Maszyny
Robota dla robota
Obora Tomasza Brulińskiego spełnia wszelkie wymagania, a jej elementy dynamizują ruch krów, by jak najczęściej przechodziły przez bramki kontrolne |
Pierwszy automat udojowy na Podlasiu
Tomasz Bruliński od kilku miesięcy jest właścicielem nowej wolnostanowiskowej obory. Budynek sam w sobie jest niezwykły - z niespotykaną w naszym regionie - drewnianą szalówką, ale prawdziwa niespodzianka kryje się w środku. Tam dojem krów zajmuje się pierwszy na Podlasiu robot udojowy DeLaval VMS.
Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. W kilku innych gospodarstwach w tej okolicy trwa instalacja takich robotów, a zanosi się na to, że wkrótce będzie ich coraz więcej. W każdym razie chętnych jest nie mało.
Jeszcze rok temu Tomasz Bruliński, rolnik z miejscowości Osobne w gminie Śniadowo, miał do dyspozycji oborę uwiązową, stado krów liczące ok. 30 sztuk i dojarkę przewodową. Stanął też na rozdrożu - musiał podjąć decyzję: czy i jak rozwijać się lub produkować w oparciu o posiadane zabudowania i środki.
- Doszedłem do wniosku, że musi to być krok do przodu - wyjaśnia dziś rolnik.
Decyzja o budowie nowej obory i zainstalowaniu w niej automatu udojowego nie była podjęta z dnia na dzień, ale przemyślana, poparta licznymi konsultacjami, podpatrywaniem jak takie urządzenie funkcjonuje w zagranicznych gospodarstwach. To było...
- Kilka lat rozważania, czy zdecydować się czy nie. Po raz pierwszy robota udojowego widziałem dziesięć lat temu na targach - mówi Bruliński. - Miałem też okazję, by podpatrzyć jak działa on w gospodarstwach w innych krajach. W ten sposób zrodził się pomysł, a potem życie go zweryfikowało. Nie chciałem montować hali udojowej: żona pracuje zawodowo, rodzice mają swój wiek, siła najemna w naszym regionie jest problemem.
Pomogła korzystna sytuacja w branży. Wówczas cena litra mleka wynosiła 1,70 zł. Oczywiście można było zakładać, że ta idylla nie potrwa wiecznie. I nie potrwała. Na szczęście pan Bruliński oddaje mleko do SM Piątnica, więc zapaści na rynku nie odczuł znacząco.
Obora w drewnie
Tam, gdzie dziś stoi nowa obora, była stara wiata na maszyny. A właściwie nadal jest, bo jej konstrukcja posłużyła jako podwaliny obory.
- Budynek był konstruowany pod robota. Firma DeLaval podsunęła mi koncepcję jego organizacji. Sam budynek jest w zasadzie klasyczny - mówi pan Tomasz.
Klasyczny, acz niebanalny. Nawet z zewnątrz, bo rolnik zdecydował się na drewnianą szalówkę. W środku jest jeszcze ciekawiej.
- Obora jest podzielona na strefy i to ją wyróżnia - wyjaśnia Wojciech Konopko, regionalny menadżer sprzedaży DeLaval na region łomżyński.
Od strony stołu paszowego znajduje się strefa żywieniowa z „podniesionymi” stanowiskami dla krów, od ścian - strefa legowiskowa wraz ze stacjami paszowymi. Ruch krów w oborze reguluje system bramek.
- Obora spełnia wszelkie wymogi dobrostanu i komfortu zwierząt: odpowiednia cyrkulacja powietrza (zamontowano kilka mieszaczy powietrza), światło dzienne, sztuczne (program świetlny), czochradło. Całość sprawia, że obora jest przyjazna dla krów - dodaje Konopko.
- Wszystkie te elementy zwiększają ruch krów w oborze. A to jest bardzo ważne - podkreśla Krzysztof Dembowski, menedżer ds. urządzeń udojowych w DeLaval. - Powodzenie obory z robotami udojowymi zależy pod tego, czy mamy w miarę intensywny ruch krów w oborze, bo zyskujemy wówczas pewność, że zwierzęta będą często podchodzić do stacji udojowej, na tyle często, by unikać zbyt wielu opóźnień w doju.
