Podlaskie AGRO

Aktualności

By krowy zdrowo stały


fot. AGRO-TEST

Korekcja racic w pytaniach i odpowiedziach

Większość hodowców bydła wie, że korekcja racic wykonana przez renomowane i doświadczone firmy przynosi same korzyści. Poprawnie wykonana usługa powoduje zmniejszenie nakładów finansowych na leczenie schorzeń racic, jak również wzrost produkcji mleka i spadek ilości komórek somatycznych. Mając krowy o prawidłowej postawie, łatwiej jest też wykryć u nich ruję i w odpowiednim stadium zareagować, co obniża nakłady na powtórne inseminacje.

Z reguły zabiegi korekcji racic powinno się wykonywać dwa do trzech razy w roku, w prostej zależności od wydajności krów: im wyższa wydajność - tym częściej przeprowadzamy korekcje racic. Poniżej wyjaśniamy najczęściej zadawane przez rolników pytania, dotyczące korekcji racic.

- Korekcja racic nie zawsze pomaga, to po co ją robić?

Oszem korekcja racic wykonywana przez osoby nazywane (pseudo) korekciarzami, w wielu wypadach może nie pomóc. Takim osobom brakuje doświadczenia. Niestety takie przypadki często się zdarzają, a w efekcie hodowca płaci dwa razy, bo musi wezwać specjalistyczną firmę na poprawkę wykonanej usługi.

- Jaka firmę wybrać, aby mieć gwarancje solidności?

Szukaj firmy, która wykonuje usługi od lat, posiada doświadczenie i nowoczesny sprzęt taki jak: poskromy hydrauliczne, szlifierki wentylowane. Pytaj o referencje, gdzie firma ostatnio robiła korekcje racic. Czy wystawia fakturę VAT? Nawet, jeśli nie potrzebujesz faktury do rozliczenia, zapytaj - faktura stanowi dokument w razie jakichkolwiek uwag w stosunku do wykonania usługi. Zwracaj uwagę, czy prowadzona jest dokumentacja w trakcie trwania usługi.

- Po co hodowcy potrzebna jest dokumentacja?

Dokumentacja jest potrzebna do oceny stada względem stanu racic, jak również sprawdzalności (między korekcjami) poprawy sytuacji w stadzie, do wykrywania chorób dziedzicznych i stosowania innego leczenia. Stanowi również dokument gwarancyjny wykonanej usługi.

- Czy długo czeka się na specjalistę, który fachowo wykonana korekcję?

Firmy o najlepszej renomie wykonywanych usług nie przyjmą zamówienia z dnia na dzień. Poza tym większość kulawizn nie występuje z dnia na dzień. Hodowca obserwując sytuację w swojej oborze powinien odpowiednio wcześnie reagować. W takiej sytuacji nawet kilkutygodniowe lub miesięczne kolejki (takie terminy maja renomowane firmy) nie są przeszkodą. Tylko osoby, które źle lub sporadycznie wykonują usługi - szybko się zjawią.

- Co to znaczy kompleksowość usługi?

Firma, ekipa wykonująca usługę, po przyjedzie do gospodarstwa, wymaga od hodowcy wskazania stada, podlegającego korekcji racic i miejsca wykonywania usługi. Rolnik nie jest angażowany do żadnych prac związanych np. z wprowadzaniem i wyprowadzaniem krowy na stanowisko. Ekipa prowadzi dokumentację usługi, opisuje choroby, wykonuje usługi nowoczesnym sprzętem, zakłada opatrunki, doradza w takcie prac, jak również w okresie międzykorekcyjnym, obcina rogi. Usługi mogą być wykonywane w trakcie plac polowych (nie angażują gospodarza, a całość prac jest zapisywana na specjalnych kartotekach).

- Jakie są różnice w poskromach?

