Podlaskie AGRO

Hodowla

Inwestować, ale z umiarem



Rolnicy, którzy chcieli, by ich gospodarstwa przetrwały zmiany po wejściu Polski do Unii Europejskiej, musieli inwestować. Jedni dynamicznie, zachłystując się nowymi możliwościami, inni ostrożnie, co nie znaczy, że bez powodzenia. Elżbieta i Piotr Jarmołowicz to przykład tej drugiej postawy.

I znów początek tej historii jest podobny do wielu innych tego typu. Gospodarstwo państwa Jarmołowicz to gospodarstwo rodzinne, przekazywane z pokolenia na pokolenie. To przez pana Piotra zostało przejęte w 1991 roku. Wydarzeniami niejako pokierował los.

- Wtedy zachorował mój tata, ktoś musiał przejąć gospodarstwo i w ten sposób stałem się jego właścicielem - wspomina Piotr Jarmołowicz. - Miało ono wówczas areał wynoszący 24 hektary, a hodowano i uprawiano w nim wszystkiego po trochu. I my też przez jakiś czas tak funkcjonowaliśmy.

Zmiany rynkowe wymusiły na małżeństwie decyzję o ukierunkowaniu produkcji. W sukurs przemyśleniom co dalej zrobić, znów przyszedł los. W 2004 roku Państwo Jarmołowicz przejęli gospodarstwo po rodzicach pani Elżbiety.

- Trochę ziemi przybyło i mieliśmy motywację, żeby zastanowić się co robić dalej. Był to zdecydowanie zbyt mamy areał, żeby nastawić się na produkcję roślinną. Dlatego koniec końców zdecydowaliśmy się na produkcję mleka - wyjaśnia pani Elżbieta.

Obecnie gospodarstwo w Surażu zajmuje łączną powierzchnię 36 hektarów własnych oraz 10 dzierżawionych. Wraz z powiększaniem się areału „rosło” stado. A wraz z powiększaniem się stada rosły i potrzeby w zakresie posiadanych budynków. W pewnym momencie po prostu nie było wyjścia, niezbędna była nowa obora.

Inwestycja została rozpoczęta w 2005 roku. Projekt był specyficzny, bo zakładał modernizację starego budynku i dobudowę nowego, co w całości miało dać nowy i nowoczesny obiekt inwentarski.

- Budowę rozpoczęliśmy z własnych środków - wspomina pani Elżbieta. - Jednak postanowiliśmy skorzystać z kredytu preferencyjnego dla młodego rolnika.

Jak wiadomo, kredyt ten przysługuje dla rolników, którzy nie ukończyli czterdziestego roku życia. Tymczasem pan Piotr kończył oznaczony wiek w najbliższym czasie.

- W momencie gdy skończyliśmy kompletować niezbędne dokumenty do urodzin męża mieliśmy tylko dwa tygodnie - mówi pani Elżbieta. - Także był to kredyt wzięty w ostatniej chwili. I udało się, choć emocji nie zabrakło. Choć z drugiej strony, gdyby nie udało się z kredytem, inwestycję i tak byśmy dokończyli, tylko, że potrwałoby to znacznie dłużej. A tak jak zaczęliśmy wiosną, to już zimą „weszliyśmy” do nowego budynku

I tak powstała nowa obora na 39 sztuk z kojcami dla cieląt. Czas jej budowy właściciele wspominają jako naukę życiową. Trzeba było zmierzyć się z projektem, który musiał uwzględniać wymagania m.in. dobrostanu zwierząt. Np. kwestia wentylacji. Gospodarze zdecydowali się na montaż świetlika kalenicowego, a była to wówczas jedna z pierwszych obór tego typu na tym terenie.

Jarmołowiczowie zdecydowali, że obora będzie uwiązowa. Dlaczego?

- To proste. Mamy zbyt małą ilość ziemi ornej, a przez to niedobory słomy. Tymczasem obora wolnostanowiskowa wymaga sporego zużycia ściółki, więc po prostu nie mogliśmy sobie pozwolić na taką - wyjaśnia rolnik. - Wydaje mi się też, że przy takiej wielkości stada, nie bardzo by się opłacało stawiać wolnostanowiskową. Do tego dochodzi fakt, że przy tego typu oborze trzeba zdecydować się od razu na budowę hali udojowej, a to znacznie podwyższyło by koszt inwestycji

Uruchomienie nowej obory w żadnym stopniu nie zakończyło inwestycji.

- Ponieważ okazało się, że by gospodarstwo płynnie funkcjonowało, trzeba uzupełnić stado o kilkanaście jałowic - mówi Piotr Jarmołowicz. -

Dziś liczy ono sobie około 70 sztuk razem, w tym 30 krów dojnych. To powiększanie się stada wiązało się z kolejnym problemem. Rolnikom szybko zaczęło brakować kwoty mlecznej. Większość brakującej kwoty musieli dokupować bezpośrednio od rolników. Obecnie rolnicy pracują nad nieznacznym powiększeniem stada, do ok. 40 krów dojnych.

Z pomocy tzw. unijnej rolnicy z Suraża nie korzystali nader często. Jak dotychczas wystąpili z wnioskiem raz - na działanie „Modernizacja Gospodarstw Rolnych” w ramach PROW. Przyznane fundusze wykorzystali na zakup ciągnika i kilku maszyn, np. kosiarki dyskowej. Wcześniej wobec braku maszyn, byli zmuszeni do korzystania z usług innych, a to, jak wiadomo, wiązało się z kosztami.

- To był jak na razie jedyny raz, musieliśmy działać stopniowo, bo przy realizacji działań PROW-owskich trzeba też wykładać własne pieniądze, więc można się przeszarżować - mówi gospodarz. - Tym bardziej, że w rolnictwie ceny nie przewidzisz, kilka lat temu, cena jednego litra mleka wynosiła 1,50 zł, a teraz niespełna 80 groszy. Trzeba brać pod uwagę najgorszy scenariusz, niektórzy tego nie przewidzieli i mieli kłopoty finansowe.

Zdobyte doświadczenia nie poszły na marne - rolnicy przymierzają się do wystąpienia o kolejne środki, bo przydałoby się kilka maszyn.

- To ciężka praca - mówią zgodnie Jarmołowiczowie. - Nie mamy weekendu, urlopu, wakacji, tu zawsze ktoś musi być, dój dwa razy dziennie, karmienie zwierząt, odpuścić sobie nie można.

fot. i tekst. Małgorzata Sawicka

Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Hodowla Inwestować, ale z umiarem