Podlaskie AGRO

Aktualności

Gdzie duży nie może


Wilczewski Jerzy odbiera ciągniki KubotaJerzy Wilczewski gościł na łamach Podlaskiego Agro już kilkukrotnie. Kilka tygodni temu ponownie miałem okazję odwiedzić Białousy i znów zrobiłem to z ogromną przyjemnością. Tym razem jednak nie będę opisywał i pokazywał borówki, porzeczki, aronii, róż czy jeleni. Tym razem będzie to opowieść o ciągnikach.


Większość czytelników wie kim jest bohater mojego artykułu i zna go bardzo dobrze. Jego gospodarstwo znane jest nie tylko na Podlasiu, ale w całej Europie. Tych którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o naszym gospodarzu zachęcam do lektury ubiegłorocznych numerów Podlaskiego Agro (polecam w szczególności wydanie sierpniowe i październikowe). Przypomnę tylko, że gospodarstwo Jerzego Wilczewskiego zajmuje obecnie areał 1600 ha, z czego ponad 450 ha przeznaczone jest pod uprawę borówki amerykańskiej.
Gospodarstwo w Białousach (gm. Janów) jest obecnie najbardziej uzbrojoną, pod względem ochrony przed warunkami atmosferycznymi, plantacją na świecie. Nasycenie techniką jest ogromne – 29 wiatraków przeciwmrozowych, dziesięć armatek przeciwgradowych i dwa profesjonalne radary o zasięgu ponad 35 km. Oprócz tego w Białousach użytkowanych jest ponad 100 ciągników, z czego aż 22 stanowią nowiutkie Kuboty. I właśnie odbiór tych traktorów był przyczyną moich odwiedzin gospodarstwa w Białousach.
- Z panem Jerzym współpracowaliśmy już kilkakrotnie. Pierwsze maszyny marki Kubota dotarły do Białous w 2015 r. i było to dziesięć miniciągniczków modelu B1820 o mocy 18 KM. Obecnie dostarczyliśmy dwanaście maszyn B2420 o mocy 24 KM. Nie ma co ukrywać, że 22 traktory to pokaźna liczba – mówi z dumą Marcin Woźniak, doradca klienta z firmy Agro-Metal z Ostrołęki.
W gospodarstwie pana Wilczewskiego sprawdzają się małe i wąskie maszyny o stosunkowo dużej mocy. Jest to podyktowane specyfiką uprawy borówki, którą sadzi się w rozstawie 320 cm. Pod ciężarem owoców gałęzie na krzakach się rozchylają i wówczas prześwit międzyrzędowy może wynosić nawet niespełna metr.
- Szerokie ciągniki jadące między krzakami kaleczyły owoce. Testowaliśmy wiele maszyn i tylko Kubota się sprawdziła w naszych warunkach. Nie zamierzam już szukać innych maszyn. Miniciągniki Kuboty mogę polecić rolnikom i sadownikom – mówi z zadowoleniem gospodarz.
Bardzo ciekawe są też początki Kuboty w podlaskim gospodarstwie. Pan Jerzy przed laty kupił pod Warszawą używany ciągnik tej japońskiej marki.
- To był leciwy, bo aż 27-letni ciągnik. „Staruszek” w naszym gospodarstwie przepracował jeszcze kilka dobrych lat – przynajmniej z 600 motogodzin. W tym czasie nie było z nim żadnych problemów, żadnych remontów. Dla nas to była rewelacja. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że Kubota to doskonała marka i warto w nią inwestować – mówi z zachwytem Jerzy Wilczewski. - Niezawodność tej używanej Kuboty to najlepsza rekomendacja dla nas. Zamówiliśmy więc w ubiegłym roku dziesięć traktorów z rozstawem poniżej 100 cm. Po roku intensywnego użytkowania znowu zero usterkowości. Byłem zachwycony i stąd moje kolejne zamówienie. Tym sposobem „dobiliśmy” do 22 maszyn.
Według opinii plantatora ciągniki Kuboty są niezawodne, bardzo sprytne, świetnie sprawdzają się w międzyrzędziach. Oprócz tego mają niewielkie spalanie. Istotną zaletą była też łatwość ich obsługi. W Białousach, przy plantacji borówki, pracuje wiele kobiet i to, że małymi ciągnikami można swobodnie operować w wąskich alejkach było dla gospodarza kolejnym plusem. Borówka amerykańska wymaga oprysków. I w tych pracach biorą udział m. in. japońskie maszyny zagregowane z opryskiwaczami. Zabiegi te wymagają wąskich i odpowiednio mocnych ciągników.
- Spora część plantatorów używa potężnych, szczudłowych maszyn, które są ciężkie i ugniatają glebę, a to niekorzystnie wpływa na wzrost krzewów. Oprócz tego te rozwiązania są drogie i wymagają dużego wysiłku w prowadzeniu na uwrociach – wyjaśnia pan Jerzy. - Nasze gospodarstwo poszło w zupełnie innym kierunku - zdecydowanie preferujemy minimalizację. Zamiast ogromnych potworów zainwestowaliśmy w kompaktowe ciągniki. Efekty naszych prac łatwo prześledzić po wielkości zbiorów. Pomimo że 2016 r. nie był najłatwiejszy, udało nam się zebrać ok. 80% owoców w porównaniu do roku wcześniejszego. Z tego co zauważyłem na rynku, to część plantatorów borówki zebrało jedynie jakieś 30-50% plonów. Tak więc utwierdza mnie to w przekonaniu, że podejmowane przeze mnie decyzje dotyczące zarówno odmian, systemu pracy, ale także zastosowanych maszyn są właściwe – podsumowuje gospodarz.
Plany związane z uprawą w nadchodzącym sezonie związane są z rozszerzeniem areału uprawy borówki amerykańskiej. Gospodarz chciałby jak najlepiej wykorzystać w miarę korzystną koniunkturę jaka zapanowała na rynku europejskim.
- Będziemy chcieli dosadzić jeszcze gdzieś ze 100–150 ha krzaków. Już wszystkie pola w naszej okolicy będą wykorzystane. Dalszej ekspansji nie planujemy, bo doba ma tylko 24 godziny – komentuje żartobliwie pan Jerzy. - Spróbujemy też nowych odmian Last Call, Cargo, Valor, które są w Europie praktycznie nieznane. Do końca marca mamy otrzymać z elitarnej szkółki Fall Creek 35.000 sadzonek borówki. Jeżeli chodzi natomiast o maszyny, to z pewnością dalej będę inwestował w Kubotę, bo produkuje sprzęt wysokiej jakości i w bardzo przystępnej cenie.
Tekst i Fot. Szymon Martysz

 

Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności Gdzie duży nie może