Najnowszymi i najbardziej bezpiecznymi są poskromy hydrauliczne, kładące krowę na boku. Urządzenie unosi zwierzę i jednocześnie kładzie na boku. Nogi przypięte są do wsporników z wygodnym dostępem do racic. Układ nóg, jak i pozycja krów jest naturalna. Korekcja na poskromach hydraulicznych jest wykonywana szybciej i sprawniej, krowa się mniej stresuje. Korekcję można wykonywać u krów cielnych. W przeciwieństwie do poskromów zwykłych rurkowych, w których krowa wisi na pasach, czas usługi się wydłuża, dostęp do racic jest kiepski, większość przypadków podciągania kopyt do tyłu kończy się ścięciem piętek u krów. Pozycja osoby, wykonującej na kolanach lub w pozycji zgiętej, powoduje mniejszą widoczność i zmęczenie osoby wykonującej co wpływa na jakość usługi.

Marek Galiczak, firma AGRO-TEST



Krowy na karuzeli


A oto i „sprawca” zamieszania niedzielnego - hala udojowa typu AutoRotor PerFormer firmy GEA WestfaliaSourge

Na Podlasiu otwarta została jedna z trzech największych w Polsce dojarni karuzelowych


W gospodarstwie Elżbiety i Krzysztofa Banachów z Kalinowa w gm. Piątnica wszystko kręci się wokół krów. Od końcówki kwietnia - dosłownie. Wtedy właśnie dokonane zostało tam uroczyste otwarcie nowej hali udojowej typu AutoRotor PerFormer firmy Westfalia Sourge, zwanej karuzelą.

Uroczystość w gospodarstwie Banachów zaszczyciło wielu znakomitych gości.

- Jest to dla mnie duże wyróżnienie, że przyjechaliście Państwo do mojego gospodarstwa - podkreślił podczas otwarcia Krzysztof Banach.

A gospodarstwo tonie lada - jest jednym z największych w regionie. Co drugi dzień wyjeżdża stąd 7,5 tys litrów świeżego mleka najwyższej jakości. Natomiast uruchomiona w dojarnia to prawdziwa perełka wśród hal udojowych - supernowoczesne urządzenie, trzecie na świecie z takim oprogramowaniem, przeznaczone na 28 sztuk bydła.

Realizacja inwestycji została powierzona firmie Agro-Serwis z Zambrowa, dealerowi Westfalii. Jedną z zalet tej nietypowej dojarni jest oszczędność czasu. Stado pana Krzysztofa liczy sobie ok. 160 krów dojnych - z taką liczbą karuzela „rozprawia się” w godzinę - godzinę dziesięć (prawie trzy razy szybciej niż do niedawna).

- Zmiana jest ogromna. Zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu - chwali rozwiązanie właściciel.

Karuzela ma też i inne zalety.

- W tym modelu, krowy podpinane są od strony zadniej. Cały proces doju i mycia sterowany przez komputer. Komputer sprawdza też, czy dana krowa ma zapalenie wymienia - wówczas wyłącza automatycznie aparat - wyjaśnia Dariusz Chmielewski, przedstawiciel handlowy Z.H.U. Agro-Serwis z Zambrowa. - Konstrukcja jest komfortowa dla dojarza, który stoi w miejscu, ale także przyjazna środowisku.

I choć kilkaset tysięcy, które trzeba było wydać na inwestycję to nie mało (wymaga specjalnie przystosowanego budynku, co pływa na koszt jej realizacji), pan Krzysztof jest zadowolony. Dzwoniliśmy do niego przed kilkoma dniami, by zapytać jak sprawuje się dojarnia. Zapewniał, że bez zarzutu.

Małgorzata Sawicka


Dojarnie karuzelowe AutoRotor firmy GEA WestfaliaSurge umożliwiają cichy i ciągły dój, pozwalają na zaoszczędzenie czasu przeznaczonego na rutynowe czynności udojowe jak również automatyczny masaż, dojąc perfekcyjnie. Systemy AutoRotor przyspieszają przemieszczanie się zwierząt, poprawiają przepustowość i minimalizują nakłady pracy. Poprawiają przez to efektywność całego gospodarstwa. Przy czym technika jest wykorzystana i obciążona optymalnie w jednym czasie.


