Podlaskie AGRO

Targowiska, czy próżności?

Będą pieniądze z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007 - 2013 na budowę i modernizację targowisk w miejscowościach liczących nie więcej niż 50 tys. mieszkańców, by rolnicy mogli bezpośrednio sprzedawać tam swoją żywność  - zapowiedział Marek Sawick, minister rolnictwa.  Przedstawiając Program Rozwoju Targowisk na Obszarach Wiejskich "Mój Rynek" podczas konferencji prasowej z udziałem Tomasza Kołodzieja Prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zorganizowanej 4 lipca 2011 r. w Sejmie zapowiedział, ze niebawem ruszy nabór wniosków o przyznanie wsparcia na ten cel.  Pomoc na takie inwestycje będzie dostępna w ramach PROW na lata 2007-13 z działania "Podstawowe usługi dla gospodarki i ludności wiejskiej" którego wdrażaniem w ramach tzw. zadań delegowanych przez ARiMR  zajmują się samorządy wojewódzkie i one właśnie ogłoszą nabory wniosków o przyznanie wsparcia na budowę nowych i modernizacje istniejących już targowisk. Maksymalnie będzie można otrzymać nawet milion złotych, lecz poziom dofinansowania nie może być wyższy niż 75% kosztów kwalifikowalnych poniesionych na taką inwestycję. Minister spodziewa się, że dzięki takiemu wsparciu powstanie lub zostanie zmodernizowanych łącznie około 300 targowisk. Takie inwestycje przełożą się z kolei na powstanie nowych miejsc pracy na terenach wiejskich i w miastach w których będą funkcjonować takie targowiska.
Zadaniem Programu "Mój Rynek" jest stworzenie warunków do prowadzenia sprzedaży bezpośredniej przez rolników by mogli zwiększyć swoje dochody, a także skrócenie drogi, którą musi przejść towar pomiędzy producentem, a konsumentem. Dzięki powstaniu targowisk na terenach wiejskich możliwe będzie bowiem prowadzenie przez rolnika sprzedaży przetworzonych przez niego produktów żywnościowych bezpośrednio konsumentowi. To sprawi, że kupujący może w prosty sposób kontrolować pochodzenie towaru. Taki produkt będzie na pewno lepszej jakości, chociażby z tego względu, że będzie świeży. Nie będzie bowiem trzeba transportować go daleko, ponieważ z założenia targowiska będą funkcjonowały w każdym powiecie. Oferowany przez rolnika towar będzie też tańszy, ponieważ ograniczone zostaną do minimum koszty transportu.
Podczas konferencji Minister Rolnictwa poruszył także temat odnawialnych źródeł energii. Wyraził nadzieję, że jeszcze we wrześniu ARiMR rozpocznie nabór wniosków o przyznanie pomocy z działania "Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej" na budowę instalacji wytwarzających energię odnawialną. Dzięki budowie odnawialnych źródeł energii rolnik będzie nie tylko jej konsumentem, ale także jej producentem.  Minister podkreślił, że energia odnawialna to nie tylko biogaz, ale także energia czerpana ze słońca i wiatru. Marek Sawicki poinformował, że 1 lipca br. z inicjatywy jego oraz prof. dr hab. inż. Ryszarda Góreckiego został powołany Zespół ds. Rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii na Obszarach Wiejskich. Zadaniem tego zespołu będzie m.in. opracowanie modelowych rozwiązań dotyczących wytwarzania takiej energii, a także przygotowanie propozycji działań ułatwiających inwestycje w tym zakresie. Minister zapowiedział, że 16 lipca br. odbędzie się w Sopocie międzynarodowa konferencja pt. "Energetyczne wykorzystanie biomasy pochodzenia rolniczego ważnym elementem Wspólnej Polityki Rolnej". Uczestniczyć w niej będą m.in. ministrowie rolnictwa państw członkowskich, przedstawiciele Komisji Europejskiej, Rady i Parlamentu Europejskiego, a także władze samorządowe oraz eksperci zajmujący się odnawialnymi źródłami energii.
Ostatnim tematem poruszanym w czasie tej konferencji była kwestia  pomocy dla rolników, którzy ponieśli starty w wyniku działania klęsk żywiołowych. Minister Marek Sawicki  poinformował, że znowelizował Rozporządzenie dotyczące przyznawania wsparcia z działania "Przywracanie potencjału produkcji rolnej zniszczonego w wyniku wystąpienia klęsk żywiołowych oraz wprowadzenie odpowiednich działań zapobiegawczych" w ramach PROW 2007-13. W nowelizacji rozszerzony został znacznie katalog szkód, które mogą wystąpić w gospodarstwach rolników. Do powodzi oraz osuwisk ziemi, dołączone zostały także przymrozki wiosenne, ujemne skutki przezimowania, gradobicie, huragan, susza, lawiny, nawalny deszcz  a także uderzenie pioruna. Poszkodowani przez klęski żywiołowe rolnicy będą mogli składać w ARiMR wnioski o przyznanie im wsparcia na odbudowę produkcji od 18 lipca do 29 sierpnia 2011 r. Szef resortu rolnictwa przypomniał, że maksymalna pomoc,  jaką można otrzymać z tego działania wynosi 300 tys. zł. w całym okresie realizacji PROW 2007 - 2013, a wkład własny rolnika wynosi jedynie 10%, pozostałe 90% otrzyma z ARiMR po zrealizowaniu inwestycji. Minister podkreślił, że pomoc z tego działania nie ma tylko charakteru odtworzeniowego. Oznacza to, że jeżeli rolnik w wyniku klęski żywiołowej, która nawiedziła jego gospodarstwo stracił budynek inwentarski, nie musi go odbudowywać, może np. kupić nową maszynę rolniczą.
Prezes ARiMR Tomasz Kołodziej przytoczył dane obrazujące skalę pomocy, która za pośrednictwem Agencji została przekazana na rozwój polskiego rolnictwa i rybołówstwa w ramach Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej. Od 2004 r. czyli od wstąpienia Polski do UE, do rolników, rybaków i przedsiębiorców trafiło aż 112 mld zł, a tylko w tym roku ARiMR wypłaciła ponad 14 mld zł. Poziom wypłat z PROW 2007 - 2013 jest także imponujący, bo dotychczas Agencja wypłaciła 24 mld zł, co stawia nasz kraj na pozycji lidera w realizacji tego Programu w całej Unii Europejskiej.
Źródło: Departament Komunikacji Społecznej MRiRW

Pijemy coraz więcej mleka

scenaMleczna feta - Światowy Dzień Mleka odbył się 3 lipca w Wysokiem Mazowieckim