Aklimatyzacja
Robot w gospodarstwie Tomasza Brulińskiego został uruchomiony przed kilkoma miesiącami. To, można powiedzieć „okres aklimatyzacyjny” - dla zwierząt, ale i dla człowieka, który system ma obsługiwać. Tu trudność była podwójna. Po pierwsze krowy przechodziły do zupełnie innego systemu ich utrzymywania - z obory uwiązowej do wolnostanowiskowej. Z ich perspektywy fakt, że jeszcze czekała je nauka doju w robocie była już bez znaczenia. I tak była to zupełna nowość.
- Pierwsze miesiące to czas na dopracowanie wszystkich spraw, dopasowanie, przygotowanie i przyzwyczajenie zwierząt do urządzeń - wyjaśnia Krzysztof Dembowski.
Tryb przystosowania zwierząt do robota udojowego bywa różny. Są gospodarstwa, w których krowy rano dojone są w hali udojowej, a wieczorem za pomocą robota. I tak się często to odbywa. Jeszcze lepiej, kiedy istnieje możliwość by na początku do robota zwierzęta wchodziły tylko po to, by pobrać paszę i przyzwyczaić się w ten sposób do sprzętu, a przez kilka dni dojone w istniejącej dojarni.. To idealna sytuacja, która powinna trwać przez kilka dni, aż krowy „zaprzyjaźnią” się z robotem.
W przypadku gospodarstwa Tomasza Brulińskiego nie było innej możliwości - krowy od razu „wrzucono na głęboką wodę” (część stada została dokupiona za granicą - tam zwierzęta utrzymywane były w oborze wolnostanowiskowej, dla tych ruch i przestrzeń nie były niczym nowym).
- Nowe sztuki przyzwyczajone były do ruchu, nie bały się szczęku urządzeń, wygrodzeń - mówi hodowca. - Te aklimatyzowały się niezwykle łatwo. Trudniej było z krowami własnymi, które były znacznie bardziej oporne w przystosowaniu, ale i tu się powiodło.
Reakcja zwierząt
- 80 procent krów mam idealnie „skrojonych”, można powiedzieć, że pod robota, bo to jest młode stado pochodzące z zakupu - pierwiastki kupowane były w Niemczech. Kilka sztuk dojono nawet w robocie - opowiada Tomasz Bruliński.
Ze starej obory do nowej przeszły 23 sztuki. Pozostałe (z ponad 30 posiadanych) zostały zasuszone i teraz sukcesywnie wracają, jak na razie z powodzeniem. Jedna wypadła z powodu kształtu wymion. Chodzi tu o bardzo nietypowy rozstaw strzyków. Robot trudniej sobie radzi, gdy są one np. mocno zbieżne.
Dla zasuszonych krów ze „starego” stada i wchodzących do nowej obory idealnym rozwiązaniem okazały się izolatki - zamknięte zagrody na ściółce, gdzie spędzają pierwsze tygodnie, wypuszczane 2-3 razy dzienne i dojone wówczas w robocie. Automat „rozdysponowuje je” - albo zostają w izolatce (jeśli taka jest decyzja hodowcy), albo dołączają do reszty stada.
Obsługa
Robot to duża zmiana dla krowy, ale także wyzwanie dla hodowcy. Trzeba pamiętać, że jego „sercem” jest system komputerowy, który „rządzi” automatem udojowym. To jak rządzi, zależy od hodowcy. Trzeba się więc z nim zapoznać, z całą masą dostępnych opcji, ogromem jego możliwości.
- Nie demonizujmy jednak - mówi Bruliński. - Każdy może się tego nauczyć.
