Podlaskie AGRO

Maszyny

Robota dla robota


Obora Tomasza Brulińskiego spełnia wszelkie wymagania, a jej elementy dynamizują ruch krów, by jak najczęściej przechodziły przez bramki kontrolne

Pierwszy automat udojowy na Podlasiu


Tomasz Bruliński od kilku miesięcy jest właścicielem nowej wolnostanowiskowej obory. Budynek sam w sobie jest niezwykły - z niespotykaną w naszym regionie - drewnianą szalówką, ale prawdziwa niespodzianka kryje się w środku. Tam dojem krów zajmuje się pierwszy na Podlasiu robot udojowy DeLaval VMS.

Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. W kilku innych gospodarstwach w tej okolicy trwa instalacja takich robotów, a zanosi się na to, że wkrótce będzie ich coraz więcej. W każdym razie chętnych jest nie mało.

Jeszcze rok temu Tomasz Bruliński, rolnik z miejscowości Osobne w gminie Śniadowo, miał do dyspozycji oborę uwiązową, stado krów liczące ok. 30 sztuk i dojarkę przewodową. Stanął też na rozdrożu - musiał podjąć decyzję: czy i jak rozwijać się lub produkować w oparciu o posiadane zabudowania i środki.

- Doszedłem do wniosku, że musi to być krok do przodu - wyjaśnia dziś rolnik.

Decyzja o budowie nowej obory i zainstalowaniu w niej automatu udojowego nie była podjęta z dnia na dzień, ale przemyślana, poparta licznymi konsultacjami, podpatrywaniem jak takie urządzenie funkcjonuje w zagranicznych gospodarstwach. To było...

- Kilka lat rozważania, czy zdecydować się czy nie. Po raz pierwszy robota udojowego widziałem dziesięć lat temu na targach - mówi Bruliński. - Miałem też okazję, by podpatrzyć jak działa on w gospodarstwach w innych krajach. W ten sposób zrodził się pomysł, a potem życie go zweryfikowało. Nie chciałem montować hali udojowej: żona pracuje zawodowo, rodzice mają swój wiek, siła najemna w naszym regionie jest problemem.

Pomogła korzystna sytuacja w branży. Wówczas cena litra mleka wynosiła 1,70 zł. Oczywiście można było zakładać, że ta idylla nie potrwa wiecznie. I nie potrwała. Na szczęście pan Bruliński oddaje mleko do SM Piątnica, więc zapaści na rynku nie odczuł znacząco.

Obora w drewnie

Tam, gdzie dziś stoi nowa obora, była stara wiata na maszyny. A właściwie nadal jest, bo jej konstrukcja posłużyła jako podwaliny obory.

- Budynek był konstruowany pod robota. Firma DeLaval podsunęła mi koncepcję jego organizacji. Sam budynek jest w zasadzie klasyczny - mówi pan Tomasz.

Klasyczny, acz niebanalny. Nawet z zewnątrz, bo rolnik zdecydował się na drewnianą szalówkę. W środku jest jeszcze ciekawiej.

- Obora jest podzielona na strefy i to ją wyróżnia - wyjaśnia Wojciech Konopko, regionalny menadżer sprzedaży DeLaval na region łomżyński.

Od strony stołu paszowego znajduje się strefa żywieniowa z „podniesionymi” stanowiskami dla krów, od ścian - strefa legowiskowa wraz ze stacjami paszowymi. Ruch krów w oborze reguluje system bramek.

- Obora spełnia wszelkie wymogi dobrostanu i komfortu zwierząt: odpowiednia cyrkulacja powietrza (zamontowano kilka mieszaczy powietrza), światło dzienne, sztuczne (program świetlny), czochradło. Całość sprawia, że obora jest przyjazna dla krów - dodaje Konopko.

- Wszystkie te elementy zwiększają ruch krów w oborze. A to jest bardzo ważne - podkreśla Krzysztof Dembowski, menedżer ds. urządzeń udojowych w DeLaval. - Powodzenie obory z robotami udojowymi zależy pod tego, czy mamy w miarę intensywny ruch krów w oborze, bo zyskujemy wówczas pewność, że zwierzęta będą często podchodzić do stacji udojowej, na tyle często, by unikać zbyt wielu opóźnień w doju.

