Podlaskie AGRO

Aktualności

Brojler nie broi

P4100062 TEMAT Z JAJEM: Skąd się biorą kurczaki na naszych stołach?

Przebywają w gospodarstwie zaledwie ponad 40 dni. W tym czasie brojlery, bo o nich mowa, głównie jedzą i śpią. Po tym czasie dorosłe sztuki są sprzedawane, a ich miejsce zajmują śliczne żółciutkie jednodniówki i cała zabawa zaczyna się od nowa.
Zbliżające się Święta Wielkanocne bardzo nas zainspirowały, postanowiliśmy więc sprawdzić dokładnie wszystko co się da, a co ma związek z jajkami i kurczakami wszelkiej maści. Ja na celownik wzięłam brojlery. W tym celu udałam się do podbiałostockiej miejscowości Lewickie, w którym Małgorzata Chwieduk wraz z rodziną prowadzi gospodarstwo ukierunkowane na produkcję brojlerów.
Taki mały przypadek
Historia tego gospodarstwa sięga początku lat 70-tych, kiedy to rodzice pani Małgorzaty, można rzec, ni z gruszki, ni z pietruszki, postanowili nabyć ziemię w Lewickich i postawili dwa kurniki. Namówił ich kolega, ale wcale nie na hodowlę brojlerów. Państwo Sidorczuk postawili na kaczki - przynajmniej przez kilka lat. Nie mieli w tym względzie żadnego doświadczenia, żadnych tradycji rodzinnych. Aż bierze podziw.
Pierwszy kurnik ma powierzchnię 840 mkw., drugi - 700 mkw., trzeci natomiast - dostawiony w 1977 r. - ok. 1.000 mkw. Kaczki bytowały w gospodarstwie zimową porą, latem ich miejsce zajmowały gęsi. Na początku, jak wspomina pani Alicja Sidorczuk, mama pani Małgorzaty, małe ilości (po kilkaset sztuk), potem po parę tysięcy.
Inne czasy, ale czy lepsze?
- Jednak czas nieubłaganie mijał, a sił nie przybywało - mówi pani Alicja. - Tymczasem hodowla kaczek i gęsi to raczej ciężki kawałek chleba, więc postanowiliśmy się „przestawić”. Tym razem postawiliśmy na kury nioski i produkcję jaj konsumpcyjnych. Była to produkcja masowa, ale można by rzecz, że właściwie ekologiczna. Nie z zamierzenia, ale pasza była zdrowsza, patki miały więcej przestrzeni. Jednak produkcja jaj to spory obowiązek, trzeba było kilka razy dziennie zaglądać do kurnika i podbierać kury - po kilka tysięcy jajek...
To były inne czasy. Jajka były zakontraktowane, pasze też. Rozliczać się trzeba było z każdego kilograma jajek, jak również ze zużytej paszy. Przy hodowli gęsi, z każdej sztuki trzeba było oddać kilka gramów pierza, w przeciwnym razie rolnicy byli obarczani karami. Jednak nie można było rozwinąć hodowli na wysoką skalę, bo takie były zasady. Funkcjonowały limity zakupu piskląt. I jak mówi Alicja Sidorczuk, może i obowiązków było więcej, ale wolny rynek przyniósł jedną negatywną wartość - mało stabilne ceny. A taka huśtawka nie sprzyja bezpieczeństwu produkcji. Zdarzały się nawet przypadki, że kurczaki sprzedawane były poniżej poniesionych na ich wyhodowanie nakładów.
Po kilku latach takiej produkcji jaj w systemie ściółkowym, nastąpiła kolejna zmiana, tym razem o tyle trwała, że trwa do dziś. W gospodarstwie pojawiły się brojlery.
- Lubię te zwierzęta, są spokojne, łagodne i co tu dużo mówić... ładne - ocenia pani Małgorzata.
Naturalna eliminacja
Nasze przyszłe „drobiowe posiłki” pojawiają się w gospodarstwie jako jednodniowe żółte kulki, cieszące oko i pięcioletnią Julię, córkę pani Małgorzaty. Szybko jednak z tych maleństw wyrastają kilkukilogramowe kurczaki. Cały cykl zajmuje 42-45 dni. W nieco ponad 6 tygodni maleńkie kurczęta stają się dorosłymi kilkukilogramowymi kurczakami. Ptaki nie robią nic innego, jak na zmianę: jedzą, piją i śpią. Jednorazowo do kurnika w Lewickich trafia 20 tysięcy kurczaków. Trzecia doba pokazuje, jaki tym razem był to zakup. Wtedy właśnie jest najwięcej upadków co słabszych zwierząt. Wiele zależy od tego, jaka partia właśnie trafiła do kurników. Zdarza się, że w ciągu jednej dobry umiera nawet 500 piskląt. Kolejna taka tura eliminacyjna zdarza się wówczas, gdy ptaki są już dorosłe. Intensywne karmienie sprawia, że często nie wytrzymuje serce, a ptaki stają się ofiarami zawałów. Jednak to nie jest tak, że się je do czegokolwiek zmusza.
- Te ptaki są do tego po prostu stworzone - mówi pani Małgorzata. - Nioski chcą znieść jak najszybciej jajko, a brojlery chcą... jeść.
Jak podkreślają hodowcy, to wdzięczne zajęcie, ale i ryzykowne. Tu nigdy nie ma gwarancji cen, które są mało stabilne. A środki do produkcji do najtańszych nie należą. Szczególnie po kieszeniach uderzają stawki za pasze.
Coraz drożej produkować
- W tym roku cena tony paszy wynosi 1.500 zł - mówi pani Alicja. - Podczas gdy przed rokiem za tę samą ilość płaciliśmy 1.000 zł. To 50-procentowa zwyżka. VAT na ten produkt z 3 wzrósł do 8%. Dlatego uważamy, że ceny drobiu w sklepach są nieco za niskie, w stosunku do tego, jak zmieniają się koszty jego produkcji.
Dużą część dochodów z hodowli pochłania też woda. Dziennie bowiem stado wypija 5-6 tys. litrów. I jeszcze prąd, który w ostatnim czasie podrożał. A jak wiadomo kurczaki potrzebują sztucznego światła w określonym porządku. Co to za porządek? A dokładnie to, że brojlery na jedną dobę mają potrzebę i obowiązek, by przespać dokładnie dziewięć godzin, ale nie na raz. O tym decyduje tzw. program świetlny, dostosowany do wieku i wagi brojlerów. Jak to wygląda w praktyce? Nastawione zegary sterują włączaniem i wyłączaniem światła. Np. o godz. 20 w kurniku zalegają egipskie ciemności - na trzy godziny. Po nich następuje pięciogodzinny „dzień”, by następnie znów przyszedł czas odpoczynku. I tak dalej...
I nie jest już niestety tak, że pieniądze za sprzedane kurczaki natychmiast trafiają na konta rolników. Długie terminy płatności są przekleństwem wszystkich prowadzących działalność na własny rachunek, w tym również i hodowców brojlerów.
fot. i tekst: Małgorzata Sawicka

P4100063P4100066

Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności Brojler nie broi