Co trzeci litr mleka i co piąta kostka masła trafia do polskich sklepów z Podlasia. Tu też, a dokładniej w Wysokiem Mazowieckiem, obchodzony jest hucznie Światowe Święto Mleka. W tym roku już po raz czwarty.
Światowy Dzień Mleka ustanowiła 10 lat temu FAO, Organizacja do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, by podkreślić znaczenie tego produktu w naszej codziennej diecie. Bo mleko jest ważne, bardzo ważne dla Polski, ale również ze względów gospodarczych: nasz kraj jest na czwartym miejscu w Unii Europejskiej pod względem jego produkcji. Rocznie sprzedajemy 1,5 mld litrów mleka i przetworów na 95 zagranicznych rynkach.
Choć pogoda w pierwszą niedzielę lipca kaprysiła, impreza przebiegała w radosnych nastrojach. Nie ma co się dziwić, skoro Dariusz Sapiński, prezes Spółdzielni Mleczarskiej Mlekovita, organizatora imprezy, na rozpoczęciu podkreślił, że to był dobry rok dla producentów mleka. Wyraził nadzieję, że dla konsumentów również. I coś w tym jest. Statystyczny Polak rocznie wypija 260 litrów mleka, a liczba ta ciągle rośnie.
Publiczność przyciągnęły też przygotowane przez organizatorów atrakcje. Wśród nich były gry i zabawy dla dzieci, występy zespołów muzycznych, degustacja produktów mleczarskich, mleczne pokazy kulinarne oraz cieszący się popularnością konkurs w piciu mleka na czas. Jego zasada jest prosta i doskonale znana. Każdy zawodnik ma za zadanie w jak najkrótszym czasie wypić litr białego przysmaku. Chętnych do konkursu rok rocznie nie brakuje, a technik na wykonanie zadanie jest wiele. Tym razem bezkonkurencyjny był Paweł Zdziarski z Ostrowi Mazowieckiej, który drugi rok z rzędu wygrał w konkursie i dzięki temu wywalczył tygodniowy pobyt w Zakopanem. Wypicie litra mleka zajęło mu zaledwie niespełna siedem sekund. Widocznie posiadł jakiś sekret.
Podczas uroczystości, Waldemar Broś, Prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Zw. Rew. wręczył odznaczenia „Zasłużony dla Spółdzielczości Mleczarskiej".
W tegorocznych obchodach Święta Mleka licznie wzięli udział przedstawiciele władz, rolnicy, przedstawiciele branży rolno-spożywczej oraz mieszkańcy miasta i regionu. W sumie na Święcie Mleka bawiło się kilka tysięcy osób.
fot. i tekst: Małgorzata Sawicka

dla_dzieciwygrany

Rogaty ring

uuuuuXVIII Regionalna Wystawa Zwierząt Hodowlanych i Dni z Doradztwem Rolniczym

Najpierw krowę trzeba dokładnie i kilkakrotnie umyć, potem ostrzyc wedle zaleceń, na kilka tygodni przed przyzwyczajać do uzdy i nauczyć wyprowadzania, w końcu wyszczotkować ogon i nabłyszczyć sierść – tak w skrócie wyglądają przygotowania zwierzęcia do udziału w wystawie. Pracochłonne. Mimo to, co roku nie brakuje chętnych by podczas Wystawy Zwierząt Hodowlanych w Szepietowie zaprezentować swoje osiągnięcia hodowlane.
W ostatnią sobotę i niedzielę czerwca tereny wystawowe PODR w Szepietowie zamieniły się w tętniące życiem miasteczko rolnicze. Na powierzchni ponad 10 hektarów zaprezentowało się ponad 300 wystawców. Ring zapełnił się najpiękniejszymi okazami zwierząt hodowlanych. Bogata propozycja wystawców i wspaniała atmosfera panująca w Szepietowie przyciągnęła ponad 100 tysięcy zwiedzających.
Kulminacyjnym punktem imprezy są wybory najpiękniejszych, najlepiej zbudowanych zwierząt. W tym roku o tytuł superchampiona walczyło w sumie ponad 260 zwierząt. Dominowało oczywiście bydło mleczne: w sumie wystawiono 147 krów i jałówek. O tytuły czempionów walczyło 22 sztuki trzody chlewnej, 20 sztuk koni, 45 owiec oraz 15 bydła mięsnego, a także 6 stad kur i 4 stada gęsi. Poza konkursem można było podziwiać szynszyle, kuce szetlandzkie, króliki i ptactwo ozdobne. Hodowcy biorący udział w wystawie otrzymali puchary i nagrody, które wręczył Mieczysław Kazimierz Baszko, wicemarszałek województwa podlaskiego.
Osiemnasta już wystawa w Szepietowie była okazją do uhonorowania odznaczeniami państwowymi rolników i doradców. Marek Sawicki, minister rolnictwa, wręczył 38 osobom odznaczenia „Zasłużony dla rolnictwa". Statuetki „Wigora" natomiast trafiły do rąk najbardziej zasłużonych dla jej rozwoju: Wojciecha Dzierzgowskiego, Mieczysława Kazimierza Baszko, Krzysztofa Pilawy, Stanisława Nowowiejskiego, Adama Kamińskiego, Wiesława Kuleszy, Stanisława Rogalskiego, Mariusza Cylwika.
Nie zawiodła ulubiona część imprezy sporej części publiczności -pokaz „Młodzi Hodowcy”, w którym pociechy rolników prezentują się na ringu wraz z cielętami. Uroczy to widok, kiedy nie bardzo wiadomo kto kogo prowadzi, czy chłopiec cielę, czy cielę chłopca...
Na polach demonstracyjnych PODR w Szepietowie firmy Contractus i Agroserwis Dariusz Sobol zaprezentowały maszyny podczas pracy, a chętni mogli skorzystać z jazdy próbnej.
Zwiedzający mogli degustować produkty mleczne, zupę gulaszową z wołowiny, pieczoną jagnięcinę i wędliny z koniny. Degustacje dofinansowane były z Funduszu Promocji Mleka, Funduszu Promocji Mięsa Wołowego, Funduszu Promocji Mięsa Wieprzowego, Funduszu Promocji Mięsa Końskiego, Funduszu Promocji Mięsa Owczego.
Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego przygotował seminaria z zakresu chowu zwierząt, na poletkach doświadczalnych można było obserwować różne odmiany zbóż, roślin pastewnych, przemysłowych i energetycznych.
Tekst: sam
fot. sam, PODR Szepietowo


Superczempiony wybrane:
Tytuły superczempionów otrzymały:
„Ida" Sławomiry Zalewska - w kategorii krowy mleczne
„Tory 2" Jana Zawadzkiego - w kategorii jałówki
krowa rasy charolaise „Tania" Jerzego Magowskiego - w kategorii krowy mięsne z cielętami
loszka wbp x pbz nr kat. 9 z HZZ Knyszyn Spółka z o.o.- w kategorii loszki
knur wbp nr kat. 2 Marcina Kowalewskiego- w kategorii knurki
maciorka suffolk Sławomira Paprockiego- w kategorii owce
tryk PON Józefa Rokickiego- w kategorii tryki
ogier „Aser" Grzegorza Wiszowatego- w kategorii konie
stado rodzicielskie kur mięsnych HUBBARD FLEX Barbary Kosiorek-Medykiewicz- w kategorii drób grzebiący
stado rodzicielskie gęsi Henryka Markiewiczaw - kategorii drób pływający



Nagrody dla wystawców:
Podczas targów nagrodzono także firmy prezentujące na wystawie swoją ofertę. Puchary i gratulacje powędrowały do Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, której to stoisko uznano za najatrakcyjniejsze. Firma AgroComplex, producent m.in. automatycznego dystrybutora mleka uznano Hitem publiczności (o mlekomatach szerzej w bieżącym wydaniu). Hitem Wystawy okrzyknięto produkt firmy Lely Center - robot Lely Juno.
Ostatni z wyróżnionych produktów – robot Lely Juno – służy do podgarniania paszy na stole paszowym. Zapewnia stały dostęp do paszy, stymulując większy ruch krów przy stole paszowym, co zwiększa spożycie paszy objętościowej i ogranicza straty paszy o 15 % niedojadów. Producent zapewnia ponadto, że dzięki użyciu robota stado zyskuje na spokoju,   krowy o niższej hierarchii mają stały dostęp do paszy, nawet gdy dominujące krowy zjedzą jako paszę jako pierwsze.
Jeszcze jedną zaletą robota jest oszczędność czasu i pracy. Jego funkcjonowanie eliminuje konieczność kilkakrotnego w ciągu dnia podgarniania paszy.