Aklimatyzacja

Robot w gospodarstwie Tomasza Brulińskiego został uruchomiony przed kilkoma miesiącami. To, można powiedzieć „okres aklimatyzacyjny” - dla zwierząt, ale i dla człowieka, który system ma obsługiwać. Tu trudność była podwójna. Po pierwsze krowy przechodziły do zupełnie innego systemu ich utrzymywania - z obory uwiązowej do wolnostanowiskowej. Z ich perspektywy fakt, że jeszcze czekała je nauka doju w robocie była już bez znaczenia. I tak była to zupełna nowość.

- Pierwsze miesiące to czas na dopracowanie wszystkich spraw, dopasowanie, przygotowanie i przyzwyczajenie zwierząt do urządzeń - wyjaśnia Krzysztof Dembowski.

Tryb przystosowania zwierząt do robota udojowego bywa różny. Są gospodarstwa, w których krowy rano dojone są w hali udojowej, a wieczorem za pomocą robota. I tak się często to odbywa. Jeszcze lepiej, kiedy istnieje możliwość by na początku do robota zwierzęta wchodziły tylko po to, by pobrać paszę i przyzwyczaić się w ten sposób do sprzętu, a przez kilka dni dojone w istniejącej dojarni.. To idealna sytuacja, która powinna trwać przez kilka dni, aż krowy „zaprzyjaźnią” się z robotem.

W przypadku gospodarstwa Tomasza Brulińskiego nie było innej możliwości - krowy od razu „wrzucono na głęboką wodę” (część stada została dokupiona za granicą - tam zwierzęta utrzymywane były w oborze wolnostanowiskowej, dla tych ruch i przestrzeń nie były niczym nowym).

- Nowe sztuki przyzwyczajone były do ruchu, nie bały się szczęku urządzeń, wygrodzeń - mówi hodowca. - Te aklimatyzowały się niezwykle łatwo. Trudniej było z krowami własnymi, które były znacznie bardziej oporne w przystosowaniu, ale i tu się powiodło.

Reakcja zwierząt

- 80 procent krów mam idealnie „skrojonych”, można powiedzieć, że pod robota, bo to jest młode stado pochodzące z zakupu - pierwiastki kupowane były w Niemczech. Kilka sztuk dojono nawet w robocie - opowiada Tomasz Bruliński.

Ze starej obory do nowej przeszły 23 sztuki. Pozostałe (z ponad 30 posiadanych) zostały zasuszone i teraz sukcesywnie wracają, jak na razie z powodzeniem. Jedna wypadła z powodu kształtu wymion. Chodzi tu o bardzo nietypowy rozstaw strzyków. Robot trudniej sobie radzi, gdy są one np. mocno zbieżne.

Dla zasuszonych krów ze „starego” stada i wchodzących do nowej obory idealnym rozwiązaniem okazały się izolatki - zamknięte zagrody na ściółce, gdzie spędzają pierwsze tygodnie, wypuszczane 2-3 razy dzienne i dojone wówczas w robocie. Automat „rozdysponowuje je” - albo zostają w izolatce (jeśli taka jest decyzja hodowcy), albo dołączają do reszty stada.

Obsługa

Robot to duża zmiana dla krowy, ale także wyzwanie dla hodowcy. Trzeba pamiętać, że jego „sercem” jest system komputerowy, który „rządzi” automatem udojowym. To jak rządzi, zależy od hodowcy. Trzeba się więc z nim zapoznać, z całą masą dostępnych opcji, ogromem jego możliwości.

- Nie demonizujmy jednak - mówi Bruliński. - Każdy może się tego nauczyć.

- Do obsługi sprzętu hodowca jest przez nas przygotowywany, dostaje też odpowiednio wcześniej poradnik, ale potrzebuje czasu, by się w naturalnym środowisku oswoić z maszyną. Wraz z robotem w oborze pojawia się pomieszczenie biurowe z komputerem wraz z zainstalowanym systemem obsługi. Trzeba nauczyć się zarządzania danymi - mówi Wojciech Konopko.

