Podlaskie AGRO

Aktualności

Zako..ko..ko..chany w kurach

AntoniWychowany na wsi, zawsze czuł tęsknotę za jej dźwiękami, zapachem, zwierzętami. Gdy tylko pojawiły się dogodne warunki, uruchomił hodowlę drobiu ozdobnego. Antoni Popko z Choroszczy dziś ma za sobą kilkadziesiąt lat doświadczeń z kurami, pawiami, kaczkami, gołębiami. Aktywnie działa w kilku branżowych zrzeszeniach i cieszy się swoją pasją, choć jest kompletnie niedochodowa.
Podczas mojej wizyty w miejscu, w którym Antoni Popko prowadzi hodowlę swoich zwierząt, szczęście mi nie sprzyjało. Zabudowania położone są chyba w samym środku lasu, właśnie zaczęło padać, było ponuro, mokre ptaki pozowały do zdjęć nader niechętnie. A jednak mimo wszystkich  przeciwności losu, kolorami i rozmaitością zafascynował mnie ten ptasi świat i opowieść ich opiekuna – prawdziwego pasjonata.
Gwoli porządku wróćmy jednak do zalążku tej pasji, który umiejscowić trzeba w dzieciństwie pana Antoniego.
Wieś noszę w sercu
- Wychowałem się na wsi, a dokładniej na kolonii. I choć losy moje potoczyły się w ten sposób, że  wyemigrowałem i mieszkam, co prawda w małym, ale miasteczku, ciągle ciągnęło mnie do tego, co zasmakowałem w dzieciństwie – mówi Antoni Popko.
Mawia, że urodził się z tym. Może tak właśnie jest? Jednak na realizację swoich marzeń musiał nieco poczekać. Najpierw skończył szkołę, poszedł do pracy, poznał dziewczynę, założył rodzinę. Jego losy potoczyły się tak, że przez wiele lat najzwyczajniej w świecie nie miał warunków, by stworzyć hodowlę drobiu ozdobnego.
- W końcu coś we mnie pękło, musiałem się tą moją pasją zająć na dobre – przyznaje.
Jak rzekł - tak się stało. Pierwsza nietypowa rasa w jego hodowli były to kury czubatki. Niezwykła jest ich historia, ich przodkowie do Polski przywędrowali w XVI w. wraz z ludami Mongolii. Jak już przywędrowały, to się zadomowiły, dały początek wielu rasom, w tym czubatkom polskim, które mają jeszcze więcej odmian: i brodatą, i bezbrodą, w każdym chyba możliwym kolorze.
Ich wygląd cieszy oczy – cecha charakterystyczna to, rzecz jasna, ozdobny czub na głowie. Niestety są trudne w hodowli i utrzymaniu, niektórzy nawet mawiają, że to najbardziej wymagająca rasa. I te wygórowane potrzeby były przyczyną rozstania czubatek i pana Antoniego.
- Czubatki okazały się na tyle kłopotliwe, że musiałem zrezygnować – mówi hodowca.
Zatrzęsienie kolorów
Pan Popko oprowadził mnie po niezliczonych budynkach, w których jest niezliczona liczba klatek, a w nich niezliczona mnogość ras i odmian kur. Wśród nich ta, która jest ulubioną naszego bohatera. To pochodząca prawdopodobnie z Japonii kura jedwabista. Ma delikatne pióra, które wyglądają jak futro. Piękna, puchata i orientalna do tego stopnia, że europejscy marynarze, którzy zetknęli się z nimi przed laty, sądzili, że to krzyżówka królika z kurą. Pan Antoni zaprezentował nam sztukę białą, ale są i inne, w tym o barwie dzikiej (?).
Śmieszą kury Szabo (Chabo) – miniaturki ozdobne, również pochodzące z Japonii. Samce mają duży grzebień, ale za to króciutkie nóżki. I choć to maleństwa, koguty tej rasy bywają zadziorne.
- Jajecznicą z trzech jajek w tym przypadku trudno się najeść – śmieje się pan Antoni.
Popko prezentuje mi kolejne miniaturki, jeszcze mniejsze, o ile to w ogóle możliwe. Bantamki. To jedna z najstarszych kur karłowatych. Trwają spory skąd pochodzi ta rasa, wiadomo za to skąd pochodzi nazwa – od słowa Bantam, tak nazywał się jeden z ważniejszych portów w Indonezji.
Nie, nie sposób choćby pokrótce opowiedzieć o wszystkich rasach, które hoduje Antoni Popko. A co jedna, to dziwniejsza. I żeby się tylko ograniczyć do drobiu... Tymczasem nasz bohater posiada  pawia, bażanty, kaczki i nawet nie wiem co jeszcze. W tym gdaczącym, orientalnym bałaganie, spokojnie przechadzają się przedstawiciele naszej rodzimej rasy kur – czyli zielononóżki.
Zielone nogi mam, jajka wam dam
Pan Antoni jest wielkim orędownikiem powrotu do tego, co tradycyjne. Dlatego ważne miejsce w jego hodowli zajmuje rasa rdzennie polskich kur – zielononóżek. Niegdyś bardzo popularna. W latach 70-tych i kolejnych dziesięcioleciach XXw. udział zielononóżek w hodowli systematycznie  spadał z uwagi na to, że znosiły stosunkowo mało jajek - 140-180 rocznie. Tak więc „wykurzyła” ją kura produkcyjna. Nazwa zielononóżek pochodzi od koloru nóg, które rzeczywiście mają zielony odcień.
Jajka zielononóżek mają skorupki o kolorze od białego, aż do kremowego. Jednak nie o ich barwę chodzi, tylko o zawartość. Jajka te bowiem mają znacznie obniżoną ilość złego cholesterolu. Do tego kury są bardzo łatwe w hodowli. Dojrzałość płciową osiągają mając sześć miesięcy.
- Polecałbym te kury każdej gospodyni wiejskiej – przekonuje hodowca. - Są to bowiem zwierzęta bardzo odporne na choroby, odpowiadają im warunki panujące w naszym kraju. Wymagają zdecydowanie mniej opieki niż inne rasy. I choć jeszcze niedawno można było mieć problem z zakupem kur tej rasy, teraz są coraz bardziej dostępne.
Czy będzie z tego pieniądz?
Antoni Popko jest hodowcą drobiu ozdobnego od kilkudziesięciu lat. Posiada pewnie kilkanaście ras i odmian gdaczących stworzeń. Nie, nie robi tego dla pieniędzy. To prawdziwy pasjonat, który nie liczy, nie rachuje, a cieszy się tym, co robi. Aktywne działa w dwóch związkach skupiających „drobiarzy i gołębiarzy”. Jest też współorganizatorem wystaw hodowców drobiu ozdobnego.
Jak się okazuje, hodowcy drobiu ozdobnego to prawdziwa elita – w naszym województwie jest ich zaledwie jedenastu. Wraz z hodowcami gołębi tworzą zgraną 40-stkę, niektórych z tej grupy wraz z ich pupilami można co roku zobaczyć podczas wystawy hodowlanej w Szepietowie.
tekst i fot: Małgorzata Sawicka

Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności Zako..ko..ko..chany w kurach