Cechy systemów AutoRotor


wylewana platforma betonowa
bezobsługowe rolki jezdne z tworzywa sztucznego
ocynkowana ogniowo konstrukcja stalowa
całkowicie zintegrowane przegrody i ramy jezdne (zmieniono)
wydajny napęd hydrauliczny, regulowany bezstopniowo
sterowanie elektryczne ze stabilnym zabezpieczeniem (usunięto)
stabilne połączenie za pomocą sprzęgła obrotowego instalacji próżniowej, mlecznej, (usunięto) ciśnieniowej,( osunięto)
sterowany komputerowo zintegrowany system mycia - dodano
brak zakłóceń podczas długiego doju, - zmieniono
krótkie odcinki do pokonania - niewielki czas ruchu zwierząt i dojarzy, - dodano
płynna wymiana grup - bez straty czasu.


Dariusz Chmielewski, przedstawiciel handlowy Z.H.U. AGRO-SERWIS z Zambrowa:

W zastosowanej w Kalinowie konstrukcji, jeśli któraś krowa wymaga dłuższego dojenia, jest automatycznie zamykana za pomocą bramki i jest dodajana podczas kolejnego okrążenia, nie blokując miejsca. System automatycznego zamykania zwierząt bramkami pozwala na przyspieszenie i upłynnienie dojenia oraz eliminuje zatrzymania karuzeli przez co poprawia efektywność i skraca czas doju. Możliwa jest regulacja prędkości obrotowej karuzeli, w zależności od preferencji dojarza, grupy zwierząt, bądź kwestię tę pozostawiamy systemowi zarządzania.

fot. T. Fiłończuk



Elżbieta i Krzysztof Banachowie dokonali uroczystego przecięcia wstęgi

W Unii, ale nie na sto procent


Marek Jabłoński, rolnik produkujący mleko do kwestii UE podchodzi z rezerwą. - Są plusy i minusy – mówi.

W tym roku obchodzimy 5-lecie obecności Polski w strukturze Unii Europejskiej


Piąta rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej to świetna okazja, by podsumować zmiany, ale i pokazać nastroje rolników i ludzi związanych z branżą, po tych kilku latach. A te są różne, ale już nie tak skrajne, jak przed akcesją, kiedy to z jednej strony byli ci, którzy pałali niechęcią, nawet wrogością, a z drugiej wielcy entuzjaści.

Z zebranych opinii przebija gorycz, że polscy rolnicy stali się częścią europejskiego świata, ale na warunkach zgoła gorszych niż inni.

- Podlaska Izba Rolnicza, jeszcze przed akcesją wyraziła swoją opinię, że na takich warunkach, jakie nam proponuje Unia Europejska, wchodzić do niej nie chcemy. Być może komuś wydawało się więc, że nie chcemy do Unii. A my chcieliśmy, jak najbardziej, ale na warunkach takich, jakie mają rolnicy ze „Starej Unii” - mówi Witold Grunwald, członek zarządu Podlaskiej Izby Rolniczej. - Nie chcieliśmy, żeby nas traktowano jak członka drugiej kategorii, a tak się w sumie stało. Przez to ciągle jesteśmy trochę z tyłu, bo tamci rolnicy idą do przodu, a my ich stale gonimy, ale trudno nam nabrać prędkości.

- Oficjalnie dopłaty obszarowe co roku rosną... teoretycznie, bo w rzeczywistości pieniądze są coraz mniejsze - podkreśla Tomasz Gietek, prezes PIR. - Rolników, co roku, bije po kieszeniach, kurs euro, który dziwnym trafem, zawsze jest niekorzystny. Dodatkowo, „całkiem przypadkiem”, w czasie, gdy wypłacane są dopłaty, ceny środków do produkcji nagle gwałtownie wzrastają.

Podobnie jak wówczas, gdy dochodzi do realizacji płatności w ramach programów pomocowych: najpierw SAPARD-u, później SPO i PROW.

- Czy jest lepiej w polskim rolnictwie od kiedy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej? - zastanawia się Krzysztof Banach, prezes Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka. - Na pewno nie jest gorzej. Nie ma co ukrywać - do polskiego rolnictwa, dzięki akcesji, popłynęły takie pieniądze, jakich by nie było, gdyby nie ta Unia. Ale są dwie strony medalu. Pieniądze można otrzymać, ale to tor z przeszkodami - wnioski do przygotowania są skomplikowane, a wypłata środków przeciąga się miesiącami, komplikując nam życie.