swalllmlczempionka

Wciąż przeć do przodu

przy_stole_1Laureaci Agroligii `2010 wciąż myślą o tym jak rozwijać gospodarstwo

Nie sztuką jest przeinwestować, a potem martwić się o jutro. Sztuką jest rozwijać się rozważnie, ale systematycznie. W końcu prowadzenie gospodarstwa to nie sposób na udowodnienie, kto jest lepszy, ale źródło utrzymania rodziny i godnego życia. Tak jak dla Danuty i Jacka Rydzewskich z miejscowości Koniecki Rostroszewo w gm. Szczuczyn, laureatów wojewódzkiego etapu tegorocznej Agroligii.
Większość z dzisiejszych dużych i poważanych gospodarstw ma bardzo podobną historię. Dziadkowie mieli po kilka hektarów, wielokierunkowe gospodarstwo i jakoś żyli. Dopiero działalność młodszych pokoleń decydowała o tym, jaki kształt przybrało gospodarstwo. Tak też i było u Danuty i Jacka Rydzewskich.
Osiągnięcia seniorów
W latach 70-tych gospodarstwo przejął tata pana Jacka. Kilka lat później postawił oborę – wówczas jedną z nowocześniejszych. Za nią zresztą otrzymał liczącą się wówczas i prestiżową nagrodę - „Złota Wiecha”. Zamontowano w niej też dojarkę bańkową, później rurociągową. Stopniowo przybywało też w gospodarstwie ziemi uprawnej. I, co bardzo istotne, wyklarował się wówczas kierunek produkcji, a stado krów mlecznych zostało objęte kontrolą użyteczności mlecznej. Wtedy na pierwszy plan wysnuwają się bohaterowie tego artykułu – Danuta i Jacek Rydzewscy.
Dynamiczny start młodego gospodarza
Jest rok 2005. Pan Jacek decyduje się wówczas na przejęcie gospodarstwa po ojcu, który przechodzi na rentę strukturalną.
- To był bardzo dobry moment – mówi młody gospodarz. - Zarówno warunki otrzymywania renty, jak i jej wysokość, były wówczas najbardziej korzystne. Ja, choć skończyłem szkołę o profilu rolniczym, nie od początku byłem zdecydowany na przejęcie schedy po rodzicach. Dopiero w wieku dwudziestu kilku lat podjąłem decyzję, że będę kontynuował to, co oni zaczęli.
Dzieło seniorów nie tylko kontynuował, ale i uczynił znaczący krok naprzód. Jedna z pierwszych decyzji dotyczyła modernizacji budynków inwentarskich.
- W grę wchodziły dwa rozwiązania – wspomina pan Jacek. - Budowa nowej obory, bądź rozbudowa i modernizacja starej. Trochę się wahaliśmy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na tę drugą wersję. Przeważyły koszty. No i szkoda było tego, co zbudował tata.
Stary budynek inwentarski rozbudowano, zlikwidowano w nim stanowiska i zmodernizowano, by powstała nowoczesna obora wolnostanowiskowa. Stara część służy jako pomieszczenie dla części nieprodukcyjnej stada – młodzieży i krów zasuszonych. Uzupełnieniem zmodernizowanego obiektu stała się hala udojowa 2x4 typu Rybia Ość.
Środki na inwestycje
- Środki na tę inwestycję pochodziły z preferencyjnego kredytu przeznaczonego dla młodych rolników – mówi pan Jacek. - Stwierdziliśmy, że na początku trzeba doprowadzić do ładu oborę, tak by spełniała wszelkie normy, co umożliwiłoby skorzystanie ze środków unijnych. Nie bez znaczenia był również fakt, że jako początkujący gospodarz, nie miałem pieniędzy, które są niezbędne przy sięganiu po unijne fundusze.
Jednak z PROW-u 2007-2013 rolnicy skorzystali już „pełną gębą”.
- Udało nam się z tych środków zakupić wóz paszowy, rozrzutnik obornika, beczkowóz, kosiarkę dyskową, agregat prądotwórczy i dwa ciągniki – wylicza Rydzewski. - To z działania „Modernizacja gospodarstw rolnych”. Z pieniędzy z tego samego źródła udało nam się też utwardzić plac manewrowy przez wyłożenie go kostką brukową. Z działania „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej” dokupiliśmy prasoowijarkę i zgrabiarkę w celu świadczenia nimi usług.
Rozwój gospodarstwa nie został spowolniony przez kwoty mleczne. Zresztą Rydzewski nie jest zwolennikiem ich zniesienia.
- Wolny rynek może mieć tu różne skutki – mówi. - W tym zalanie nas mlekiem po dumpingowych cenach. A to pogrzebałoby wiele mniejszych, słabszych gospodarstwa, jak również te przeinwestowane.
Stado i powierzchnia poziom w górę
Co do stada. Po rodzicach pan Jacek odziedziczył dwadzieścia kilka sztuk. Od tej pory przybyło zwierząt. Stado liczy sobie 46 krów dojnych (ogółem 85 sztuk), w ubiegłym roku rolnik sprzedał 280 tys. litrów mleka, całość w klasie ekstra.
Rozwój gospodarstwa pociągnął za sobą konieczność dokupowania ziemi.
- Zastałem 27 hektarów własnych, dziś gospodarują na 50 ha, różnica to dzierżawy w okolicznych wsiach – mówi rolnik. - Niestety kupno ziemi w pobliżu gospodarstwa stanowi dzisiaj dość spory problem. Jednak powiększenie areału to mój cel w najbliższej przyszłości. Najwyżej trzeba będzie szukać nieco dalej.
Tekst: Małgorzata Sawicka
fot. Sebastian Rutkowski

przy_ciaaagnikuobora

Kisić bez ryzyka

1Jak bezpiecznie przygotować kiszonkę z kukurydzy?

„Krowa pyskiem doi” - to wie każdy hodowca bydła mlecznego. By osiągnąć dobre wyniki hodowlane, trzeba zwierzętom podać paszę odpowiedniej jakości. Jej podstawą jest oczywiście kiszonka z kukurydzy. Jednak nie sztuką jest odpowiednio ją przygotować, ale sporządzić ją bezpiecznie, nie narażając swojego zdrowia, rodziny, czy pracowników.
Technologia zbioru kukurydzy i przygotowania kiszonki wymaga udziału wielu maszyn tj. ciągników, sieczkarni, przyczep transportowych i narzędzi do formowania pryzmy. Im więcej maszyn, tym większe ryzyko, że ich współpraca z człowiekiem okaże się dla jego zdrowia zgubna. Wszystkiego przewidzieć się nie da, ale są działania, których można się podjąć, by niebezpieczeństwo to zniwelować do minimum. Od czego zacząć? Najpierw zadbajmy o maszyny i ciągniki. Trzeba sprawdzić ich stan techniczny i poprawić zauważone usterki szczególną uwagę zwracając na osłony części ruchomych. Jeżeli ich brakuje, należy założyć nowe. Maszyny przygotowane do pracy, regularnie konserwowane, zadbane rzadziej się psują na polu i przez to są bezpieczniejsze. Takie nerwowe naprawy, szczególnie przy włączonym napędzie, wielu już kosztowały zdrowie. Dlatego prowadząc prace na polu należy pamiętać o podstawowej zasadzie bezpiecznej obsługi maszyn: w celu dokonania jakichkolwiek czynności przy mechanizmach maszyny należy ją wyłączyć. W przypadku maszyn napędzanych z ciągnika najlepiej wyłączyć silnik. Wkładanie dłoni w pracujące mechanizmy może skończyć się ich utratą.
Drugą ważną zasadą jaką należy stosować w praktyce jest: przestrzeganie zakazu przewożenia pasażerów na sieczkarni, przyczepach, dyszlach, błotnikach i innych niebezpiecznych miejscach. Upadek nawet z niedużej wysokości może skończyć się tragicznie dla poszkodowanego, a sprawca - operator maszyny będzie miał kłopoty z wymiarem sprawiedliwości. Niestety przepis ten jest nagminnie łamany.
Zebranie kukurydzy z pola to dopiero połowa sukcesu. Ubijanie rośliny na pryzmie jest bardzo ryzykowanym zajęciem. Dlatego znów przypominam o podstawowych zasadach, których przestrzeganie może uratować ci życie! Wszystkie ciągniki wjeżdżające na pryzmę powinny być wyposażone w kabinę lub ramę chroniącą przed skutkami wywrotki. Każdego roku dochodzi do kilku wypadków w postaci wywrotki ciągników i przygniecenia kierujących nimi rolników. Jeżeli traktor posiada kabiną lub ramę, a zacznie zsuwać się z pryzmy, kierujący powinien pozostać na siedzisku, przytrzymać się kierownicy i zaprzeć nogami. Nie należy wyskakiwać z kabiny, bo to może skończyć się przygnieceniem.
Warto powtarzać do znudzenia: stosowanie zasad bezpieczeństwa przy przygotowywaniu  paszy objętościowych dla bydła to krok do tego, by rolnik spokojnie doczekał emerytury w dobrym zdrowiu. Jednak lekkomyślność i pośpiech często zbiera krwawe żniwo w podlaskim rolnictwie. Co roku ponad setka rolników zostaje inwalidami, a kilkunastu ginie. Dlatego: zadbaj o swoje zdrowie, bo nikt nie zrobi tego za ciebie!