Funkcjonowanie

- Robot może wykonać w praktyce 160-170 dojów w ciągu doby. Wynika z tego, że co 8 minut odbywa się dój. Oczywiście, ilość dojów zależy od różnych czynników, m.in. od szybkości oddawania mleka - informuje Krzysztof Dembowski.

Optymalna, przeciętna ilość dojów w ciągu doby na jedną sztukę w tym stadzie to 2,6 raza. Wynika z tego, że w ciągu doby robot jest w stanie obsłużyć ok. 65 krów w systemie kontrolowanym (taki jest u pana Tomasza - przyp. red.), lub 55-60 krów w systemie wolnym.

- Ważniejsza jednak od ilości wykonanych dojów jest ilość mleka, jaką można pozyskać z tego robota - dodaje Dembowski. - W Polsce ideałem byłyby 2 tony na dobę od jednego robota, i ta ilość zapewne zostanie tu uzyskana.

Mając do dyspozycji określoną ilość możliwych dojów, hodowca decyduje o częstotliwości ich wykonywania na podstawie dwóch kryteriów: czasowego i oczekiwanej ilości mleka. Cały czas stado jest monitorowane pod względem wydajności i system wie, ile można oczekiwać od danej krowy. Np. jeśli od krowy można uzyskać 30 l mleka w ciągu doby, robot wie mniej więcej po jakim czasie ona „uskłada” wymaganą ilość mleka np. 12 kg na jeden dój, i na tej podstawie w odpowiednim czasie kieruje ją do doju.

Jak kieruje? Krowy przemieszczające się od stołu paszowego do strefy legowiskowej przechodzą przez specjalną bramkę, która analizuje, czy dane zwierzę powinno być już wydojone, czy nie. Jeśli tak - przed krową staje otworem bramka kierująca do robota, jeśli nie - zwierzę ma inną drogę - do legowiska. Kiedy zatoczy „kółko” - znów system sprawdzi, czy nie czas na dój. Tak się dzieje przy systemie kontrolowanym. Stosuje się też system wolny, kiedy krowy są wpuszczane do robota wtedy, kiedy chcą.

- Jednak wówczas hodowca musi się liczyć z tym, że do stacji udojowej przychodzą krowy w nadziei, że dostaną coś smacznego - mówi Krzysztof Dembowski. – w tym robocie nie mamy krowy nieuprawnionej. Drugą zaletą bramki – powiedzmy kontrolnej – jest to, że mamy minimalną ilość krów spóźnionych – do doju cały czas zachęca pasza, krowy więc krążą, przechodzą przez bramkę (w idealnych stadach do 10-12 razy na dobę), co daje możliwość „wyłapania” optymalnego momentu na dój. System taki nazywa się Feed First („najpierw pasza”). Jest on łatwy do zaplanowania w nowych obiektach, można również go stosować w wielu typowych, istniejących oborach wolnostanowiskowych.

Bój o dój

Od strony technicznej System udojowy VMS to sam robot, schładzalnik do mleka, kompresor, pompa próżniowa i zestaw komputerowy w pomieszczeniu biurowym. Sam automat zainstalowany jest między strefą żywieniową, a legowiskową. Krowy skierowane do doju, czekają na swoją kolej i gołym okiem widać, że doczekać się nie mogą.

Krowa wchodzi do robota, który blokuje ją w środku i wydaje porcję przekąski.

- Maksymalnie jednorazowo dostają 1,5 kg paszy - wyjaśnia Bruliński. - Oczywiście w zależności o wydajności. Porcję można jednak ustalić dowolnie.

Krowa „pałaszuje”, a maszyna działa. Najpierw ramię robota wyszukuje strzyki i dokonuje mycia i osuszenia. Następnie nakłada kubki na kolejne strzyki. Cały czas na urządzeniu monitorowany jest przebieg doju. Robot zdejmuje kubki udojowe oddzielnie z każdej ćwiartki, po jej opróżnieniu. Po zakończonym doju, następuje dezynfekcja strzyka, krowa jest wypuszczana, a robot dokonuje mycia „siebie”, zanim wpuści kolejne zwierzę. I tak w kółko. I wcale nie trzeba nadzorować automatu przez okrągłą dobę.