Przysłowiowy już „strumień pieniędzy” płynący na polską wieś stał się tematem wielu artykułów, programów. I jak się mówi „podzielił miasto z wsią”.

- W przeciągu ostatnich lat politycy i media zachwycili się tym strumieniem pieniędzy, nikt się nie zastanawia, jaka jego część jest przechwytywana przez pośredników, m.in. w formie rosnących kosztów produkcji - podkreśla Gietek.

- I maszyn - dodaje Krzysztof Banach. - Nie raz za granicą daną maszynę bardziej opłaca się kupić niż u nas.

Podwyżka cen sprzętu rolniczego, paliwa, środków ochrony roślin, w końcu rekordowa zwyżka cen nawozów, na co dzień dotyka Marka Jabłońskiego, rolnika z Sobótki k. Bielska Podlaskiego. Gospodaruje w średniej wielkości gospodarstwie o profilu mlecznym. Jego stado liczy 15 sztuk, ale w ciągu najbliższego czasu ma się zwiększyć o dziesięć kolejnych sztuk.

- O tym, ile teraz kosztuje mleko nie muszę nikomu przypominać - mówi rolnik. - Unia nie ochroniła nas przed kryzysem. Dała dopłaty, ale niższe niż innym i łatwo policzyć, że są za niskie w stosunku do kosztów produkcji.

Jeszcze jedną bolączką pana Marka jest system kwotowania mleka.

- Kwoty są za niskie - wyjaśnia. - Ten, który chce się rozwijać, a nie otrzyma tyle, ile potrzebuje, musi dokupić. A to spory wydatek. Ja mam ten problem co roku: występowałem o kwotę, dokupowałem, ale i tak musiałem zapłacić karę za jej przekroczenie.

Rolnicze podsumowanie naszego 5-lecia w Unii Europejskiej nie wyszło za wesoło. A przecież, dzięki akcesji przekonaliśmy siebie i innych, że potrafimy się zmobilizować.

- Uważam, że i tak w tej rzeczywistości unijnej dobrze się odnaleźliśmy, dobrym na to przykładem jest poziom ilości wniosków o dopłaty obszarowe w pierwszym roku w UE - mówi Grunwald. - Spodziewano się, że Polacy złożą 40-50% wniosków, a my prześcignęliśmy wszystkich tych mniej „zacofanych”.

- W ogólnym rozrachunku można by powiedzieć, że 10% polskich gospodarstw skorzystało na akcesji, 30% - straciło, a pozostała część wyszła na zero - podsumowuje Tomasz Gietek.

Małgorzata Sawicka


fot. T. Fiłończuk.



Zawodowy atak z trawy


Uwaga na kleszcze! Sezon na ugryzienia rozpoczęty!


Najwięcej zachorowań na boreliozę wystąpiło w ubiegłym roku w woj. podlaskim i lubelskim. A warto wiedzieć, że jest to jedna z rolniczych chorób zawodowych. W 2008 r. Kasa Rolniczego Ubezpiecza Społecznego Rolników wypłaciła 130 jednorazowych odszkodowań z tytułu uszczerbku na zdrowiu spowodowanego chorobami zawodowymi.

Borelioza jest chorobą przenoszoną przez kleszcze. A zatem, dla własnego dobra, poznajmy nosiciela choroby, historię choroby oraz sposoby zapobiegania jej.

Objawy choroby z ukąszeniem przez kleszcza zanotowano już w 1909r. Natomiast po raz pierwszy zidentyfikowano chorobę w 1975r. opisując przypadki zapalenia stawów u dzieci z obszaru miasta Lyme w stanie Connecticut (USA), sugerując ich związek z ukąszeniami przez kleszcze. Stąd wzięła się nazwa borelioza - choroba z Lyme. W Polsce zachorowania na boreliozę zaczęto rozpoznawać pod koniec lat 80-tych.

