fakt, że byli zdziwieni. Bo po wizycie w gospodarstwie Chylińskich nie ma się najmniejszych wątpliwości, że na tytuł Mistrzów zasługują.
Obecnie gospodarstwo Chylińskich z Mrówek w gm. Wizna, liczy sobie 58 ha. Stado stanowi 90 krów użytkowanych mlecznie. Sprzedaż za rok 2008 wyniosła 618 tys. litrów mleka. Średnia wydajność krów wynosi ok. 7 tys. litrów. Przetrzymywane są w oborze wolnostanowiskowej z halą udojową typu „Rybia ość”. W strukturze zasiewów przeważają użytki zielone i kukurydza.
Gospodarstwo spełnia wymagania dotyczące dobrostanu zwierząt i ochrony środowiska. W 2008r. została wybudowana przydomowa oczyszczalnia ścieków. Rolnicy korzystali z kredytów preferencyjnych i funduszy unijnych.
Jacek Chyliński wiedzą i doświadczeniem chętnie dzieli się z innymi rolnikami. Udziela się także społecznie – jest sołtysem wsi, delegatem Kółka Rolniczego w Wiźnie oraz członkiem Kółka Rolniczego w Mrówkach. Tyle dowiedzieć się można z oficjalnej notki konkursowej. Teraz zajrzyjmy głębiej...
Młodzi za sterami
Pierwotnie gospodarstwo w Mrówkach było dużo mniejsze. Jego powierzchnia wynosiła „zaledwie” 21 ha. Tata Chylińskiego uprawiał w nim ziemniaki sadzeniaki, miał też pasiekę złożoną z 80 uli. Uprawiane były trawy nasienne. Mama pracowała w miejscowej szkole jako dyrektor.
- Kształciłem się w kierunku odpowiednim, by przejąć gospodarstwo. Skończyłem technikum w Marianowie - mechanizację rolnictwa, później zaliczyłem wojsko, już wówczas gospodarstwo było przepisane było na mnie - opowiada pan Jacek. - Po wojsku wzięliśmy ślub i razem zaczęliśmy pracę w gospodarstwie. Nie o razu pojawił się pomysł co robić. Był to zresztą czas zmian - zaczęły padać PGR-y i inne zakłady. Szalała inflacja. Zaczęło przestać się opłacać uprawiać ziemniaki sadzeniaki, nie było popytu. To samo dotyczyło pszczół. Zaczęliśmy się zastanawiać co dalej.
Wtedy wpadł do głowy pomysł z krowami - kilka sztuk już było, jak to wówczas w każdym gospodarstwie.
- Na większą skalę zaczęliśmy działać od 2001r. Wtedy stopniowo zwiększaliśmy produkcję - wspomina pani Małgorzata. - Nie ograniczała nas powierzchnia siedliska, np. żeby zbudować oborę.
Bez obory ani rusz
Tyle, że trudno było myśleć o dalszej pracy z krowami mlecznymi bez nowoczesnej obory. Argumentów za budową nowego budynku było mnóstwo - przeciw jeszcze więcej. Było za mało miejsca dla krów, ale nie to przeważyło.
- Z biegiem czasu doszliśmy do wniosku, że w takich warunkach pracować się nie da. Było to po prostu niewygodne. Budynki były wąski, a zaczynała wchodzić mechanizacja w gospodarstwie. W tych budynkach jednak o mechanizacji, czy modernizacji nie mogło być mowy - podkreśla gospodyni z Mrówek.
Kilka lat rozważań i jeden decydujący moment, w którym zapadła decyzja o budowie. Pierwsze formalności, pozwolenia zaczęli załatwiać w 2002r. Nie było łatwo. Wówczas nowoczesne obory wolnostanowiskowe to nie była codzienność. Nie było kogo zapytać, u kogo podpatrzeć najbardziej korzystne rozwiązania.
Wybór z wygody
Środki finansowe na inwestycję pochodziły m.in. z preferencyjnego kredyty dla Młodego Rolnika. Papierkowe ceregiele zabrały pół roku. Budowa nowej obory rozpoczęła się więc już w 2003r. I jeszcze tego samego roku, w grudniu, do budynku wprowadzono zwierzęta.
