Maszyny
Survival mu nie straszny
Świetnie sprawdza się przy wycinaniu kiszonki z pryzmy |
Testujemy maszyny: Avant 635
Mówi się, że małe jest piękne, ale duży może więcej. Tylko, że w przypadku testowanego przez nas urządzenia Avant 635, porzekadło to można włożyć między bajki. W skrócie: Avant może i wygląda jak zabawka, ale zastąpi z powodzeniem niejeden wielki ciągnik.
Wygoda i komfort własny, brak rąk do pracy w rolnictwie, w końcu zabudowa obór, to wszystko coraz częściej zmusza rolników do tego, by swoje gospodarstwo wyposażyć w urządzenie do transportu o niewielkich gabarytach. Świetnie sprawdzają się w tej roli podnośniki wszelkiej maści. W tym wydaniu naszego dwumiesięcznika postanowiliśmy przeprowadzić test jednego z nich: urządzenia Avant 635. Nasza ocena opiera się na opinii Grzegorza i Jarosława Karpiuków ze Straszewa w gminie Gródek. Do ich gospodarstwa Avant trafił przed rokiem i, jak zgodnie przyznają właściciele, nie ma dnia, żeby nie dostał w kość. Jak więc sobie radzi?
Pan Grzegorz wraz z synem Jarosławem gospodarują na ok. 400 ha ziemi, gros z nich to użytki zielone. Jest też sporo kukurydzy, zakiszanej później w pryzmach. W ten sposób utrzymywane jest stado mięsnych Selersów oraz krowy mleczne. Razem blisko 300 sztuk bydła! Wiadomo, że przy tej niebagatelnej ilości, pracy jest co nie miara. Gospodarstwo jest do tego o tyle specyficzne, że zwierzęta utrzymywane są w wielu mniejszych budynkach. Codziennie więc do każdego z nich trzeba dostarczyć paszę, do tego dochodzi wybieranie obornika i wiele innych czynności.
- Rozglądaliśmy się za podnośnikiem teleskopowym, do dyspozycji mieliśmy kilka marek, podglądaliśmy jak działają u sąsiadów – wspomina Grzegorz Karpiuk.
Wybór padł na... żaden z nich. Cena tych urządzeń nie należy do najniższych, nie powinien dziwić więc fakt, że szuka się rozwiązania optymalnego. Pomysł z Avantem pojawił się wraz z reklamami prasowymi i folderami.
- Spodobał mi się, dostałem płytę pokazową. Wtedy zdecydowałem, że to jest to – dodaje gospodarz.
Dziś po roku użytkowania, podkreślmy, po roku ciężkiej eksploatacji, obaj rolnicy są pewni, że podjęli słuszną decyzję.
Avant 635 pochodzi z serii 600. W jej skład, oprócz omawianego modelu wchodzi jeszcze Avant 630, który charakteryzuje się mniej wydajną hydrauliką, wyposażony jest też w nieco słabszy silnik. Z zewnątrz obie maszyny wyglądają... hm ładnie? Mają zwartą budowę, obudowa ma krągłe krawędzie, dzięki tej drugiej cesze mniejsze jest prawdopodobieństwo uszkodzeń podczas manewrów w budynkach i większa swoboda manewrów. Avant wyposażony jest w ramy kabiny, które zwiększają bezpieczeństwo podczas pracy. Opcjonalnie można go wyposażyć w różne typy kabin, tak, by i zimą było przyjemniej. Wnętrze jest dość wygodne, do fotela producent dołączył pas, który świetnie się sprawdza przy pracy na wybojach. Konstruktorzy zadbali o dobrą widoczność dla operatora, m.in. poprzez umieszczenie wysięgnika poza osią korpusu maszyny.
Młodsi użytkownicy bez problemów poradzą sobie ze sterowaniem. Funkcja ta bowiem w zakresie wysięgnika, jak i zasilanych hydraulicznie narzędzi, kierowana jest za pomocą joysticka. Sterowanie samą maszyną jest uproszczone do minimum - za pomocą dwóch pedałów można wybrać kierunek jazdy - w przód i w tył.
Jak na swoje „filigranowe rozmiary” Avant potrafi podnieść dużo i wysoko (tabelka techniczna poniżej). Za dużo? Nie ma problemu. Avant jest wyposażony w sygnalizator przeciążenia.
Producent obiecuje, że zaletą maszyny jest wszechstronność. I rzeczywiście. Bogaty wybór osprzętu sprawia, że kwestią wyobraźni jest to, do czego zostanie wykorzystana.
- Mamy krokodyla, szuflę, paleciaka - wylicza pan Jarosław. - Avanta używamy do wybierania obornika, zabawy ze żwirem, przewożenia ładunków, załadunku wozu paszowego, wycinania kiszonki z pryzm i co tam jeszcze przyjdzie nam do głowy. Ale w planach mamy kolejne zakupy osprzętu. Do tej pory część tych czynności wykonywało się ręcznie. Więc można teraz śmiało powiedzieć, że nasza zabaweczka zastępuje dwóch pracowników.
Do tego dochodzi łatwość, z jaką zmienia się osprzęt. Operacja to kwestia kilku sekund.
Trzeba przyznać, że właściwie jedyną wadą Avanta jest niemała cena (choć podnośniki w ogóle mają to do siebie, że kosztują). Jednak w tym przypadku jednorazowy wydatek powraca do kieszeni w postaci niskich kosztów eksploatacji.
- Spalanie jest tu na naprawdę minimalnym poziomie, pali nam 30 litrów na tydzień, przy czym codziennie pracuje średnio cztery godziny, a wlew paliwa umieszczono w wygodnym, łatwo dostępnym miejscu - dodaje Grzegorz Karpiuk.
Gdyby tylko jeszcze Avant poruszał się nieco szybciej. Rolnicy na większe odległości przewożą maszynę lawetą.
Oczywiście jest coś w zamian. To, co uderza, gdy obserwuje się Avanta przy pracy, to jego niesamowita zwrotność i mała wywrotność. Nierówny teren, kałuże, doły - właściwie dla Avanta nie ma powierzchni nie do pokonania.
- Jeżdżę po dołach bez żadnego problemu - ocenia pan Jarosław. - Każda ładowarka teleskopowa by już leżała. Śmiga nawet na jednym kole, wyczuwa poślizg. A po błocie jeździ jak poduszkowiec.
Małgorzata Sawicka
Jedna bela to tylko rozgrzewka. Maszyna swobodnie uniesie dwie... |
Serce avanta- silnik Kubota |
Świetnie sprawdza się przy wycinaniu kiszonki z pryzmy |
|