Kleszcze to pajęczaki należące do rzędu roztoczy. Jedne posiadają pancerz, inne są go pozbawione. Długość dorosłych osobników wynosi od jednego do kilku milimetrów, a po nassaniu się krwi są kilka razy większe. W naszej szerokości geograficznej są aktywne od kwietnia do końca października. Rejonem endemicznym jest województwo podlaskie i Mazury. Najczęściej występują na granicy łąk i lasów, w zagajnikach, w lasach porośniętych paprociami, jeżynami, leszczyną. Zazwyczaj wiszą na spodzie liści lub źdźbłach trawy, przez co są niewidoczne. Spotkać je można na zwalonych pniach drzew i leżących gałęziach. Cykl życiowy kleszcza przebiega w trzech stadiach rozwoju: larwalnym, nimfy i osobnika dorosłego. Wiosną dorosłe samice składają jaja, a same giną. Pod koniec lata lub na początku jesieni wykluwają się larwy, które zimują pod leśną ściółką. Wiosną przepoczwarzają się w nimfy, a następnie w dorosłe osobniki.

Zakażenie człowieka następuje po ukąszeniu, które jest najczęściej bezbolesne. Po upływie kilku lub kilkunastu godzin kleszcz zaczyna odżywiać się krwią żywiciela i wówczas może zarazić przenoszonymi przez siebie chorobami. Im dłużej kleszcz tkwi w ciele, tym zwiększa się ryzyko zachorowania. Okres inkubacji trwa od 2 do 32 dni. Gdy doszło do zakażenia, w miejscu ukąszenia, na skórze pojawia się charakterystyczny rumień o średnicy od 1 do 1,5cm, który w długim okresie czasu powiększa się do kilku centymetrów, po czym blednie od środka i zanika. W diagnostyce wystąpiły również przypadki, gdy rumień nie wystąpił, a kleszcz został niezauważony.

Należy pamiętać, że czasami borelioza wywołuje objawy podobne do grypy: stan podgorączkowy, bóle mięśniowo-stawowe, bóle głowy, osłabienie, a nawet nudności.

W przypadku, gdy po ukąszeniu przez kleszcza zauważymy niepokojące objawy, bezwzględnie trzeba zgłosić się do lekarza, w celu wykluczenia boreliozy bądź - w przypadku potwierdzenia choroby poddania się leczeniu. Nieleczona borelioza może prowadzić do uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i układu sercowo-naczyniowego.

O ile turysta może zrezygnować z wyjazdu w regiony częstego występowania kleszczy, to rolnik prowadząc gospodarstwo zmuszony jest poruszać się po łąkach i obrzeżach lasów. W związku z tym często narażony jest na ukąszenie przez kleszcze. W jaki sposób można zabezpieczyć się przed boreliozą, skoro nie ma na nią skutecznej szczepionki? Zapobieganie boreliozie głównie polega na unikaniu ukąszenia przez kleszcze. W związku z tym wskazane jest:

- przy pracach w lesie, na łąkach zakładać odzież i buty całkowicie okrywające ciało;

- po powrocie do domu należy dokładnie obejrzeć ciało pamiętając, że kleszcze szczególnie zagłębiają się na głowie, szyi, pod kolanami, w zagięciach rąk, w pachwinach oraz pofałdowaniach skórnych (ukłucie kleszcza nie jest odczuwalne z uwagi na substancje znieczulające znajdująca się w jego ślinie);

- stosować środki odstraszające kleszcze.

Jeśli zauważymy kleszcza wpiętego w skórę, należy od razu usunąć go, najlepiej przy pomocy specjalnej pompki próżniowej lub wyciągnąć pęsetą. Jeżeli tkwi głęboko, najlepiej niezwłocznie udać się do lekarza. Usunięcie kleszcza w ciągu pierwszej doby po ukąszeniu wielokrotnie zmniejsza prawdopodobieństwo zarażenia.