- Idziemy wieczorem spać, rano przechodzimy, a kilkadziesiąt krów jest wydojonych. Dodatkowo, gdy mnie nie ma, dostaję informację na komórkę o zatrzymaniu maszyny. Możemy jednak to dowolnie ustawiać, np. by otrzymywać informację o wszelkich wydarzeniach - dodaje Bruliński.

System obsługujący robota jest czytelny, a jednocześnie dający mnóstwo informacji. Po pierwsze widać, które krowy zostały wydojone, które się spóźniają, które czekają właśnie na dój. Można sprawdzić ilość wydojonego mleka z każdej krowy z każdej ćwiartki z dowolnego okresu, skład mleka, ewentualne zaistniałe problemy. Jest też informacja, ile czasu dana krowa się doi. Średnia u Tomasza Brulińskiego wynosi 7 minut.

- System wpłynął na jakość mleka: somatyka i parametry mleka są idealne. Oby tak dalej. Choć to też zasługa samego stada - mówi hodowca.

Zaletą systemu jest też opcja wykrywania mastitis. Mleko chorej krowy trafia do oddzielnego pojemnika.

Krzysztof Dembowski zwrócił uwagę, że robot udojowy jest najciężej pracującą maszyną spotykana we współczesnym rolnictwie. Czas jego efektywnej pracy na ogół przekracza 8000 godzin rocznie. Można to porównać do samochodu - 500 tysięcy kilometrów w ciągu roku. Poza tym pracuje on w kontakcie z żywym, dużym zwierzęciem, jakim jest krowa. Dla pełnego powodzenia systemu VMS konieczna jest więc dostępność serwisu, który jest w stanie szybko rozwiązać problem techniczny. Serwisem robota u Pana Brulińskiego, oraz innych robotów DeLaval VMS w okolicy Łomży zajmuje się firma Autoryzowanego Dealera DeLaval Krzysztofa Białobrzeskiego z Łomży. W tej firmie pracuje obecnie trzech przeszkolonych w Szwecji specjalistów serwisu robotów VMS.

- Praca się zmienia, ale nie zanika - podsumowuje Tomasz Bruliński. - Odchodzi praca fizyczna przy doju, ale dochodzi zarządzanie, kontrola stada, tyle, że czyniona na ekranie komputera. Widzę różnicę z każdym miesiącem, coraz więcej czasu spędzam poza budynkiem. Na więcej mogę sobie pozwolić. A o to przecież chodziło.

Małgorzata Sawicka

fot. Sebastian Rutkowski

W oborze zamontowana została specyficzna drabina paszowa tzw. agrafka. Hodowca jest z niej bardzo zadowolony. Wyróżnia ją kilka zalet:

- miejsca „stojące” dla krów przy stole paszowym są umiejscowione na podwyższeniu. Można tam położyć matę gumową i jest to w miarę suche miejsce. Sprzyja to zdrowiu racic, bo krowa dziennie spędza przy stole paszowym 6-8 godzin;

- oddzielone stanowiska dla krów przy stole paszowym dają gwarancję, że zwierzę zajmie tylko zaplanowanych 80 cm, nie więcej;

- krowy słabsze czują się w wygrodzeniach bezpieczniej, nie są spychane przez sztuki dominujące, które mają tendencje do takich zachowań, stado jest spokojniejsze;

- zgarniacz obornika nie przeszkadza krowom stojącym przy stole paszowym;

- łatwość przeprowadzania jakichkolwiek zabiegów weterynaryjnych - krowy po podaniu paszy podchodzą do stołu paszowego, jest do nich łatwy dostęp;




Tomasz Bruliński, szczęśliwy posiadacz pierwszego na Podlasiu robota udojowego

Serce robota to system komputerowy. To on decyduje jak działa maszyna

Krowy muszą się z robotem oswoić, wtedy przepychają się do doju

Elementy obory dynamizują ruch krów, by jak najczęściej przechodziły przez bramki kontrolne

Wóz na schwał


Wóz paszowy PRONAR VMP-10 jest urządzeniem dzięki któremu w łatwy sposób zostanie rozdzielone pożywienie dla zwierząt. MVP-10 przeznaczony jest do obsługi stada krów o liczebności 50 - 60 sztuk.