- Czas budowy to był chyba najgorszy rok, nie dość, że przy tym jest dużo pracy, to jeszcze był i ten strach, jak to wyjdzie, czy budynek będzie funkcjonalny. Takich obór bowiem było wokół bardzo mało - wspominają rolnicy.
Zdecydowali się na oborę wolnostanowiskową z systemem rusztowym z materacami, co jest dość kosztowne, ale i wygodne. Na system ściółkowy dysponowali zbyt małą ilością słomy. Obora wolnostanowiskowa to wygodne zadawanie pasz, jak i dój, przy którym nie trzeba się schylać niezliczoną ilość razy. Uzupełnieniem obory jest hala udojowa typu”Rybia ość”.
- Z naszej wiedzy wynikało, że to najbardziej korzystne rozwiązanie. Krowy ustawione obok siebie czują się bezpiecznie, nie płoszą się nawet młode sztuki - podkreśla pan Jacek. - Posiadanie hali udojowej to też nieporównywalny komfort do doju tradycyjnego w oborze uwiązowej.
Czy idąc w stronę wygody postawiliby na robota udojowego? Chyba nie. Podczas zagranicznych wyjazdów pan Jacek miał kilkakrotnie okazję zobaczyć, jak w praktyce sprawdza się tak nowoczesne urządzenie.
- To nie chodzi o strach, lęk przed nowym, ale nie kupiłbym robota. - mówi rolnik. - Rolnik, z którym rozmawiałem podkreślał, że zainstalowanie robota daje wielką swobodę. Można wreszcie spokojnie pojechać na wakacje, ale jest też druga strona medalu. Po pierwsze takie rozwiązanie wiąże się z kosztami, nie tylko zakupu i montażu, ale też eksploatacji. Po drugie nie można dobrze obserwować jak krowy jedzą.
Umiesz liczyć - licz na siebie
Jak można się łatwo domyślić państwo Chylińscy są typem ludzi, co to biorą sprawy w swoje ręce i nie czekają na mannę z nieba. Jak się pojawiła okazja w postaci unijnego dofnansowania - skorzystali natychmiast.
- Zaczęliśmy od SAPARD-u. Za uzyskane w ten sposób pieniądze kupiliśmy paszowóz i ciągnik - wylicza Chyliński. - Poszło sprawnie, więc występowaliśmy o kolejne środki, które przeznaczyliśmy głównie na wyposażenie parku maszynowego.
Co roku coś w gospodarstwie poprawiają, ciągle mają mnóstwo pomysłów na ulepszenia. Choć to, co na pierwszy rzut oka wyróżnia to gospodarstwo wśród innych, to jego strona estetyczna. Tam jest po prostu bardzo ładnie. Budynki mają nowe elewacje, podwórko jest utwardzone polbrukiem, pozostała część to żmudnie koszony trawnik, krzewy, kwiaty, staw, huśtawka, altanka, w końcu oczyszczalnia ekologiczna obsługująca i dom, i oborę. Tyle, że ta oczyszczalnia wygląda bardziej na kwiecistą rabatę niż na oczyszczalnię.
Rolnicy przyznają - hodowla krów to prawdziwe uwiązanie. Dwukrotny dój nie pozwala wyjechać na urlop, wszelkie imprezy wymagają skrupulatnego planowania. Dla Chylińskich przyszły lata, że mogą sobie na to w końcu pozwolić - dzięki zaufanemu pracownikowi i dzieciom, które dorosły na tyle, by pod nieobecność rodziców przejąc stery w gospodarstwie. Nad porządkiem i w razie potrzeb czuwają też rodzice obojga małżonków.
Tym łatwiej będzie wyjechać na krajowy finał Agroligi w Warszawie, który będzie miał miejsce na początku przyszłego roku. To będzie trzeci wyjazd związany z konkursem. W etapie wojewódzkim w nagrodę otrzymali już dwie wycieczki. To jedna z cenniejszych nagród - taki wyczekiwany urlop.
Małgorzata Sawicka