2

44

3

Zrobić coś dla siebie

bezpiecznegospodarstworolne2011Rozdano nagrody dla właścicieli najbezpieczniejszych gospodarstw

Wyobraźmy sobie scenę: na czystym dotąd niebie zbierają się chmury, zwiastując
rychły deszcz. Rolnik wykonuje więc swoją pracę w pośpiechu, bo przecież żal wyschniętego siana. Wskutek pędu ulega wypadkowi. Zraniona ręka wymaga długiej rekonwalescencji, żonie z małymi dziećmi ciężko radzić sobie w gospodarstwie bez pomocy męża. Czy pośpiech się opłacił?
Co roku w rolnictwie zdarzają się wypadki, nieraz śmiertelne, choć szczęśliwie liczba i jednych, i drugich systematycznie maleje. Dzieje się tak m.in. za sprawą szeregu działań propagujących pracę bezpieczną. Jednym z nich jest organizowanie konkursów takich ja np.  „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”, którego etap regionalny został rozstrzygnięty 1 lipca br w siedzibie Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego w Białymstoku. W tym roku ocenie w konkursie swoje gospodarstwa poddało 24 rolników z terenu działania Oddziału regionalnego KRUS w Białymstoku.
Zwycięzcy – Maria i Jerzy Brzostowscy są właścicielami 60-hektarowego gospodarstwa położonego w Morusach w gm. Krypno. Jest ono ukierunkowane na hodowlę bydła mlecznego. Prowadzona jest w nim uprawa kukurydzy, zbóż i użytków zielonych.
Laureaci drugiego miejsca – Danuta i Stefan Lipscy – prowadzą w Chodorówce Nowej w gm. Suchowola gospodarstwo o powierzchni 4,3 ha ukierunkowane na produkcję jaj wylęgowych brojlerów (stado niosek wynosi 15 tys. sztuk, rocznie sprzedawanych jest 3-3,5 mln jaj). Produkcja prowadzona jest w trzech obiektach.
- Tym samym kierunkiem działalności zajmuje się zarówno mój ojciec, jak i rodzeństwo -opowiadał pan Stefan. - I my żoną po ukończeniu studiów administracyjnych wróciliśmy na wieś i od 9 lat zajmujemy się rolnictwem.
- Nie żałujemy, choć praca do lekkich nie należy, jakby się mogło wydawać – dodała Danuta Lipska.
Spotkanie, na którym przyznano wyróżnienia, stało się też okazją do wymiany refleksji związanych z tematyką konkursu. Danuta Lipska nie ukrywała, że przed wizytą komisji konkursowej był stres, ale...
- Komisja była fajna, więc nie było tak źle – powiedziała.
- Dla nas udział w tym konkursie to była mobilizacja do poprawy warunków w gospodarstwie, choć na co dzień i tak kładziemy na to nacisk – podkreśliła Maria Brzostowska. - Ład i porządek w gospodarstwie to bezpieczna praca, a przecież na tym powinno najbardziej zależeć nam samym. Cały czas dążymy, by w tym zakresie dojść do perfekcji.
Brakuje im niewiele, o czym świadczy zwycięstwo. A komisja rzetelnie „sprawdza” gospodarstwa.
- Zwracamy uwagę na elementy mające wpływ na bezpieczeństwo pracy, to: ład i porządek w obrębie podwórza, zabudowań, stanowisk pracy, odpowiedni stan budynków inwentarskich i gospodarczych, w tym stan schodów, używanych drabin oraz stan techniczny instalacji elektrycznych, wyposażenie maszyn i urządzeń wykorzystywanych w osłony ruchomych cześć maszyn, podpory i inne zabezpieczenia, właściwy stan techniczny pilarek tarczowych i łańcuchowych i warunki obsługi i bytowania zwierząt – wyjaśnił Krzysztof Kozioł,  główny specjalista w Oddziale Regionalnym KRUS w Białymstoku.
Komisja nie omieszkała sprawdzić też stosowanie i stan środków ochrony indywidualnej oraz, jako element dodatkowy, brana była pod uwagę estetyka gospodarstwa oraz udogodnienia zwiększające bezpieczeństwo oraz higieny pracy
Laureaci wyłonienie w etapie regionalnym, powalczą o wygraną na szczeblu wojewódzki, a jeśli się uda, i krajowym. Życzymy powodzenia.
Tekst i fot. Małgorzata Sawicka


Wypadków coraz mniej!
W 2008 roku na terenie OR KRUS w Białymstoku odnotowano 2484 wypadków, rok później było ich o ponad 100 mniej. Natomiast w 2010 roku – 2214. Wśród nich największą grupę stanowią upadki – (ponad 40 %), na drugim miejscu natomiast znajdują wypadki związane z obsługą zwierząt. Trzecią grupę stanowią pochwycenia przez ruchome części maszyn.
W ciągu ostatniej dekady zmniejszyła się też liczba wypadków śmiertelnych na terenie działania OR KRUS w Białymstoku. I tak w w 2001 roku było ich aż 21, w 2010 – 5. Tylko, albo aż, bo każdy wypadek pociągnął za sobą jakąś tragedię.

1_miejscepamiatkowe

Róże Podlasia

sadzenieMają więcej witaminy niż pomarańcza, zawierają dużo wapnia, potasu i żelaza – brokuły. Jak się je uprawia i czy zajęcie to jest opłacalne?

Są róże herbaciane, czerwone, bezkolcowe, pnące, rabatowe. Są i takie do zjedzenia, czyli brokuły. Plantacje tych ostatnich coraz częściej zajmują podlaskie pola.
W niewielkiej wiosce Bagny gościliśmy całkiem niedawno - jej sołtys otrzymał w ogólnopolskim konkursie tytuł „Sołtysa Roku”. Tym razem do sioła ściągnęli nas zamieszkujący tam plantatorzy brokułów, którzy opowiedzieli nam o tym jak wygląda uprawa i zbiór tego smakowitego warzywa.
W Bagnach uprawą brokułów zajmują się czterej plantatorzy. Pierwszy z nich – Stanisław Lulewicz – obecnie jest już na rencie strukturalnej, a schedę po ojcu przejął syn. Jednak pan Stanisław spotkał się z nami, by opowiedzieć jak zaczęła się jego przygoda z zielonymi różami i jak zaraził tym zajęciem pozostałych sąsiadów.
- Zaczęło się przypadkowo – rozpoczyna swoją opowieść. - Sześć lat temu zajmowałem się uprawą truskawek, miałem tego 3 hektary. Owoce sprzedawałem chłodni w Sokółce. Jednak jak wiadomo uprawa truskawek to kapryśna sprawa. Cena, a więc i zarobek, zależy od wielu czynników. I jednego roku można na nich zarobić, a kolejnego stracić.
Za podszeptami szefa sokólskiej firmy pan Stanisław zainteresował się więc uprawą brokułów. O zajęciu tym nie miał zielonego (!) pojęcia. Za źródło wiedzy posłużyła podarowana książka. Pierwsze sadzonki rosły na polu, było trochę nerwów i nieprzespanych nocy, ale w czasie pierwszego zbioru okazało się, że się wszystko udało. Po zdobyciu pierwszych szlifów i wiary, że z brokułami jest łatwiej i bezpieczniej niż z truskawkami, pan Stanisław zaczął namawiać sąsiadów by sami spróbowali.
Jako pierwszy dał się namówić Mieczysław Sawośko, dyrektor miejscowej szkoły podstawowej. Jego plantacja rozciąga się na 4 hektarach.
- Więcej uprawiać nie mogę, ze względu na pracę – mówi. - Wcześniej na tej powierzchni uprawiałem zboże. I w zasadzie wiele się nie zmieniło. Ponieważ uprawiam brokuły po zbiorze roślin ozimych. I mam z tego wiele korzyści. Bo warzywo to znakomicie wpływa na stan gleby – użyźnia je, poprawia pH. W płodozmianie jest znakomite. Moja wiedza dotycząca uprawy brokułów, podobnie jak kolegi, pochodziła z książki i z tych doświadczeń, które on już zdobył. Udaje się, ale to nie jest tak, że nie popełniamy błędów. Jednak z roku na rok radzimy sobie coraz lepiej.
Danuta i Grzegorz Kiersnowscy w tym roku po raz pierwszy zbierają owoce swojej pracy. Brokułami obsadzili 3 hektary.
- Namówił nas syn, kształcący się w kierunku rolniczym – mówi pan Grzegorz. - Trudno jeszcze ocenić jakie będą zyski z tego przedsięwzięcia. W końcu to nasz pierwszy zbiór. Niestety fakty są takie, że koszty produkcji rosną, a ceny w zasadzie od lat się nie zmieniają. A producent jest na szarym końcu łańcuszka zysków. I tak w sklepie płaci się po kilka złotych za różę, a my w przeliczeniu otrzymujemy za nią ok. 20 groszy. Cena za kilogram różyczek wynosi ok. 1,60 – 1,70 zł.
Najmłodszy stażem plantator –  Mieczysław Łazuk w momencie przygotowywania tego materiału wciąż czekał na swój pierwszy zbiór brokułów. I znów, podobnie jak w pozostałych przypadkach, pomysł zaszczepili sąsiedzi.
- Na razie wszystko wygląda dobrze – mówi. - Choć przyznaję, że mam za sobą parę nieprzespanych nocy. Bo wiadomo wkład w uprawę był niemały: nawozy, opryski, sadzonki, a niewiele trzeba, by stracić zbiory – wystarczy choćby grad.
Pan Mieczysław zasadził brokuły na 2 hektarach, ale deklaruje, że jak się wszystko powiedzie, w kolejnych latach jego plantacja zwiększy swoje rozmiary.
Wszyscy czterej „brokułowi” plantatorzy dzielą ze sobą radości i troski prowadzenia tej dość nietypowej uprawy. Najmniejszy problem jest z sadzonkami, które produkują we własnym zakresie, co wcale oznacza, że nic nie kosztują. Do właściwej i zyskownej uprawy jest też potrzebna gleba odpowiedniego gatunku – 3- i 4-ej klasy. Poniżej tego poziomu róże nie są zbyt dorodne.
Są trzy terminy sadzenia brokułów. Pierwszy przypadka na okres 15-16 maja, drugi to koniec maja/początek czerwca. Trzeci termin przypada miesiąc później, ostatni raz brokuły sadzi się do 15 lipca. Po co taka różnorodność?
- Te dwa tygodnie rozbieżności wynikają z tego, że należy utrzymać ciągłość zbioru – wyjaśnia Mieczysław Sawośko. - Brokuły rosną bardzo szybko, kiedy są dojrzałe, ma się około 3 dni na zbiór. Gdyby wszystkie dojrzewały w tym samym czasie, trudno byłoby je zebrać z pola i przerobić.
Obowiązkowo pola, na których sadzi się brokuły są pod opieką Stacji Chemiczno-Rolniczej, której pracownicy corocznie badają stan gleby i opracowują dawki nawozowe.
W wyniku tych badań wszyscy plantatorzy stosują obornik, wapń oraz kilkakrotnie, w stosownych dawkach: nawozy fosforowe, potasowe i azotowe.
Wegetacja roślin trwa 70-80 dni. Choć i w tym zakresie potrafią zrobić niespodzianki. Na przykład w tym roku wegetacja „skróciła się” do 60 dni ze względu na dużą wilgotność i sprzyjające temperatury.
Brokuły same nie wyrosną. Jak każde inne rośliny są zagłuszane przez chwasty, z tą różnicą, że nie ma żadnych środków chemicznych, którymi można by było z nimi zawalczyć. Pozostają metody mechaniczne. Na szczęście w zakresie szkodników w sukurs rolnikom idą pestycydy. Co atakuje brokuły? To tzw. pchełka, mszyca, bielinek kapustnik i brunatnica.
Dojrzałe brokuły wycinane są ręcznie i ładowane na przyczepy. W tym zakresie innowację wprowadził Stanisław Lulewicz, który wymyślił i sam skonstruował taśmę, która usprawnia załadunek przyczepy. Takie róże są już gotowe do sprzedaży. Jednak rolnicy z Bagien sprzedają je w drobniejszych kawałkach – tzw. różyczkach. Dzięki temu otrzymują wyższe stawki, a praca przy warzywach jest szansą na zarobek dla mieszkańców wsi.
Tekst: Małgorzata Sawicka
fot. Sebastian Rutkowski/Archiwum

grupowemaszyna_do_sadzeniaocenawegetacja

They are the champions

zbioroweRozstrzygnięto wojewódzki etap konkursu Agroliga `2011

Lata ciężkiej pracy poprzedzają ten jeden dzień, w którym na głowę rolników i firm związanych z agrobiznesem sypią się laury, puchary i nagrody. Jednak ten jeden dzień staje się motywacją do dalszych działań i podejmowania kolejnych wyzwań. Właśnie dlatego, co podkreślają laureaci różnorakich konkursów, warto brać w nich udział.
7 lipca 2011r. w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim odbył się finał podlaskiej Agroligii. Na uroczystej gali zgromadzeni goście mieli okazję poznać mistrzów – najlepszych gospodarzy i najlepsze firmy w województwie podlaskim. Zostali nimi Jolanta i Adam Kochańscy z miejscowości Jasionóweczka w gm. Jasionówka w kategorii rolnicy oraz firma Trans-Rol Grażyny i Andrzeja Remisiewicz z miejscowości Kruszewo Wypychy w gm. Sokoły w kategorii firma.
Państwo Kochańscy gospodarują na 92 ha. Dominującym kierunkiem w ich gospodarstwie jest chów trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Stado reprodukcyjne liczy 120 loch, a produkcja towarowa to 2.400 tuczników w roku. Dzięki zastosowaniu w żywieniu mieszanek pełno porcjowych sporządzanych ze zbóż własnej produkcji, nie są narażeni na skoki cen pasz. Ponadto Kochańscy zajmują się działalnością agroturystyczną, ale znani są przede wszystkim ze swojego zaangażowania społecznego. Pan Adam to radny powiatu monieckiego, wcześniej gminy Jasionówka. Jest również członkiem Stowarzyszenia Ziemi Jasionowskiej Pro Bogoryja i wiceprezesem grupy producenckiej Rol-Tucz.
Mistrz w kategorii firma: Trans-Rol Grażyny i Andrzeja Remisiewicz rozpoczął swoją działalność w 1994 r. W ciągu kilkunastu lat działalności firma zdołała nawiązać współpracę z najbardziej cenionymi producentami z branży nawozowej, budowlanej i paszowej oferując swoim klientom coraz szerszy asortyment.
Smak sukcesu każdy lubi, ale jaka jest jego cena? O to zapytaliśmy Andrzeja Remisiewicza:
- Otrzymanie tytułu Mistrza to zwieńczenie 17 lat ciężkiej pracy pełnej wyrzeczeń – podkreślił. - Firma moja powstała na bazie gospodarstwa rolnego, jak zwykle początki były bardzo trudne. Stały rozwój podlaskich gospodarstw, spowodował, że handel stał się dominującą pozycją prowadzonej przeze mnie działalności. Przez te wszystkie lata starałem się realizować strategię zrównoważonego rozwoju firmy.
Na każdym z etapów rozwoju firmy jej właściciel stale pamiętał o tym, że za jej sukcesem nie stoi tylko on sam. Dlatego przyjmując nagrody i puchary podziękował rodzinie, pracownikom, przyjaciołom, organizatorom konkursu, wszystkim samorządowcom oraz swoim klientom, bez których, jak zaakcentował, nie jest możliwe budowanie zaufania, które jest podstawą funkcjonowania każdej firmy.
- Smak sukcesu jest zachętą do jeszcze większego wysiłku i dalszej determinacji w tworzeniu nowoczesnego wizerunku firmy – dodał Andrzej Remisiewicz. - Obiecuję, że nie spocznę na laurach i dołożę wszelkich starań, by godnie reprezentować region podlaski na szczeblu krajowym.
Równorzędny tytuł wicemistrza w kategorii rolnicy przyznano dwóm gospodarstwom Jolanty i Jana Monachów z miejscowości Kobylanka w gminie Michałowo oraz Małgorzaty i Dariusza Zarębów z miejscowości Jastrząbka Młoda w gminie Śniadowo.
Tytuł wicemistrza w kategorii firma otrzymały przedsiębiorstwa ZHU Agro-Serwis Dariusz Sobol z Zambrowa i Runo Sp. z o.o. z Hajnówki.
Podczas finału Podlaskiej Agroligii gratulacjom i życzeniom nie było końca. Galę uświetnił występ zespołu DePe, który na koniec swoich występów zadedykował wszystkim finalistom piosenkę zespołu Queen „We are the champions". Nic bardziej trafnego.
Mistrzowie będą reprezentowali województwo podlaskie w dziewiętnastej edycji krajowego konkursu AgroLigi, który organizowany jest przez Redakcję Audycji Rolnych Programu 1 TVP, we współpracy ze Stowarzyszeniem AgroBiznesKlub, zrzeszającym wielu laureatów Agroligii z poprzednich lat.
Tekst: Małgorzata Sawicka



Równorzędne tytuły laureata Podlaskiej Agroligii 2011 otrzymali:
Danuta i Stefan Lipscy, Chodorówka Nowa w gm. Suchowola, powiat sokólski
Lucyna i Stanisław Niewiarowscy, Miłkowice Janki w gm. Drohiczyn, powiat siemiatycki
Anna i Zdzisław Patalanowie, Poryte, gm. Stawiski, powiat kolneński
Teresa i Dariusz Radzewiczowie, Przystawańce, gm. Puńsk, powiat sejneński
Danuta i Jacek Rydzewscy, Koniecki Rostroszewo, gm. Szczuczyn, powiat grajewski
Teresa Sieńkowska, Turówka, gm. Augustów, powiat augustowski
Katarzyna i Sławomir Stasińscy, Wysokie, gm. Wiżajny, powiat suwalski

 

ZarbowieRUNOmonachowiekochanscy

„Marzenia są po to, aby je spełniać”

nowy_nabytekWspólna praca, wsparcie rodziny oraz umiejętność podejmowania uzasadnionego ryzyka przyczyniły się do sukcesu gospodarstwa Krzysztofa Szmurło

Od przejęcia po ojcu 28-hektarowego gospodarstwa i kilku krów mlecznych rozpoczynał Krzysztof Szmurło, mieszkaniec wsi Popławy w gm. Brańsk. Jak na owe czasy - 1989 rok - był to całkiem pokaźny spadek, ale nasz bohater miał ambicje i daleko idące plany rozbudowy gospodarstwa, powiększenia hodowli oraz osiągnięcia niebotycznej jak na tamte czasy wydajności powyżej 5000 litrów od krowy. Czas pokazał, że swoje plany nie tylko zrealizował w stu procentach, ale zrobił znacznie, znacznie więcej.
Dziś Krzysztof Szmurło wraz z żoną Gertrudą oraz synami Zbigniewem, Marcinem i Jarkiem gospodarzą z dużymi sukcesami w wielopokoleniowym gospodarstwie nastawionym głównie na hodowlę bydła mlecznego.
Początki, jak w życiu, były różne: raz lepsze, raz gorsze. Kiedy tylko nadarzała się okazja na zakup, bądź dzierżawę ziemi, decyzja była szybka i zawsze na tak, choć nie brakowało głosów z zewnątrz, „że nie dasz rady, po co tyle hektarów?” Pan Krzysztof uparcie stawiał na swoim, lokując ciężko zarobioną złotówkę w ukochaną ziemię. Kiedy trafiła się szansa zakupu nowego ciągnika marki Zetor, jeszcze z przydziałów, gospodarz nie myśląc długo zamówił traktor wiedząc, że ręcznie ziemi nie obrobi, a że z finansami było gorzej, zaciągnął pierwszy kredyt w banku na poczet nowego ciągnika. Oczekiwanie na nowy nabytek przedłużały się, w kraju szalała inflacja.
- Zanim odebraliśmy traktor, odsetki na jego spłatę kilkukrotnie przekroczyły jego wartość - wspomina Pan Krzysztof.
Złotówka wówczas nie miała większej wartości więc inwestował w co się dało.
- Był czas, że zaryzykowałem i zakupiłem całą stodołę nawozów, płacąc kilkoma przyczepami ziemniaków - opowiada. - Niedługo później nawozy zdrożały kilkukrotnie, ale w ten sposób w gospodarstwie starczyło ich na kolejne 3 lata.
Czas leciał szybko: z 28 hektarów zrobiło się 80 ha, potem aż 160. Gospodarstwo rosło i piękniało, cała okolica znała rodzinę Szmurło. W regionie, i nie tylko, uważano ich za prekursorów wielu nowości, to tu próbowano nowe technologie w produkcji roślinnej i hodowli, w jako jednym z pierwszych gospodarstw stosowano mechaniczny odbiór obornika od krów, postawiono na stopniowe powiększanie stada i wprowadzanie najlepszej genetyki, pozwalającej osiągnąć lepsze wydajności, poprawiając zdrowotność i odporność krów.
Upór i pracowitość pana Krzysztofa oraz cierpliwość pani Gertrudy zaczęły odpłacać się sukcesami. Należące do nich gospodarstwo w 1995 roku zdobyło I miejsce w konkursie ,Agroliga w kategorii gospodarstw województwa wówczas białostockiego. Większość firm chcących zaistnieć na lokalnym rynku organizowała tu pokazy polowe ściągające rzesze rolników chcących podpatrzeć i uczyć się od najlepszych. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej przyszedł czas na jeszcze większą modernizację, gospodarstwo liczyło wówczas ponad 240 hektarów, w tym znaczna jego część były to użytki zielone. Stado krów rozrosło się do ponad 180 sztuk.
W 2003 roku w obecności około 1000 gości, w tym między innymi Rektora i naukowców z SGGW z Warszawy, władz powiatu i przedstawicieli regionu Brańska, uroczyście otwarto nowoczesną oborę wolnostanowiskową z wydajną i nowoczesną halą udojową. Kolejno zaczęto wymieniać i modernizować park maszynowy. Pan Krzysztof wraz z pełnoletnimi już synami Zbyszkiem i Marcinem ,,pędzili” do przodu zostawiając za sobą konkurujące gospodarstwa. W 2005 roku zakupiono nowe ciągniki, ładowarkę teleskopową, w programach unijnych widniały wnioski na rozrzutnik obornika (wówczas jeszcze polskiej produkcji), prasę i kolejny ciągnik. Z początkiem września 2005 roku w rodzinnym gronie zapadła decyzja, że nie czekając na dopłaty kupią nowy, duży rozrzutnik, ale nie polski, lecz zachodni - ten z najwyższej półki. Najmłodszy syn Jarek - wówczas uczeń Technikum Rolniczego - poszperał w internecie. Wskutek jego poszukiwań zapadła decyzja o zakupie 18-tonowego francuskiego rozrzutnika marki Brochard typu tandem. Dwa tygodnie później pan Krzysztof wraz z żoną wybrali się na Agro Show w Bednarach, żeby na własne oczy zobaczyć tę maszynę. W tej sytuacji odezwał się „charakterek” pana Krzysztofa, bo jako pierwszy nie tylko w województwie, ale w całej Polsce kupił nikomu nie znany jeszcze francuskiej produkcji uniwersalny rozrzutnik obornika. Z końcem września świecący nowością sprzęt rozpoczynał wywóz obornika. Jak się okazało, przeskok techniki był niesamowity, z każdym rozrzutnikiem przybywało nawiezionych hektarów, a czas wywozu obornika zmniejszył się przeszło 3-krotnie.
Cała okolica przecierała oczy ze zdumienia, rodzina Szmurłów z prekursorów zaczęła być nazywana ,,potętatami”, wszyscy byli świadkami niesamowitego postępu, zgrania i zaangażowania całej rodziny w sukces.
Niedawno zapadła kolejna odważna, lecz bardzo przemyślana decyzja o zakupie kolejnego już drugiego rozrzutnika obornika, również marki Brochard z tym, że znacznie większego bo 3-osiowego o ładowności 30 ton i pojemności pryzmowej ponad 50msześc. Prawdziwa potęga wśród rozrzutników.
Dziś gospodarstwo rodzinne Państwa Szmurło liczy ponad 300 hektarów, postawiono nowy ogromny magazyn, w oborze jest ponad 200 sztuk bydła, a średnia wydajność  od jednej krowy to teraz przeszło 9200 litrów, co plasuje gospodarstwo w ścisłej czołówce hodowców i producentów mleka województwa podlaskiego.
tekst: Marcin Rachwał, opr. sam
fot. Brochard


Bohater tego artykułu - Krzysztof Szmurło

Krzysztof_SzmuroJeden z „eksperymentów” Krzysztofa Szmurło, który zaryzykował i kupił sprzęt, którego w Polsce nikt nie użytkował. Choć wielu było takich, co się nadziwić nie mogli, gospodarz ze swojej decyzji jest bardzo zadowolony, a nowa marka stała się znana

W morzu kwiatów

glowne123Słońce przyświecało w tym roku uczestnikom Wiosennych Targów Ogrodniczych w Szepietowie

Mnóstwo konkursów i atrakcji, urozmaicona oferta wystawowa, wykłady i pokazy, a przede wszystkim kwiaty, kwiaty, kwiaty... Sezon wystawowy w szepietowskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego został otwarty Wiosennymi Targami Ogrodniczymi.
Od 16 do 17 kwietnia miłośnicy pięknych ogrodów byli niedostępni dla swoich znajomych. Wszystkie ich drogi w te dni prowadziły do Szepietowa, gdzie - jak co roku - odbywały się targi ogrodnicze. Nie ma w podlaskim innej takiej okazji, by w jednym miejscu kupić wszystko na rabaty i balkony. A zadowoleni mogą być i pasjonaci pszczelarstwa, bo w tych dniach jednocześnie odbywają się Targi Pszczelarskie właśnie.
Po pierwsze stoiska. W tym roku było ich około dwustu, a na nich: różnego rodzaju kwiaty, krzewy, drzewa, nasiona, nawozy i podłoża, domowe wędliny, sery i chleby, wyroby pszczelarskie. Uff... dużo tego.
Targom towarzyszyły liczne wykłady i seminaria. Dużym zainteresowaniem cieszył się wykład, dotyczący produktu regionalnego. Liczne grono słuchaczy zgromadził również wykład pt. Technologia produkcji ziemniaków o wysokich walorach jakościowych. W pasiece Ośrodka można było zapoznać się z zabiegami pszczelarskimi, jakie należy przeprowadzać wiosną.
Nowym, a bardzo obiecującym elementem tegorocznej imprezy było uroczyste rozpoczęcie modernizacji szepietowskich terenów. Mieczysław Baszko, wicemarszałek województwa podlaskiego i Mariusz Cylwik, dyrektor PODR dokonali symbolicznego przekazania szpadli wykonawcy robót. W efekcie tej współpracy mają być utwardzone drogi do stoisk.
Otwarto też oficjalnie ekspozycję „Innowacje Rolnicze”. Jest to inicjatywa PODR-u i czterech podlaskich firm, produkujących sprzęt rolniczy: Pronar, Samasz, Farmer i Metal-Fach. Ekspozycja przed budynkiem Ośrodka stwarza możliwość zapoznania się z najnowszymi rozwiązaniami technologicznymi firm z województwa podlaskiego, a także jest okazją do zasięgnięcia fachowej porady, dotyczącej właściwego doboru i użytkowania maszyn.
Marzena Bęcłowicz
Fot. PODR Szepietowo

Tradycyjnie podczas targów nagrodzono najlepszych wystawców i ich produkty:
- za „Hit Imprezy” komisja konkursowa uznała różę pienną kaskadową z Gospodarstwa Szkółkarskiego Haliny i Roberta Morzych z Siemiatycz,
- nagrodę za najatrakcyjniejszą aranżację stoiska odebrali Mirosława i Jerzy Grzymałowie z Gospodarstwa Ogrodniczo-Szkółkarskiego „Cztery Pory Roku" z Łomży,
- nagrodę za „Najbogatszą ofertę” otrzymała sokólska firma „Drewnopol”, prezentująca architekturę ogrodową,
- za „Najlepszy produkt pszczelarski" został uznany miód chabrowy, produkowany przez państwa Grycuków, właścicieli gospodarstwa „Miody Białowieskie" z Szostakowa.

DSC_4277DSC_4374nagrody

Dopłaty równe dla wszystkich

posel„Nie powinno być tak, że rolnicy z jednego kraju są finansowo traktowani lepiej, a z drugiego gorzej”

O problemach podlaskich rolnikach i sposobach na ich rozwiązanie mówi Robert Tyszkiewicz, poseł RP.
- Jakie według Pana są największe problemy podlaskiego rolnictwa?
- Podlaskie rolnictwo dobrze sobie radzi. Oczywiście tę pozytywną ocenę można mu wystawić tylko jeśli popatrzymy na rolnictwo w naszym regionie jako na określony sektor gospodarki. Mamy wielkie gospodarstwa rolne, doskonale się bilansujące, mamy spółdzielnie mleczarskie, które są potentatami na rynku ogólnopolskim. Poważne problemy maj  wsi oczekuję dziś od państwa – i staram się je propagować, choćby w Platformie Obywatelskiej. Zresztą podczas cyklu spotkań wiejskich w 2009 roku sami mieszkańcy mówili nam, że chcą rozmawiać o wsi nie jako o wielkiej fabryce żywności, ale jako o miejscu ich życia. W pełni się z nimi zgadzam.
- Czyli nie rolnictwo, tylko wieś?
- Z mojej perspektywy - tak, bo przecież dzisiejsza wieś to nie tylko rolnicy. Rolnictwo jest oczywiście bardzo ważnym sektorem gospodarki, ale nie można stawiać znaku równości między rolnictwem, a obszarami wiejskimi. Co więcej, patrząc na zmiany w innych krajach Unii Europejskiej widać, że wraz z upływem lat coraz mniej ludzi żyjących na wsiach będzie utrzymywało się z rolnictwa, zmieni się wyraźnie struktura zatrudnienia. Dlatego bardzo zależy mi, byśmy wszyscy nareszcie zauważyli, że na obszarach wiejskich mieszkają ludzie, którzy niekoniecznie zajmują się rolnictwem. I oni, i rolnicy zasługują na dostęp do wszelkich osiągnięć cywilizacji, tak samo jak mieszkańcy miast. A dziś ten dostęp mają niestety bardzo ograniczony. Musimy doprowadzić do szybkiego rozwoju wsi – właśnie po to, by podnieść poziom życia jej mieszkańców.
- Chce pan przerobić wieś na miasto?
- Nigdy w życiu! Wieś ma pozostać sobą, zachować to, co jest w niej najcenniejsze. Chcę tylko, byśmy otworzyli mieszkańcom obszarów wiejskich nowe możliwości – zależy mi, by z racji miejsca swego zamieszkania nie byli oni wykluczeni społecznie, cywilizacyjnie, czy gospodarczo. Żeby nie było tak, że cały kraj idzie do przodu, bo miasta się bardzo szybko rozwijają, a na obszarach wiejskich wciąż podstawowym problemem jest dziurawa droga, po której nie może przejechać pogotowie ratunkowe. Mówiąc najprościej: mieszkańcy wsi powinni mieć dobre drogi, łatwy dostęp do służby zdrowia, do szkoły, do internetu, powinni mieć wsparcie biznesowe i społeczne. Oczywiście, to wcale nie jest proste. To jest wielkie wyzwanie dla naszego państwa i dla całej Unii Europejskiej, która walczy przecież z różnymi rodzajami wykluczenia. Ale koniecznie trzeba to wyzwanie podjąć. Mieszkańcy miast często zapominają, że życie toczy się poza wielkimi ośrodkami – a przecież właśnie tam, na obszarach wiejskich, dziś jest najwięcej do zrobienia.
- Mówi pan o szczytnych ideach, ale to tylko idee. Da się je przełożyć na konkrety?
- Da się. Wystarczyć przeczytać Krajową Strategię Rozwoju Regionalnego – dokument, który rząd Donalda Tuska przyjął oficjalnie jako wyznaczający kierunki rozwoju kraju do 2030 roku – by przekonać się, ile jest tam konkretów. W strategii mówi się na przykład o rozbudowywaniu układów komunikacyjnych, łączących tereny poszczególnych powiatów ze stolicami województw oraz o tworzeniu spójnych systemów komunikacji zbiorowej. Wszystko po to, by ludzie mieszkający z dala od dużego miasta mogli do niego łatwo i szybko dojechać. To podstawowy element – dobra komunikacja.
- Jak do tej pory postępu w budowie dróg w naszym regionie raczej nie widać...
- Tu się nie zgodzę. Postęp widać, wystarczy pojechać samochodem do Warszawy, żeby natrafić na korki spowodowane robotami drogowymi na drodze krajowej S8. Tyle tylko, że my chcielibyśmy w ciągu kilku lat nadrobić zaległości w budowie dróg sięgające połowy ubiegłego stulecia! Tak się nie da, to fizycznie i logistycznie niemożliwe. Ale wracając do obszarów wiejskich – do tej pory państwo skupiało się na budowie dróg krajowych. Według nowej strategii priorytetem nie powinny być już wyłącznie drogi krajowe, tylko właśnie połączenia wewnątrz regionów, umożliwiające łatwe dotarcie do dużych miast. Jeśli środki unijne w nowej perspektywie finansowej, czyli w latach 2014-2020, zostaną przeznaczone na budowanie połączeń komunikacyjnych w powiatach, znacząco poprawi się poziom życia na obszarach wiejskich.
- Ale to pieśń przyszłości. Rolnicy dziś zmagają się z bardziej przyziemnymi problemami....
- Na spotkaniach z mieszkańcami wsi słyszę przede wszystkim o niepokojach dotyczących losów dopłat bezpośrednich oraz o problemach z obrotem ziemią. Odpowiadam od razu: Platforma Obywatelska i rząd Donalda Tuska jest za przyznawaniem dotacji bezpośrednich na jednakowych zasadach dla wszystkich krajów europejskich. Nie powinno być tak, że rolnicy z jednego kraju są finansowo traktowani lepiej, a z drugiego gorzej. Walczymy o ustalenie równych zasad dla wszystkich. Myślę, że uda nam się to w Brukseli wywalczyć. Co do sprzedaży i kupna ziemi – problem rzeczywiście istnieje, obrót gruntami został niemal sparaliżowany, ponieważ nikt nie chce pozbywać się ziemi, z której ma łatwy dochód. Sytuacja jest więc nieco patowa. Sami rolnicy podpowiadają nam, że być może trzeba byłoby zmienić strukturę płatności bezpośrednich, trochę inaczej je skonstruować – tak, by nie zawsze opłacało się po prostu mieć ziemię. Przyglądamy się tej sytuacji i szukamy rozwiązań. Osobiście kibicuję również pomysłowi wprowadzenia ustawy, która umożliwi rolnikom legalną sprzedaż - bez podatków - tzw. małej produkcji przetwórczej, prowadzonej w gospodarstwie rolnym na niewielką skalę. Chodzi np. o wędliny, miody, dżemy. Myślę, że dzięki temu niektóre gospodarstwa rozwinęłyby taką produkcję i później zdecydowałyby się zarejestrować ją jako pełnowymiarową działalność gospodarczą. To jest bardzo konkretny pomysł na rozwój przedsiębiorczości na wsi.
- Wiele się mówi o tym, jak bardzo zmieniła się Polska, a więc i podlaska  wieś, dzięki unijnym funduszom. Czy na tle kraju/Europy mamy czym się pochwalić?
- Oczywiście, że mamy. Podlaska, a szerzej – polska wieś - może się chwalić tym samym, czym reszta Polaków – ogromną skutecznością w wykorzystywaniu funduszy unijnych. Wszyscy wiemy, że korzystanie z tych pieniędzy nie jest proste – dużo przy tym biurokracji, problemów formalnych. A jednak sięgamy po nie, co więcej - jesteśmy w ich zdobywaniu coraz skuteczniejsi. Rozmawiałem niedawno z panią minister rozwoju regionalnego Elżbietą Bieńkowska, która wróciła z wizyty w Rumunii. Przekonywała Rumunów, żeby wzięli sprawy w swoje ręce i skorzystali z unijnego wsparcia. Na co Rumuni rozkładali ręce i mówili: my nie umiemy, to jest takie trudne, nie dajemy rady, nie mamy fachowców. I koniec. Oni nie dają sobie rady, więc po prostu rezygnują z pieniędzy unijnych. A my? Co prawda narzekamy, skarżymy się na unijną biurokrację, ale jednocześnie doskonale dajemy sobie radę z europejskimi dotacjami. Mamy raczej odwrotny problem – że tych unijnych pieniędzy jest nam wciąż za mało... Z naszej zaradności i skuteczności możemy więc być autentyczni dumni. Mamy prawo się tym chwalić w całej Europie.
- Dziękuję za rozmowę

Jesteś tutaj: Strona główna