O tym, że brak wiedzy o chorobach przenoszonych przez kleszcze, może prowadzić do narażenia własnego zdrowia, przekonała się Pani Anna Kazimieruk, która od ponad 30 lat pracuje w gospodarstwie rolnym w sąsiedztwie kompleksów leśnych, położonych przy Puszczy Białowieskiej. Przez długi okres odczuwała prawie codzienne bóle głowy, karku i szyi z towarzyszącymi bólami stawów, uczuciem stałego zmęczenia. Leczenie u lekarza rodzinnego nie przynosiło poprawy zdrowia. Dopiero po wykonaniu testów w Klinice Chorób Zakaźnych zdiagnozowano boreliozę i zastosowano właściwe leczenie. Po kliku latach u pani Anny nastąpił nawrót choroby.

- Byłam często pogryziona przez kleszcze – mówi pani Anna. - Nie wiedziałam, że kleszcze mogą przenosić chorobę, która niszczy zdrowie. Nie byłam świadoma zagrożenia, a ugryzienie przez kleszcza nie było niczym niepokojącym. Teraz wiem, że należy chronić się przed ugryzieniem przez kleszcza. Dlatego sprawdzam ciało po powrocie do domu, nawet z podwórka. Stosuję środki odstraszające, ale nie zawsze działają skutecznie.

KRUS od lat informuje rolników o chorobach przenoszonych przez zwierzęta. W tym celu została opracowana broszura pt. „Chorób odzwierzęcych można się ustrzec”, którą rolnicy otrzymują podczas szkoleń z zakresu zasad bezpiecznej pracy w rolnictwie, prowadzonych przez inspektorów prewencji. Z broszury można się dowiedzieć, jak zabezpieczyć się przed najczęściej występującymi chorobami odzwierzęcymi, w tym przed chorobami przenoszonymi przez kleszcze. Na początku kwietnia rolnicy podlegający ubezpieczeniu społecznemu z terenu województw, gdzie zgłoszono najwięcej zachorowań na boreliozę, otrzymali ulotkę informującą o tej chorobie i zapobieganiu ukąszeniom przez kleszcze.

Z meldunku epidemiologicznego Państwowego Zakładu Higieny wynika, że w Polsce w 2007r. na boreliozę zachorowało 7.731 osób, a w 2008r. - 8.248. Rosnąca liczba zachorowań na boreliozę powinna być ostrzeżeniem dla rolników. Jak najbardziej uzasadniony jest apel o rozwagę i ocenę swojego zachowania, by nie zwiększać ryzyka zakażenia boreliozą.

Należy również wiedzieć, że drugą chorobą wywoływaną przez kleszcze jest kleszczowe zapalenie mózgu. Tę chorobę w 2008r. stwierdzono u 200 osób. W odróżnieniu od boreliozy – skutecznym sposobem ochrony przed kleszczowym zapaleniem mózgu jest szczepionka.

Jednak najskuteczniejsze zapobieganie boreliozie i kleszczowemu zapaleniu mózgu – to unikanie ukąszeń przez kleszcze.

Eugenia Malinowska, Placówka Terenowa KRUS w Hajnówce


fot. B. Klem

Rolnicy nie są w stanie unikać miejsc, w których są szczególnie narażeni na ukąszenie przez kleszcza. Dlatego tak ważne jest, by ograniczać ryzyko poprzez wkładanie właściwej odzieży oraz dokładne sprawdzanie pod koniec dnia, czy owad nie zdążył się zagnieździć.

Inwestycją w kryzys!


Nowa obora Cudnowskich z przeznaczeniem na 120 sztuk

Otwarcie nowoczesnej obory w miejscowości Netta Druga


Jest wolnostanowiskowa, bo w takiej lżej pracować. W sumie pomieści 120 sztuk bydła. Zautomatyzowana hala udojowa, system organizujący funkcjonowanie obory, jej wyposażenie - to wszystko robi ogromne wrażenie. 10 maja odbyło się otwarcie nowej obory w gospodarstwie Marzanny i Jarosława Cudnowskich z Netty Drugiej koło Augustowa.