- Do obsługi sprzętu hodowca jest przez nas przygotowywany, dostaje też odpowiednio wcześniej poradnik, ale potrzebuje czasu, by się w naturalnym środowisku oswoić z maszyną. Wraz z robotem w oborze pojawia się pomieszczenie biurowe z komputerem wraz z zainstalowanym systemem obsługi. Trzeba nauczyć się zarządzania danymi - mówi Wojciech Konopko.
Funkcjonowanie
- Robot może wykonać w praktyce 160-170 dojów w ciągu doby. Wynika z tego, że co 8 minut odbywa się dój. Oczywiście, ilość dojów zależy od różnych czynników, m.in. od szybkości oddawania mleka - informuje Krzysztof Dembowski.
Optymalna, przeciętna ilość dojów w ciągu doby na jedną sztukę w tym stadzie to 2,6 raza. Wynika z tego, że w ciągu doby robot jest w stanie obsłużyć ok. 65 krów w systemie kontrolowanym (taki jest u pana Tomasza - przyp. red.), lub 55-60 krów w systemie wolnym.
- Ważniejsza jednak od ilości wykonanych dojów jest ilość mleka, jaką można pozyskać z tego robota - dodaje Dembowski. - W Polsce ideałem byłyby 2 tony na dobę od jednego robota, i ta ilość zapewne zostanie tu uzyskana.
Mając do dyspozycji określoną ilość możliwych dojów, hodowca decyduje o częstotliwości ich wykonywania na podstawie dwóch kryteriów: czasowego i oczekiwanej ilości mleka. Cały czas stado jest monitorowane pod względem wydajności i system wie, ile można oczekiwać od danej krowy. Np. jeśli od krowy można uzyskać 30 l mleka w ciągu doby, robot wie mniej więcej po jakim czasie ona „uskłada” wymaganą ilość mleka np. 12 kg na jeden dój, i na tej podstawie w odpowiednim czasie kieruje ją do doju.
Jak kieruje? Krowy przemieszczające się od stołu paszowego do strefy legowiskowej przechodzą przez specjalną bramkę, która analizuje, czy dane zwierzę powinno być już wydojone, czy nie. Jeśli tak - przed krową staje otworem bramka kierująca do robota, jeśli nie - zwierzę ma inną drogę - do legowiska. Kiedy zatoczy „kółko” - znów system sprawdzi, czy nie czas na dój. Tak się dzieje przy systemie kontrolowanym. Stosuje się też system wolny, kiedy krowy są wpuszczane do robota wtedy, kiedy chcą.
- Jednak wówczas hodowca musi się liczyć z tym, że do stacji udojowej przychodzą krowy w nadziei, że dostaną coś smacznego - mówi Krzysztof Dembowski. – w tym robocie nie mamy krowy nieuprawnionej. Drugą zaletą bramki – powiedzmy kontrolnej – jest to, że mamy minimalną ilość krów spóźnionych – do doju cały czas zachęca pasza, krowy więc krążą, przechodzą przez bramkę (w idealnych stadach do 10-12 razy na dobę), co daje możliwość „wyłapania” optymalnego momentu na dój. System taki nazywa się Feed First („najpierw pasza”). Jest on łatwy do zaplanowania w nowych obiektach, można również go stosować w wielu typowych, istniejących oborach wolnostanowiskowych.
Bój o dój
Od strony technicznej System udojowy VMS to sam robot, schładzalnik do mleka, kompresor, pompa próżniowa i zestaw komputerowy w pomieszczeniu biurowym. Sam automat zainstalowany jest między strefą żywieniową, a legowiskową. Krowy skierowane do doju, czekają na swoją kolej i gołym okiem widać, że doczekać się nie mogą.
Krowa wchodzi do robota, który blokuje ją w środku i wydaje porcję przekąski.
- Maksymalnie jednorazowo dostają 1,5 kg paszy - wyjaśnia Bruliński. - Oczywiście w zależności o wydajności. Porcję można jednak ustalić dowolnie.
