Aktualności
Trzeba to kochać
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Justyna Radziszewska
- Odsłony: 2274
To biznes dla cierpliwych. Na pierwsze zyski z uprawy drzewek choinkowych można liczyć nie wcześniej niż po ośmiu latach. Zysk też nie zwala z nóg. Jak zapewnia Benedykt Korolczuk, choinkowy przedsiębiorca z Henrykowa, uprawa choinek to zajęcie dla prawdziwych miłośników.
Swoją pasją pan Benedykt zaraził się kilka dekad temu. Wywodzi się on z rodziny, która już wcześniej zajmowała się uprawą, tylko, że warzyw. I taką schedę odziedziczył po rodzicach nasz bohater. Kontynuował rodzinne tradycje. Jednak warzywny biznes wraz z upływem czasu tracił na dochodowości, a tuż za rogiem czekała okazja...
- Pojawiły się zapytania klientów dotyczące choinek – wspomina pan Benedykt. - Zainteresowałem się więc tematem, pojeździłem, podpatrzyłem jak się je uprawia i postanowiłem spróbować Przez pierwsze lata po stworzeniu plantacji rok rocznie jeździłem do Niemiec, Dani na 2-3 miesiące, gdzie pracowałem na plantacjach i uczyłem się jak wyhodować najpiękniejsze choinki. Zacząłem współpracę z kolejnymi klientami i tak to się rozkręciło.
Początki nie były imponujące. Pierwsza plantacja miała zaledwie hektar powierzchni. Jednak z roku na rok była powiększana. Dziś plantacje są dwie – pierwsza stara 7-hektarowa znajduje się w Sobolewie pod Białymstokiem, druga, 8-hektarowa, dziesięć kilometrów dalej.
Rozpoczęcie nowego kierunku produkcji to bardzo odważna decyzja, ale pan Benedykt ma specyficzną życiową filozofię:
- Bez ryzyka nic się nie osiągnie – twierdzi nasz bohater.
Sadzonki na plantację Korolczuka sprowadzane są z zagranicy – z Danii, są to jedne z lepszych sadzonek, specjalnie selekcjonowanych. Duńczycy co prawda specjalizują się w produkcji świerka srebrnego, ale na plantacjach Benedykta Korolczuka jest bogactwo gatunków i odmian. Tak więc znajdziemy tu zwykłego pospolitego świerka, ale i serbskiego, sosnę czarną,delikatną i wrażliwą wejmutkę, jodłę kaukaską, koreańską, kalifornijską. Gatunki szlachetne, a szczególnie jodła jest bardzo kłopotliwa i wymagająca w uprawie. I nie w każdym miejscu sadzonka się przyjmie.
- Kiedyś miałem problem, sprowadziłem sadzonki drzewek pochodzące z morskiego klimatu- wspomina pan Benedykt. - Nie chciały za bardzo rosnąć, póki nie dodaliśmy do nawożenia mikroelementów, szczególnie jodu. Nie jest to takie proste jakby się wydawało. Może się zdarzyć, że jak popełnimy błąd to drzewko będzie co prawda rosnąć, ale za długo, a to spóźnienie przekłada się na straty w postaci dłuższego nawożenia, czy kosztów pracy.
Jakie drzewka cą obecnie popularne?
- Zawsze będzie się sprzedawał dobrze znany, swojski, pospolity świerk – mówi plantator. - Jednak jest też spore zapotrzebowanie na gatunki szlachetne, za które oczywiście trzeba odpowiednio więcej zapłacić.
Drzewka z gospodarstwa Benedykta Korolczuka tylko w części sprzedawane są Polsce przez drobnych sprzedawców. Większość jest eksportowana na Litwę (2-2,5 tys.) i Ukrainę (ok. 1,5 tys.).
- Drzewek choinkowych brakuje – mówi nasz bohater. - Klienci zagraniczni bardzo chętnie przyjeżdżają po towar. W Polsce jest podobnie, a efektem je coroczna zwyżka cenowa.
Obecnie podczas sezonu wycina się hektar choinek (ok. sześć tys. sztuk). Jednak pan Benedykt pamięta czasy gdy były to dwa, a nawet trzy hektary.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć: po co kupować choinkę, skoro można ją (nielegalnie!) wyciąć z lasu. Te kilkadziesiąt złotych jest warte wydania. Choinki z plantacji, nawożone, nakarmione mikroelementami, są dużo bardziej odporne. A to oznacza, że przez długi czas po wycięciu, utrzymuje świeżość i po prostu nie gubi igieł. Przez tak długi czas, że choinki wycięte na początku grudnia, przechowywane w odpowiednich warunkach (do max. 5 st. C), spokojnie doczekają swoich „pięciu minut”.
Dla tych, którzy piękno świątecznej choinki chcieliby zatrzymać na jeszcze dłużej, istnieje kolejna opcja. Za kilka złoty więcej można kupić drzewko w doniczce. Po świętach może powędrować na balkon, a jeszcze lepiej – można je posadzić w ogródku.
Niestety, jak mówi pan Benedykt, biznes choinkowy odchodzi powoli do lamusa. Czekając na zysk trzeba się uzbroić w cierpliwość, a i tak nie jest wielki. Właściwie coraz mniejszy.
- Przychód z jednego drzewka to złotówka – wyjaśnia plantator. - Odejmując koszty produkcji, w kieszeni zostaje nam 15 gr. A te koszty są coraz wyższe – paliwo i nawozy drożeją w oczach.
Nic dziwnego, że syn-następca woli zajmować się uprawą kwiatów. I choć to uroczy biznes, serce pana Benedykta należy do choinek, bo jak mówi:
- Ja to zajęcie kocham i sądzę, że na tamtym świecie również będę zajmował się moimi drzewkami.
tekst: Małgorzata Sawicka, fot. Wojciech Gawryluk