Na uroczystość właściciele obiektu zaprosili sąsiadów, znajomych i przyjaciół, przybyli również reprezentanci Samorządu oraz firm i instytucji współpracujących z gospodarzami, jak również uczestniczących w realizacji inwestycji. Zanim rozpoczęło się pierwsze zwiedzanie, obora została poświęcona przez księdza proboszcza, wiele osób wręczyło Cudnowskim upominki, padło mnóstwo życzeń i słów uznania. Między innymi życzenia szybkiego przepełnienia świeżo zbudowanego zbiornika na mleko, co wywołało salwę śmiechu. Następnie wszyscy zgromadzeni mieli okazję dokładnie przyjrzeć się każdemu szczegółowi obory, porozmawiać z przedstawicielami firm. Na końcu czekał gorący poczęstunek.

Liderzy w swej branży

Marzanna i Jarosław Cudnowscy to, można rzec, liderzy w swoim powiecie. Interesują ich nowinki technologiczne, bez obaw sięgali i sięgają po fundusze unijne. Uzyskane w ten sposób środki przeznaczyli na modernizację parku maszynowego, co znacznie ułatwia pracę. Na swoim koncie mają liczne sukcesy w konkursach branżowych. Mają dwie córki: Monikę, studiującą zootechnikę w Olsztynie oraz Emilę - uczennicę gimnazjum. Pan Jarosław udziela się społecznie działając w Podlaskim Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka.

Gospodarstwo rolników z Netty Drugiej zajmuje powierzchnię ok. 63 hektarów. W tym grunty własne stanowią 23 hektary, pozostałe to dzierżawa. Jak to bywa w przypadku gospodarstw o profilu mlecznym, większość gruntów zajmuje uprawa kukurydzy na kiszonkę (22 ha), kilka hektarów to pszenżyto, resztę stanowią użytki zielone.

Ich stado liczy 95 sztuk - to krowy czarno-białe z dolewem 95 % HF. Średnia wydajność wynosi 8200 litrów.

Iść za ciosem

Po takim wydarzeniu, jak otwarcie obory wolnostanowiskowej w gospodarstwie Marzanny i Jarosława Cudnowskich wydaje się, że czasy kryzysu w branży mleczarskiej mamy już za sobą. Właściciele tego obiektu z optymizmem patrzą w przyszłość, wierząc, że nowa inwestycja zwróci się z nawiązką.

- Kiedy podejmowaliśmy decyzję o budowie nowej obory, była zupełnie inna cena mleka, ale maszyna już ruszyła i nie było już odwrotu, trzeba było iść za ciosem - wyjaśnia Cudnowski. - Jednak nie jest źle. W tej chwili jest stabilizacja ceny i nadzieja, że pójdzie do góry, że będzie lepiej. Trzeba myśleć pozytywnie.

Jak podkreślają gospodarze, w kwestii inwestowania w nowe obiekty inwentarskie nie są wyjątkami.

- Wykonawca konstrukcji zrobił około 30 takich konstrukcji w ubiegłym roku, w większości na Podlasiu - mówi pani Marzanna.

Zresztą rolnicy zgodnie podkreślają, że nowy budynek inwentarski był już niezwykle potrzebny. Poprzednia obora pochodzi jeszcze z lat 70-tych, do niej dobudowano w 2000 roku nową część.

Rolnikom musi być lżej

Na bazie doświadczeń, rolnicy podjęli decyzję o budowie obory wolnostanowiskowej na 120 sztuk bydła.

- Pracowałam kilka ładnych lat w oborze uwięziowej i nikomu nie radziłabym takiego wyboru - podkreśla Cudnowska. - Tam jest bardzo ciężko, przy każdej sztuce, tylko przy jednym doju, muszę cztery razy kucnąć - trzeba krowę przygotować, umyć, zdezynfekować podłączyć, odłączyć. Można sobie wyobrazić, jaki jest stan kręgosłupa człowieka, który dzień po dniu pracuje w takich warunkach. W nowej oborze jest zupełnie inny komfort pracy.

Generalne wykonawstwo rolnicy powierzyli ełckiej firmie BirBud. Dzięki niej powstał obiekt o długości 43 metrów, szerokości 24 m (od strony frontu szerokość wynosi 32 metry, ze względu na dobudowaną halę udojową).

- Teren, na którym wzniesiona została obora charakteryzuje się gruntami nośnymi, nie było problemu z posadowieniem budynku - mówi inż. Marcin Biryło z ełckiego BirBud-u.