Krowa „pałaszuje”, a maszyna działa. Najpierw ramię robota wyszukuje strzyki i dokonuje mycia i osuszenia. Następnie nakłada kubki na kolejne strzyki. Cały czas na urządzeniu monitorowany jest przebieg doju. Robot zdejmuje kubki udojowe oddzielnie z każdej ćwiartki, po jej opróżnieniu. Po zakończonym doju, następuje dezynfekcja strzyka, krowa jest wypuszczana, a robot dokonuje mycia „siebie”, zanim wpuści kolejne zwierzę. I tak w kółko. I wcale nie trzeba nadzorować automatu przez okrągłą dobę.
- Idziemy wieczorem spać, rano przechodzimy, a kilkadziesiąt krów jest wydojonych. Dodatkowo, gdy mnie nie ma, dostaję informację na komórkę o zatrzymaniu maszyny. Możemy jednak to dowolnie ustawiać, np. by otrzymywać informację o wszelkich wydarzeniach - dodaje Bruliński.
System obsługujący robota jest czytelny, a jednocześnie dający mnóstwo informacji. Po pierwsze widać, które krowy zostały wydojone, które się spóźniają, które czekają właśnie na dój. Można sprawdzić ilość wydojonego mleka z każdej krowy z każdej ćwiartki z dowolnego okresu, skład mleka, ewentualne zaistniałe problemy. Jest też informacja, ile czasu dana krowa się doi. Średnia u Tomasza Brulińskiego wynosi 7 minut.
- System wpłynął na jakość mleka: somatyka i parametry mleka są idealne. Oby tak dalej. Choć to też zasługa samego stada - mówi hodowca.
Zaletą systemu jest też opcja wykrywania mastitis. Mleko chorej krowy trafia do oddzielnego pojemnika.
Krzysztof Dembowski zwrócił uwagę, że robot udojowy jest najciężej pracującą maszyną spotykana we współczesnym rolnictwie. Czas jego efektywnej pracy na ogół przekracza 8000 godzin rocznie. Można to porównać do samochodu - 500 tysięcy kilometrów w ciągu roku. Poza tym pracuje on w kontakcie z żywym, dużym zwierzęciem, jakim jest krowa. Dla pełnego powodzenia systemu VMS konieczna jest więc dostępność serwisu, który jest w stanie szybko rozwiązać problem techniczny. Serwisem robota u Pana Brulińskiego, oraz innych robotów DeLaval VMS w okolicy Łomży zajmuje się firma Autoryzowanego Dealera DeLaval Krzysztofa Białobrzeskiego z Łomży. W tej firmie pracuje obecnie trzech przeszkolonych w Szwecji specjalistów serwisu robotów VMS.
- Praca się zmienia, ale nie zanika - podsumowuje Tomasz Bruliński. - Odchodzi praca fizyczna przy doju, ale dochodzi zarządzanie, kontrola stada, tyle, że czyniona na ekranie komputera. Widzę różnicę z każdym miesiącem, coraz więcej czasu spędzam poza budynkiem. Na więcej mogę sobie pozwolić. A o to przecież chodziło.
Małgorzata Sawicka
fot. Sebastian Rutkowski
W oborze zamontowana została specyficzna drabina paszowa tzw. agrafka. Hodowca jest z niej bardzo zadowolony. Wyróżnia ją kilka zalet:
- miejsca „stojące” dla krów przy stole paszowym są umiejscowione na podwyższeniu. Można tam położyć matę gumową i jest to w miarę suche miejsce. Sprzyja to zdrowiu racic, bo krowa dziennie spędza przy stole paszowym 6-8 godzin;
- oddzielone stanowiska dla krów przy stole paszowym dają gwarancję, że zwierzę zajmie tylko zaplanowanych 80 cm, nie więcej;
- krowy słabsze czują się w wygrodzeniach bezpieczniej, nie są spychane przez sztuki dominujące, które mają tendencje do takich zachowań, stado jest spokojniejsze;
- zgarniacz obornika nie przeszkadza krowom stojącym przy stole paszowym;
- łatwość przeprowadzania jakichkolwiek zabiegów weterynaryjnych - krowy po podaniu paszy podchodzą do stołu paszowego, jest do nich łatwy dostęp;