Dopuszczalna masa całkowita: 7700 kg

Ładowność: 4000 kg

Masa własna: 3700 kg

Pojemność zbiornika 10 m3

Powierzchnia załadunkowa zbiornika 7,1 m2

Długość max zbiornika 3530 mm

Szerokość max zbiornika 2490 mm

Wysokość zbiornika 1588

Średnica podłogi zbiornika 1960 mm

Wymiary gabarytowe (długość/szerokość/wysokość) 4860/2550/2670 mm

Minimalne zapotrzebowanie mocy ciągnika: 60/44,1 KM/kW

System zadawania paszy boczny otworem okiennym

Wyposażenie standardowe:

Rodzaj ramy podwozia: prostokątna z profili zamkniętych

Rodzaj dyszla: dyszel sztywny do łączenia z górnym lub dolnymi rodzajami ciągnika

Rodzaj zaczepu dyszla: obrotowy z okiem 50mm

Rodzaj podpory dyszla: prosta teleskopowa

Instalacja hamulcowa pneumatyczna jednoprzewodowa z ręcznym regulatorem siły hamowania

Postojowy hamulec ręczny z korbą

Instalacja oświetlenia

Typ mieszadła : 1- pionowe mieszadło ślimakowe

Wymienne docinające noże na mieszadle pionowym:

- 3 przypodłogowe noże chromowo-wanadowo-wolframowe o bardzo dużej wytrzymałości na scieranie

- 7 noży górnych chromowo-wanadowych o podwyższonych właściwościach

Możliwość ustawiania noży docinających w 3 pozycjach .

2 przeciwnoże w skrzyni zbiornika przyśpieszające proces rozdrabniania mieszanki pokarmowej

2 okna dozujące sterowane hydraulicznie

2 zsypy poniżej okien dozujących ułatwiające dokładne dozowanie mieszanki żywieniowej. W pozycji roboczej zsypy nie zwiększają wymiarów gabarytowych wozu.

2 boczne gumy w świetle okien dozujących ograniczające wysyp, oraz równomierne podawanie mieszanki pokarmowej

Wyświetlacz wagowy LCD do monitorowania czasu pracy mieszadła, oraz wagi załadunku.

Podest ze stopniami z obu stron wozu do okresowego mycia komory załadunkowej

Górna obręcz przeciwwysypowa

Materiały malarskie chemoutwardzalne dwuskładnikowe

Pianownice do mycia i dezynfekcji


Firma Kwazar Corporation, ceniony producent opryskiwaczy ogrodowych i specjalistycznych rozszerza linię urządzeń profesjonalnych o nowe produkty ze stali nierdzewnej. Do sprzedaży wprowadzono nowe ręczne wytwornice piany o pojemności 6L i 9L. Pianownice Kwazar wyposażone są w urządzenie mieszające ciecz roboczą z powietrzem, pozwalające jednocześnie na regulację gęstości piany. Urządzenia wyposażono w metalową pompę ręczną, zawór do podłączenia sprężonego powietrza oraz lancę kwasoodporną zakończoną dyszą do aplikacji piany. Niska waga oraz możliwość podłączenia zewnętrznego źródła zasilania sprężonym powietrzem umożliwia pracę w każdych warunkach. Nowe wytwornice piany są przeznaczone do mycia i dezynfekcji w przemyśle, rolnictwie, myjniach i warsztatach samochodowych, pomieszczeniach sanitarnych, basenach itp. Premierowy pokaz wytwornic piany Kwazar miał miejsce podczas tegorocznych targów ISSA Interclean 2009.


Nowe ciągniki rolnicze i specjalistyczne serii 5


Nowe ciągniki rolnicze i specjalistyczne serii 5

Wraz z zaprezentowaniem całkowicie nowych rodzin ciągników wielozadaniowych 5M, 5G i 5E, John Deere wykonał milowy krok w kierunku zaspokojenia potrzeb klientów na ciągniki o mocy poniżej 100 KM – w segmencie rynku o rocznej sprzedaży około 60 000 ciągników na terenie całej Unii Europejskiej, gdzie zapotrzebowanie na nowe maszyny utrzymywało się na stabilnym poziomie i nigdy nie spadło poniżej 50 000 ciągników rocznie.

Szeroki zakres dostępnych mocy, funkcji i opcji czyni ciągniki wielozadaniowe John Deere szczególnie cennymi narzędziami pracy w gospodarstwach o produkcji roślinnej i mieszanej, zwłaszcza o mniejszym areale lub mniej intensywnym profilu działania, ale również w firmach usługowych. 18 nowych modeli stanowi uzupełnienie najnowocześniejszej serii ciągników 5R, które zostały wprowadzone do sprzedaży w zeszłym roku. Dzięki nowej serii znacząco rozszerza się gama ciągników oferowanych przez John Deere:

Ciągniki serii 5M to maszyny ogólnego przeznaczenia idealnie dopasowane do współpracy z WOM i zastosowań ogólnych pod względem charakterystyki technicznej, mocy silnika i osiągów (modele: 5070M, 5080M, 5085M, 5090M, 5095M i 5100M).

Seria 5G (modele: 5080G, 5090G i 5100G) dla mniejszych gospodarstw z produkcją roślinną i mieszaną oraz tam, gdzie wymagana jest specjalna konfiguracja ciągnika – z dużym prześwitem nad podłożem (seria GH), sadownicze (seria GF), do winnic (GV)

Ciągniki bez kabiny serii 5E (5055E, 5065E i 5075E) dla osób trudniących się rolnictwem dorywczo i gospodarstw specjalistycznych.

Ciągniki John Deere serii 5M

Dzięki zwartym wymiarom, ciągniki te są idealnym rozwiązaniem dla małych i średnich gospodarstw zajmujących się produkcją zwierzęcą. Ponieważ klienci wykorzystują je głównie do wykonywania prac takich, jak zadawanie pokarmu zwierzętom, praca z ładowaczem czołowym, koszenie, belowanie, transport i rozrzucanie nawozów, ciągniki te są najlepiej przystosowane do tych właśnie funkcji. Wyjątkowo cennym rozwiązaniem dla użytkowników serii 5M będzie ładowacz czołowy John Deere doskonale przygotowany do współpracy z ciągnikiem.

Ciągniki John Deere nowej serii 5M posiadają 4,5 litrowy silnik wysokoprężny John Deere PowerTech M (spełniający normę emisji spalin IIIA) o mocy znamionowej od 70 do 100 KM (wg 97/68 EC). Silnik ten jest wyposażony w mechanicznie sterowany układ wtrysku, turbosprężarkę, chłodnicę powietrza doładowania powietrze powietrze oraz wysuwany skraplacz układu klimatyzacji. Oprócz zredukowanej emisji spalin, ten potężny i niezawodny silnik posiada 2% zapas mocy i zapewnia 34% wzrost momentu obrotowego, dzięki czemu podoła nawet najtrudniejszym zadaniom. Wysuwany skraplacz układu klimatyzacji to tylko jedno z udogodnień w zakresie obsługi codziennej.

Fabryka Pronaru „od kuchni”


Jak powstaje maszyna krok po kroku?


Kto z Państwa choć jeden raz jadąc ciągnikiem marki Pronar, współpracującym z przyczepą z tej samej firmy, albo z wozem paszowy, czy kosiarką, nie chciał podejrzeć jak wygląda proces produkcji takich maszyn i urządzeń? My w każdym razie chcieliśmy i zrobiliśmy to. A teraz przedstawiamy Państwu „od kuchni” fabrykę Pronar w Strabli.

A tak tak..., większości Pronar kojarzy się z miejscowością Narew. Bardziej wtajemniczeni jednak wiedzą, że część maszyn produkuje się właśnie w Strabli. Fabryka w Strabli działa od dwóch lat, zatrudnienie znalazło tu ok. 80 osób. Zakład składa się z trzech hal. Pierwsza z nich to hala spawalnicza, w drugim pomieszczeniu odbywa się śrutowanie i malowanie, trzecia - to hala montażowa. Jest też wyodrębnione miejsce na magazyn.

Żeby jakoś sobie wyobrazić przerób maszyn to na przykładzie kosiarki można powiedzieć, że miesięcznie przy trybie jednozmianowym zakład może opuścić 70-80 sztuk nowiutkich maszyn tego typu.

Pronar to firma, która stale dynamicznie się rozwija - w tylko w ciągu ostatniego roku wprowadziła na rynek kilkadziesiąt nowych wyrobów, część powstało właśnie w Strabli. Tu produkuje się owijarki do bel, ładowacze różnych typów, widły do balet, skrzynki obciążnika, widły do obornika, chwytaki do obornika, do bel, czerpaki chwytakowe i zwykłe, pługi śnieżne, 5 typów kosiarek, 3 typy zgrabiarek, przetrząsarki, posypywarki, zamiatarki.

Mieliśmy niezwykłą okazję, by zwiedzić fabrykę w Strabli i prześledzić proces powstawania maszyny krok po kroku. Na początku oczywiście maszyna musi zostać wymyślona. Nad tym głowią się konstruktorzy skupieni wokół Działu Wdrożeń. Po tym żmudnym procesie cała dokumentacja trafia m.in. do zakładu w Strabli.

- Na podstawie dokumentacji zamawiamy materiał - opowiada Krzysztof Zaremba, kierownik produkcji zakładu w Strabli. - Po dostawie przechodzi on obróbkę - według potrzeb jest wycinany.

Po takim przygotowaniu elementy maszyny trafiają na spawalnię, gdzie łączone są poszczególne części maszyny. Po spawaniu korpus poddawany jest śrutowaniu.

- Śrutowaniu, czyli oczyszczana jest jego powierzchnia - wyjaśnia Krzysztof Zaremba.

Oczyszczony sprzęt przed malowaniem jest dokładnie myty w specjalnej maszynie. W końcu trafia do malowania. Urządzenia w Pronarze pokrywane są farbą metodą proszkową. W praktyce elementy nowo powstającej maszyny są nagrzewane, przetransportowywane do komory, gdzie pracownik rozpylaczem pokrywa je proszkiem, który po wygrzaniu całości do temperatury ok. 200 stopni pokrywa maszynę niezwykle trwałą warstwą.

- Sprzęt pomalowany przy zastosowaniu tej metody jest odporny na zadrapania, o które w rolnictwie nietrudno - mówi Zaremba.

Po zakończeniu tego procesu, elementy maszyny trafiają na montaż, gdzie staję się w końcu jedną całością. Na tym jednak nie koniec. Złożony sprzęt czeka teraz test na specjalnych maszynach diagnostycznych i to każdą sztukę. Szczególną uwagę przywiązuję się do badania układów hydraulicznych.

I już. No chyba, że to jest nowa maszyna. Bo taka maszyna musi przejść znacznie dokładniejsze testy, w warunkach w jakich będzie użytkowana. Tak więc w przypadku maszyn rolniczych testowane są przy pracy na polu, czy w gospodarstwie. Podczas testów mają prawo wyjść kwestie, które można poprawić, czy udoskonalić, tak by do Klienta trafił produkt optymalny.

Nowe maszyny zazwyczaj są prezentowane szerszemu gremium na różnego rodzaju targach, wystawach. Towarzyszą im ich konstruktorzy, by zbierać opinie o produkcie. Pierwszych kilka sztuk po tych wstępnych testach, trafia do rolników, którzy mają możliwość ich użytkowania przez dłuższy czas, tak, by jeszcze raz upewnić się, że w sprzęcie zastosowano rozwiązania najlepsze z możliwych. Po kilku miesiącach zbierane są uwagi, które są oczywiście uwzględniane. A wówczas maszyna może w końcu trafić do szerszego odbiorcy.

Małgorzata Sawicka

Fot. Pronar




Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Maszyny