Przy realizacji inwestycji zastosowano stalową konstrukcję dachu opartą na wieńcach ścian podłużnych i dwoma rzędami podpór pośrednich, dach został pokryty Eurofalą i ocieplony płytą z pianki poliuretanowej.

Ściany zewnętrzne obory wymurowano z bloczka keramzytowego o grubości 30 cm.

- Wykonaliśmy też wyprawę elewacyjną tynkiem silikatowym, odpornym na warunki atmosferyczne - podkreśla Biryło.

Rządzi automat

Wyposażenie obory to zasługa kolejnych firm. Nawiewy podokapowe dostarczyła firma JFC, do montażu hali udojowej i systemu zarządzania stadem Cudnowscy wybrali Westfalię.

- W starej oborze mamy zamontowaną linię udojową tej samej firmy - tłumaczy pani Marzanna. - Mamy do nich zaufanie, to bardzo dobra marka, no i jesteśmy zadowoleni z serwisu.

- Cudnowscy wybrali kompleksowe rozwiązanie, co oznacza, że na centralnym komputerze mają oprogramowanie, które zarządza stadem, prowadzi karty zwierząt, rejestr wszystkich zdarzeń związanych z pracą hodowlaną i współpracuje z urządzeniami pracującymi w oborze: z halą udojową, systemem żywienia, może współpracować ze stacjami odpajania cieląt i bramkami selekcyjnymi oraz z innymi urządzeniami, które przyjdzie nam do głowy zamontować - wyjaśnia Marcin Wodecki, dyrektor sprzedaży Westfalia Surge.

Rolnicy zdecydowali się na montaż hali udojowej typu Auto Tandem 2x4 wyposażonej w system pomiaru komórek somatycznych, system likwidacji pustodojów, automatycznego zdejmowania.

Przedrostek „auto” w nazwie hali oznacza, że do zadań dojarza należy właściwie jedynie założenie aparatów. Pozostałe czynności wykonuje automat czyli: przygotowanie wymienia (poprzez masaż przedudojowy), dój, wykrycie końca doju, dodajanie, zdjęcie aparatu, wypuszczenie krowy i wpuszczenie następnej.

To jeszcze nie koniec

Zamontowana w oborze hala ma wydajność doju 60-65 krów na godzinę. Tak więc, nawet po zwiększeniu stada do pełnej obsady nowego obiektu, proces doju obsłuży to samo urządzenie, wydłuży się jedynie czas doju.

Zamontowany u Cudnowskich system komputerowy ma jeszcze jedną ciekawą funkcję - na bazie pomiarów ilości mleka od każdej krowy, oblicza jej dawkę paszową i przydziela dzień po dniu, dzieląc na porcje, żeby nie przeciążyć żołądka.

- Rozmawialiśmy już z gospodarzami o zamontowaniu stacji odpajania cieląt. Po realizacji tego przedsięwzięcia gospodarze będą musieli tylko zasypać do nich preparat mlekozastępczy, możliwe też jest mieszanie z siarą. Resztą zajmą się programy sterujące - każde podchodzące do stacji cielę otrzyma własną, świeżo zmiksowaną porcję - opowiada Marcin Wodecki.

Jak mówią sami Cudnowscy, w gospodarstwie przydałoby się jeszcze wiele rzeczy.

- Najpilniejsza inwestycja to utwardzenie podwórka - mówi pan Jarosław. - Przez jego stan do obory nie można wjechać paszowozem, trudności ma też samochód z mleczarni. Wystąpiliśmy o środki unijne na ten cel, więc mamy nadzieję, że wkrótce podwórko przed nową oborą będzie i bardziej praktyczne, i ładniejsze.

tekst: Małgorzata Sawicka

fot. S. Rutkowski



rodzina - Rodzina Cudnowskich w komplecie - z przodu Marzanna i Jarosław, z tyłu córki: Emilka i Mon

Udział w realizacji tej inwestycji miało wiele osób,

Wybór gospodarzy był prosty - ma być to obora wolnostanowiskowa ze względu na komfort pracy

Hala udojowa jest w pełni zautomatyzowana. Dojarz musi tylko założyć aparat udojowy,


Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności