Podlaskie AGRO

Poker ze stonką

Stonkę ziemniaczaną można pokonać


Stonka ziemniaczana jest szkodnikiem inwazyjnym, który od czasu zadomowienia się w Polsce rokrocznie przekracza próg ekonomicznej szkodliwości i wymaga chemicznego zwalczania.

Historia walki z tym szkodnikiem pełna jest „wzlotów i upadków” ochrony roślin, która na przestrzeni 60 lat sięgała do arsenału wszystkich możliwych metod, by go zwalczyć. Stosowano i stosuje

Stonkę ziemniaczaną można pokonać


Stonka ziemniaczana jest szkodnikiem inwazyjnym, który od czasu zadomowienia się w Polsce rokrocznie przekracza próg ekonomicznej szkodliwości i wymaga chemicznego zwalczania.

Historia walki z tym szkodnikiem pełna jest „wzlotów i upadków” ochrony roślin, która na przestrzeni 60 lat sięgała do arsenału wszystkich możliwych metod, by go zwalczyć. Stosowano i stosuje się chemiczne środki, których ewolucja zaczęła się od słynnego DDT i trwa po dzień dzisiejszy, jak również oparte na środkach bakteryjnych i hormonalnych metody biologiczne. Były też próby introdukcji wrogów naturalnych, a badania genetyczne zaowocowały hodowlą transgenicznych odmian ziemniaka.

Jak wszystkim wiadomo, mimo ogromnych nakładów intelektualnych i finansowych stonka ziemniaczana ma się bardzo dobrze i już w maju 2009r. zaatakowała plantacje wczesnych odmian ziemniaka z siłą wymagającą od rolnictwa kolejnego sięgnięcia po „chemię”.

Walka ze stonką przypomina grę w pokera z przebiegłym przeciwnikiem, albowiem nigdy do końca nie wiemy, co owad ten w kolejnym rozdaniu „ma w kartach”. Rozdań tych było ok. 60 i nieraz całą pulę zgarniał szkodnik, wielokrotnie zapadał remis i ziemniaczaną pulą dzielono się, kilka sukcesów odniosła również ochrona roślin. Do dziś żaden z przeciwników nie wypadł z gry.

Niezliczone, uśpione chrząszcze stonki ziemniaczanej spędzają zimę w glebie, ukryte na rozmaitej głębokości (średnio 10-30 cm), gdzie spowolniony metabolizm pozwala im przeżyć niekorzystne warunki klimatu. Wbrew pozorom tegoroczna, dość mroźna zima, korzystnie wpłynęła na przeżywalność owadów. Zimy łagodne, ciepłe i wilgotne sprzyjają rozwojowi rozmaitych chorób bakteryjnych i grzybowych stonki, które znacznie redukują jej „pogłowie”, a temperatura gleby powyżej 60 st. C powoduje, że procesy oddechowe owada wyczerpują zapasy energetyczne organizmu i znacznie osłabiają jego witalność i odporność. Dlatego łagodne zimy w latach 2007 i 2008 spowodowały słabszy atak stonki ziemniaczanej.

„Rozdanie” 2009 zapowiada się więc dla stonki ziemniaczanej dobrze i gdy temperatura gleby w miejscu przebywania chrząszczy osiągnie przez kilka dni 140 st. C, zaczną się one budzić i wychodzić na powierzchnię by podejmować loty w poszukiwaniu wczesnych odmian ziemniaka. Niektóre jednak owady pozostaną w stanie diapauzy do wiosny 2010r. – to takie ewolucyjne przystosowanie gatunku na wypadek jakiegoś kataklizmu, który mógłby zniszczyć całkowicie populację naziemną.

Przy silnym ataku, żarłoczne chrząszcze mogą spowodować nawet 60% strat w plonowaniu wczesnych ziemniaków. Wylot chrząszczy trwa około miesiąca, więc w całym tym okresie można spodziewać się zmasowanego nalotu, który można odeprzeć tylko przy użyciu odpowiedniego insektycydu. Po znalezieniu plantacji ziemniaka samice przystąpią do składania jaj i złożą ich ok. 500-1.000, choć potencjał ich sięga nawet 3.000. Z powodu tak wielkiej płodności już jeden chrząszcz „wiosenny” na 25 roślin, wystarczy do przekroczenia progu szkodliwości i wymaga interwencji. Stonka zagraża najsilniej od początku czerwca do końca sierpnia, ponieważ tak długo trwa okres składania jaj. Larwy stonki najgroźniejsze będą od połowy czerwca do końca lipca. W zależności więc od hodowanej odmiany i rejonu kraju, a także od przebiegu pogody i dynamiki inwazji szkodnika skuteczna ochrona ziemniaka przed stonką ziemniaczaną będzie wymagała 1-3 zabiegów chemicznych.

W zaleceniach IOR - PIB na 2009r. odnośnie zwalczania omawianego szkodnika hodowcy znajdą ok. 30 „kart”, którymi są insektycydy oparte na 22 substancjach aktywnych. Karty te są mocniejsze lub słabsze. Charakterystyka każdej z nich jest odmienna i każda trochę inaczej działa na organizm stonki, którą powinna skutecznie zwalczać. Z wyjątkiem inhibitora chityny – teflubenzuronu, pozostałe zalecane dziś insektycydy są neurotoksynami o trzech sposobach działania. Wszystkie działają kontaktowo i żołądkowo, w momencie kiedy owad fizycznie zetknie się z substancją aktywną lub ją zje. Powierzchnia ciała owadów pokryta jest woskową substancją i o przenikliwości insektycydu przez tę warstwę decyduje jego rozpuszczalność w tłuszczach. Ta cecha insektycydu zależy od polarności molekuł substancji aktywnej. Występujące w insektycydach grupy funkcyjne (grupa metylowa, inne zawierające chlor lub fluor) znacznie zwiększają penetrację związku chemicznego przez oskórek i osłonki lipidowe komórek nerwowych, które są głównym celem wielu substancji aktywnych.

Bardzo szybkim działaniem początkowym na owady charakteryzują się insektycydy z grupy chemicznej pyretroidów. W stosunku do stonki ziemniaczanej zbyt szybkie działanie może jednak wywoływać niekorzystny efekt, ponieważ porażone owady spadają z roślin zanim pobiorą śmiertelną dawkę toksyny. Nie zdążą też zjeść zatrutych liści, przez co osłabia się działanie żołądkowe insektycydu. Zbyt niską dawkę toksyny owady metabolizują i po pewnym czasie powracają do normalnej aktywności. Dotyczy to głównie populacji odpornych na związki z tej grupy chemicznej, a takie, jak wiadomo, dość często w Polsce występują. Najodporniejsze są chrząszcze i starsze stadia larwalne (L3, L4), a detoksykacja toksyn przebiega u nich szybciej w wyższych temperaturach. Dlatego insektycydy z grupy pyretroidów najlepiej sprawdzają się w zwalczaniu najmłodszych stadiów larw stonki – L1 i L2, w temperaturach poniżej 20 st.C. Stosując pyretroidy należy brać pod uwagę prognozę pogody, ponieważ opady deszczu spłukują środek i znacznie osłabiają jego działanie.

Dynamika działania pyretroidów na stonkę ziemniaczaną nawet w optymalnych warunkach atmosferycznych nie trwa długo i w zależności od szybkości wzrostu roślin, wynosi ok. 3-5 dni. Skuteczność środka zależy też od tempa parowania i fotodegradacji zawartej w nim substancji aktywnej. Stosując pyretroidy należy z dużą precyzją uchwycić najwłaściwszy moment do przeprowadzenia zabiegu, a w razie konieczności powtórzyć zabieg środkiem z innej grupy chemicznej.

Występowanie odporności stonki ziemniaczanej na pyretroidy spowodowało, że środki z tej grupy chemicznej stały się mało popularne wśród hodowców ziemniaka, niemniej należy pamiętać, że użyte w odpowiedniej dawce i przy niedużym nasileniu szkodnika mogą zredukować szkody i uchronić plon.

Zjawisko odporności stonki ziemniaczanej, które należy do najmocniejszych „kart” owada dotyczy również środków fosforoorganicznych i karbaminianów. Uwidoczniło się przed laty eliminując z użycia oparty na chlorfenwinfosie popularny środek - Enolofos 44 EC. Wiele innych bardzo skutecznych insektycydów wypadło z gry na skutek odporności stonki lub nowych przepisów i dyrektyw Rady Unii Europejskiej (Bancol 50 WP, Regent 200 SC i inne).

W ostatnich latach ochronę ziemniaka przed stonką ziemniaczaną zdominowały w Polsce środki oparte na związkach chemicznych z grupy neonikotynoidów. Decydują o tym nie tylko parametry określające wrażliwość stonki na te toksyny, ale również właściwości substancji aktywnych wynikające z ich struktury. Środki te działają kontaktowo i żołądkowo.

Najpopularniejszym insektycydem w zwalczaniu stonki ziemniaczanej w tej grupie chemicznej jest acetamipryd wchodzący w skład środka Mospilan 20 SP. Jego największą zaletą jest, oprócz działania kontaktowego na owady, również działanie systemiczne w roślinie polegające na translaminarnym przenikaniu toksyny do wszystkich jej organów i poprzez system sitowo-naczyniowy do wszystkich jej części. Warto wiedzieć, że siła procesów życiowych rośliny wpływa na lepsze działanie układowe acetamiprydu. Ilość wchłoniętej przez roślinę substancji aktywnej preparatu jest największa u młodych, rosnących roślin, a u starszych przez młode części, gdzie jak wiadomo, najczęściej żerują larwy stonki ziemniaczanej. Krążąca we wnętrzu roślin toksyna zabezpieczona jest zarówno przed spłukiwaniem jak i przed fotodegradacją, w związku z czym dynamika działania acetamiprydu jest dłuższa niż pyretroidów, związków fosforoorganicznych, czy karbaminianów i wynosi 10-14 dni. Acetamipryd działa na stonkę we wszystkich zakresach temperatur. Jedną z najważniejszych cech tego środka jest selektywność działania, dzięki czemu oszczędza on pszczoły i entomofaunę pożyteczną, wśród której jest wielu wrogów naturalnych stonki. W badaniach monitoringowych IOR-PIB nie stwierdzono dotychczas odporności szkodnika na acetamipryd ani na pozostałe środki z grupy neonikotynoidów. Mimo najskuteczniejszego działania Mospilanu 20 SP i innych substancji aktywnych z tej grupy insektycydów zaleca się w sezonie wegetacyjnym 2009 tylko jednokrotne opryski tymi insektycydami. Jest to ważny obecnie element strategii stosowania środków ochrony roślin zapobiegający wykształcaniu przez agrofaga odporności. Mając to na uwadze i rozgrywając ze stonką ziemniaczaną kolejne pokerowe rozdanie zachowajmy asa w rękawie i zastosujmy preparat zawierający acetamipryd w przypadku największego zagrożenia plantacji.

Paweł Węgorek, Joanna Zamojska

Instytut Ochrony Roślin

się chemiczne środki, których ewolucja zaczęła się od słynnego DDT i trwa po dzień dzisiejszy, jak również oparte na środkach bakteryjnych i hormonalnych metody biologiczne. Były też próby introdukcji wrogów naturalnych, a badania genetyczne zaowocowały hodowlą transgenicznych odmian ziemniaka.

 

Jak wszystkim wiadomo, mimo ogromnych nakładów intelektualnych i finansowych stonka ziemniaczana ma się bardzo dobrze i już w maju 2009r. zaatakowała plantacje wczesnych odmian ziemniaka z siłą wymagającą od rolnictwa kolejnego sięgnięcia po „chemię”.

Walka ze stonką przypomina grę w pokera z przebiegłym przeciwnikiem, albowiem nigdy do końca nie wiemy, co owad ten w kolejnym rozdaniu „ma w kartach”. Rozdań tych było ok. 60 i nieraz całą pulę zgarniał szkodnik, wielokrotnie zapadał remis i ziemniaczaną pulą dzielono się, kilka sukcesów odniosła również ochrona roślin. Do dziś żaden z przeciwników nie wypadł z gry.

Niezliczone, uśpione chrząszcze stonki ziemniaczanej spędzają zimę w glebie, ukryte na rozmaitej głębokości (średnio 10-30 cm), gdzie spowolniony metabolizm pozwala im przeżyć niekorzystne warunki klimatu. Wbrew pozorom tegoroczna, dość mroźna zima, korzystnie wpłynęła na przeżywalność owadów. Zimy łagodne, ciepłe i wilgotne sprzyjają rozwojowi rozmaitych chorób bakteryjnych i grzybowych stonki, które znacznie redukują jej „pogłowie”, a temperatura gleby powyżej 60 st. C powoduje, że procesy oddechowe owada wyczerpują zapasy energetyczne organizmu i znacznie osłabiają jego witalność i odporność. Dlatego łagodne zimy w latach 2007 i 2008 spowodowały słabszy atak stonki ziemniaczanej.

„Rozdanie” 2009 zapowiada się więc dla stonki ziemniaczanej dobrze i gdy temperatura gleby w miejscu przebywania chrząszczy osiągnie przez kilka dni 140 st. C, zaczną się one budzić i wychodzić na powierzchnię by podejmować loty w poszukiwaniu wczesnych odmian ziemniaka. Niektóre jednak owady pozostaną w stanie diapauzy do wiosny 2010r. – to takie ewolucyjne przystosowanie gatunku na wypadek jakiegoś kataklizmu, który mógłby zniszczyć całkowicie populację naziemną.

Przy silnym ataku, żarłoczne chrząszcze mogą spowodować nawet 60% strat w plonowaniu wczesnych ziemniaków. Wylot chrząszczy trwa około miesiąca, więc w całym tym okresie można spodziewać się zmasowanego nalotu, który można odeprzeć tylko przy użyciu odpowiedniego insektycydu. Po znalezieniu plantacji ziemniaka samice przystąpią do składania jaj i złożą ich ok. 500-1.000, choć potencjał ich sięga nawet 3.000. Z powodu tak wielkiej płodności już jeden chrząszcz „wiosenny” na 25 roślin, wystarczy do przekroczenia progu szkodliwości i wymaga interwencji. Stonka zagraża najsilniej od początku czerwca do końca sierpnia, ponieważ tak długo trwa okres składania jaj. Larwy stonki najgroźniejsze będą od połowy czerwca do końca lipca. W zależności więc od hodowanej odmiany i rejonu kraju, a także od przebiegu pogody i dynamiki inwazji szkodnika skuteczna ochrona ziemniaka przed stonką ziemniaczaną będzie wymagała 1-3 zabiegów chemicznych.

W zaleceniach IOR - PIB na 2009r. odnośnie zwalczania omawianego szkodnika hodowcy znajdą ok. 30 „kart”, którymi są insektycydy oparte na 22 substancjach aktywnych. Karty te są mocniejsze lub słabsze. Charakterystyka każdej z nich jest odmienna i każda trochę inaczej działa na organizm stonki, którą powinna skutecznie zwalczać. Z wyjątkiem inhibitora chityny – teflubenzuronu, pozostałe zalecane dziś insektycydy są neurotoksynami o trzech sposobach działania. Wszystkie działają kontaktowo i żołądkowo, w momencie kiedy owad fizycznie zetknie się z substancją aktywną lub ją zje. Powierzchnia ciała owadów pokryta jest woskową substancją i o przenikliwości insektycydu przez tę warstwę decyduje jego rozpuszczalność w tłuszczach. Ta cecha insektycydu zależy od polarności molekuł substancji aktywnej. Występujące w insektycydach grupy funkcyjne (grupa metylowa, inne zawierające chlor lub fluor) znacznie zwiększają penetrację związku chemicznego przez oskórek i osłonki lipidowe komórek nerwowych, które są głównym celem wielu substancji aktywnych.

Bardzo szybkim działaniem początkowym na owady charakteryzują się insektycydy z grupy chemicznej pyretroidów. W stosunku do stonki ziemniaczanej zbyt szybkie działanie może jednak wywoływać niekorzystny efekt, ponieważ porażone owady spadają z roślin zanim pobiorą śmiertelną dawkę toksyny. Nie zdążą też zjeść zatrutych liści, przez co osłabia się działanie żołądkowe insektycydu. Zbyt niską dawkę toksyny owady metabolizują i po pewnym czasie powracają do normalnej aktywności. Dotyczy to głównie populacji odpornych na związki z tej grupy chemicznej, a takie, jak wiadomo, dość często w Polsce występują. Najodporniejsze są chrząszcze i starsze stadia larwalne (L3, L4), a detoksykacja toksyn przebiega u nich szybciej w wyższych temperaturach. Dlatego insektycydy z grupy pyretroidów najlepiej sprawdzają się w zwalczaniu najmłodszych stadiów larw stonki – L1 i L2, w temperaturach poniżej 20 st.C. Stosując pyretroidy należy brać pod uwagę prognozę pogody, ponieważ opady deszczu spłukują środek i znacznie osłabiają jego działanie.

Dynamika działania pyretroidów na stonkę ziemniaczaną nawet w optymalnych warunkach atmosferycznych nie trwa długo i w zależności od szybkości wzrostu roślin, wynosi ok. 3-5 dni. Skuteczność środka zależy też od tempa parowania i fotodegradacji zawartej w nim substancji aktywnej. Stosując pyretroidy należy z dużą precyzją uchwycić najwłaściwszy moment do przeprowadzenia zabiegu, a w razie konieczności powtórzyć zabieg środkiem z innej grupy chemicznej.

Występowanie odporności stonki ziemniaczanej na pyretroidy spowodowało, że środki z tej grupy chemicznej stały się mało popularne wśród hodowców ziemniaka, niemniej należy pamiętać, że użyte w odpowiedniej dawce i przy niedużym nasileniu szkodnika mogą zredukować szkody i uchronić plon.

Zjawisko odporności stonki ziemniaczanej, które należy do najmocniejszych „kart” owada dotyczy również środków fosforoorganicznych i karbaminianów. Uwidoczniło się przed laty eliminując z użycia oparty na chlorfenwinfosie popularny środek - Enolofos 44 EC. Wiele innych bardzo skutecznych insektycydów wypadło z gry na skutek odporności stonki lub nowych przepisów i dyrektyw Rady Unii Europejskiej (Bancol 50 WP, Regent 200 SC i inne).

W ostatnich latach ochronę ziemniaka przed stonką ziemniaczaną zdominowały w Polsce środki oparte na związkach chemicznych z grupy neonikotynoidów. Decydują o tym nie tylko parametry określające wrażliwość stonki na te toksyny, ale również właściwości substancji aktywnych wynikające z ich struktury. Środki te działają kontaktowo i żołądkowo.

Najpopularniejszym insektycydem w zwalczaniu stonki ziemniaczanej w tej grupie chemicznej jest acetamipryd wchodzący w skład środka Mospilan 20 SP. Jego największą zaletą jest, oprócz działania kontaktowego na owady, również działanie systemiczne w roślinie polegające na translaminarnym przenikaniu toksyny do wszystkich jej organów i poprzez system sitowo-naczyniowy do wszystkich jej części. Warto wiedzieć, że siła procesów życiowych rośliny wpływa na lepsze działanie układowe acetamiprydu. Ilość wchłoniętej przez roślinę substancji aktywnej preparatu jest największa u młodych, rosnących roślin, a u starszych przez młode części, gdzie jak wiadomo, najczęściej żerują larwy stonki ziemniaczanej. Krążąca we wnętrzu roślin toksyna zabezpieczona jest zarówno przed spłukiwaniem jak i przed fotodegradacją, w związku z czym dynamika działania acetamiprydu jest dłuższa niż pyretroidów, związków fosforoorganicznych, czy karbaminianów i wynosi 10-14 dni. Acetamipryd działa na stonkę we wszystkich zakresach temperatur. Jedną z najważniejszych cech tego środka jest selektywność działania, dzięki czemu oszczędza on pszczoły i entomofaunę pożyteczną, wśród której jest wielu wrogów naturalnych stonki. W badaniach monitoringowych IOR-PIB nie stwierdzono dotychczas odporności szkodnika na acetamipryd ani na pozostałe środki z grupy neonikotynoidów. Mimo najskuteczniejszego działania Mospilanu 20 SP i innych substancji aktywnych z tej grupy insektycydów zaleca się w sezonie wegetacyjnym 2009 tylko jednokrotne opryski tymi insektycydami. Jest to ważny obecnie element strategii stosowania środków ochrony roślin zapobiegający wykształcaniu przez agrofaga odporności. Mając to na uwadze i rozgrywając ze stonką ziemniaczaną kolejne pokerowe rozdanie zachowajmy asa w rękawie i zastosujmy preparat zawierający acetamipryd w przypadku największego zagrożenia plantacji.

Paweł Węgorek, Joanna Zamojska

Instytut Ochrony Roślin

Mądry Polak przed szkodą


Choć mamy świadomość jak ważne jest czytanie umów przed podpisaniem, mało kto robi to dokładnie.

Dokładnie przeczytać - to naczelna zasada, jaką powinno się zastosować przed podpisaniem umowy


Polacy powszechnie nie czytają ogólnych warunków podpisywanych umów. Dotyczy to także porozumień zawiązywanych z towarzystwami ubezpieczeniowymi. Rezultatem takich zachowań jest brak świadomości na temat rzeczywistego zakresu ochrony, co wielokrotnie staje się powodem frustracji, bezradności, a czasem nawet tragedii. Czy można tego uniknąć?

Czym jest OWU

Skrót OWU oznacza ogólne warunki ubezpieczenia. To integralna część każdej umowy zawiązywanej między klientem, a towarzystwem. To tzw. „prawo wewnętrzne”, swoisty wzorzec umowy (oferty), którym zakład ubezpieczeń posługuje się przy zawieraniu umów. Każdy rodzaj ubezpieczenia posiada swoje odrębne OWU. Warto pamiętać, że przy podpisywaniu umowy ubezpieczenia, konsument akceptuje tym samym całość dokumentów (w tym OWU). Należy zatem uświadomić sobie, jak istotne jest poświęcenie kilku minut na zapoznanie się z tą „obowiązkową lekturą”. Dzięki temu będziemy mieli jasno i wyraźnie nakreślone wzajemne obowiązki i prawa każdej ze stron.

Czy aż takie tajemnicze…?

Zazwyczaj Polacy są sceptycznie nastawieni do czytania OWU, gdyż terminologia ubezpieczeniowa wydaje się im zbyt specjalistyczna, a przez to trudna w lekturze.

- W praktyce OWU powinny być formułowane w sposób jasny, jednoznaczny i zrozumiały dla konsumentów, z kolei jakiekolwiek wątpliwości i niejasności powinien wytłumaczyć agent ubezpieczeniowy na prośbę klienta – mówi Jakub Nawracała, dyrektor Biura Ubezpieczeń Ochrony Prawnej i Odpowiedzialności Cywilnej Grupy Concordia. - OWU jest takim dokumentem, który każdy ubezpieczający się powinien dokładnie przeanalizować przed zawarciem umowy w celu upewnienia się, że dany produkt ubezpieczeniowy całkowicie spełnia jego potrzeby i oczekiwania. Pamiętajmy zatem, aby pytać swoich agentów o treści zawarte w OWU, aby świadomie i szczegółowo móc się do nich stosować.

Polaku, bądź mądry przed szkodą!

Można przytoczyć cały szereg przykładów, gdzie wielu z nas nie uniknęło negatywnych skutków nieczytania umów. Najczęściej bowiem ubezpieczyciel odmawia nam wypłaty odszkodowania, powołując się właśnie na treść OWU. Czytając dokładnie ogólne warunki ubezpieczenia przed zawarciem umowy, unikniemy wielu nieporozumień i rozczarowań.

– Im szybciej zdamy sobie sprawę, że znajomość treści zawartych w ogólnych warunkach ubezpieczenia jest warunkiem koniecznym prawidłowej realizacji umowy, zarówno ze strony ubezpieczającego się jak i ubezpieczyciela, tym lepiej dla nas – podsumowuje Nawracała.

Pięć elementów

Istnieje pięć kluczowych aspektów, o których zawsze należy pamiętać przy czytaniu OWU. Pierwszy z nich to „przedmiot ubezpieczenia”. Czasem \"zasadzka\" OWU kryje się w określeniu przedmiotu ubezpieczenia. Może to w praktyce wpływać na ograniczenie ochrony ubezpieczeniowej, bądź w skrajnych przypadkach na jej brak. Jeśli bowiem mienie lub działalność, której dotyczy ubezpieczenie nie mieści się w zakresie przedmiotowym ubezpieczenia, nie będzie ochrony ubezpieczeniowej. Przykładowo, przedmiotem ubezpieczenia jest mienie wykorzystywane w działalności gospodarczej. Oznacza to, że ubezpieczeniem nie będą objęte przedmioty, które nie służą ubezpieczonemu do wykonywania tej działalności.

Kolejna ważna kwestia: zakres ubezpieczenia, a więc tzw. \"ryzyka\". Są katalogiem zdarzeń będących przyczyną szkody. W przypadku ich wystąpienia odpowiedzialność spada na ubezpieczyciela. Znajomość zakresu ubezpieczenia jest ważna dlatego, że towarzystwo nie odpowiada za te szkody, które są następstwem innych zdarzeń, niż te wymienione w OWU. Należy również zwrócić uwagę na to, które \"ryzyka\" znajdują się w zakresie standardowym, a które wymagają dopłaty dodatkowej składki.

Czytaj definicje!

Jest to element często lekceważony, choć bardzo istotny. Wszystkie terminy określone w OWU należy rozumieć zgodnie z podanymi definicjami. Może okazać się, że ma to ogromny wpływ na ochronę ubezpieczeniową – w szczególności przy definiowaniu tzw. \"ryzyk\". Przykładem może być potoczne rozumienie słowa „huragan”, które może się nie mieścić w definicji huraganu użytej w OWU.

Przyjrzeć się również należy wyłączeniom i ograniczeniom w ochronie ubezpieczeniowej. Każde OWU zawierają szereg wyłączeń ochrony ubezpieczeniowej, a więc sytuacji, w których ubezpieczyciel nie ponosi odpowiedzialności w ogóle, bądź ponosi ją np. do określonej kwoty. Może okazać się, że pomimo bardzo szerokiego na pierwszy rzut oka zakresu ochrony ubezpieczeniowej, katalog wyłączeń jest tak rozległy, że w gruncie rzeczy ochrona jest bardzo wąska. Należy zwrócić uwagę na to, czy w katalogu wyłączeń nie znajduje się zapis, który sprawia, że dany produkt ubezpieczeniowy jest dla ubezpieczającego mało atrakcyjny. Przykładem może być przedsiębiorca, który prowadzi szatnię i dokonuje zakupu polisy OC, gdzie wyłączona zostaje odpowiedzialność za szkody w mieniu oddanym w przechowanie.

Obowiązki ubezpieczonego i ubezpieczającego

Ogólne warunki ubezpieczenia zawierają zapisy dotyczące obowiązków klienta, które są różne - począwszy od informacyjnych, poprzez związane z zabezpieczeniem przedmiotu ubezpieczenia przed szkodą, a skończywszy na tych związanych z postępowaniem w przypadku wystąpienia szkody. Istotne jest, że niewykonanie lub nieprawidłowe wykonanie tych obowiązków może doprowadzić w konsekwencji nawet do odmowy wypłaty odszkodowania.


fot. M.Sawicka

Mały pomocnik - wielkie zagrożenie


Choć nieraz dzieci same garną się do pomocy dorosłym, to ci powinni dbać o to, by nie obciążać ich zbytnio i nie narażać na niebezpieczeństwo

Chrońmy dzieci przed niebezpieczeństwem - niech ich dzieciństwo będzie beztroskie


- Kto z was jeździł ciągnikiem?- pyta dzieci pracownik KRUS, prowadzący w wiejskiej szkole podstawowej powiatu augustowskiego rozmowę o tym, jak bezpiecznie pomagać rodzicom w gospodarstwie rolnym. W klasie III ręce podnosi kilku chłopców, zaś w klasie V jest to już 2/3 chłopców i 2 dziewczynki.

Podczas pogadanek, dzieci z rozbrajającą szczerością opowiadają o pracach, które wykonują w gospodarstwie i maszynach, które obsługują. Doskonale wiedzą, jak wygląda sadzarka do ziemniaków, jak napędzana jest „krajzega\". Opisują jak jeżdżą na ławeczkach, burtach ciągników, jak karmią i wyprowadzają zwierzęta. Są dumne z tego, że potrafią pomóc rodzicom w gospodarstwie. Wszystko wydaje im się łatwe, proste i bezpieczne. Problem polega jednak na tym, że niestety nie potrafią dostrzec zagrożenia i przewidzieć nieszczęścia. Naturalna dziecięca ciekawość świata może doprowadzić je do tragedii, jeśli nie znają zasad bezpiecznej zabawy i pracy lub przebywają w otoczeniu, w którym nie zadbano o bezpieczeństwo.

- Ale ja wiem jak to się obsługuje, od dawna to robię, to łatwe - opowiadają dzieci na spotkaniach.

W praktyce nie wszystko okazuje się takie łatwe. Fakt, że dziecko potrafi uruchamiać i obsługiwać maszyny, nie świadczy jeszcze o tym, że może przy nich samodzielnie pracować. Jest mniejsze i słabsze fizycznie od dorosłych oraz mniej odporne psychicznie i emocjonalnie. Dziecko prowadzące ciągnik nie przewidzi wielu zdarzeń i nie oceni realnie ryzyka. Na nierównościach terenu, gdy maszyna się przechyla, może wpaść w panikę i nie zapanować nad sytuacją. Przy cofaniu ciągnikiem ma mniejsze pole widzenia ze względu na niższy wzrost, może więc nie zauważyć osoby lub przedmiotu znajdującego się z tyłu i spowodować wypadek. Z uwagi na to, aby zapobiec nieszczęściom, nie należy dzieciom powierzać prac związanych z obsługą ciągnika, czy kombajnu. Należy uniemożliwić im uruchomienie maszyn i urządzeń, zabierać ze sobą kluczyki, zamykać kabiny.

Zdarza się, że dzieci pomagają rodzicom sprzęgać ciągnik z maszyną współpracującą. Tę czynność powinien wykonywać sam kierowca, bez pomocy drugiej osoby, a tym bardziej dziecka, które przy nieprecyzyjnym cofaniu może zostać przygniecione przez ciągnik lub zranione przez opadający dyszel.

Kolejną maszyną, której absolutnie nie powinno obsługiwać dziecko jest sadzarka do ziemniaków. Niejednokrotnie, podczas pomocy przy sadzeniu, dzieci zgarniają z czerpaków nadmiar sadzeniaków lub uzupełniają ich brak. Czynność ta wymaga ciągłej koncentracji uwagi i dobrej koordynacji wzrokowo-ruchowej. W momencie nieuwagi może dojść do amputacji palców przez przesuwający się mechanizm.

Ogromne zagrożenie stwarza również pilarka tarczowa, która szczególnie wśród mniejszych dzieci wzbudza duże zainteresowanie. Nawet niewinna zabawa w formie ręcznego obracania piły może się skończyć poważnym urazem palców rąk. Należy zabezpieczać pilarkę przed dostępem dzieci i zabraniać im wykonywania jakichkolwiek czynności przy jej użyciu.

Fascynacja ruchem połączonym z cięciem i rozdrabnianiem przyciąga dzieci do maszyn takich jak: sieczkarnie, rozdrabniacze, wszelkie maszyny napędzane przy pomocy pasów transmisyjnych. Zabawa w pobliżu takich maszyn jest bardzo niebezpieczna - grozi pochwyceniem ręki i w konsekwencji poważnym urazem.

- A kto w gospodarstwie pomaga w opiece nad zwierzętami? - jedno z kolejnych pytań, na które do odpowiedzi zgłasza się duża ilość dzieci. Większość ma swoje ulubione małe zwierzątka, którymi się opiekuje, ale niektóre wykonują rutynowe czynności przy obsłudze dużych, dorosłych zwierząt. I chociaż zwierzęta zazwyczaj rozpoznają osoby opiekujące się nimi, to w sytuacjach rozdrażnienia lub przestraszenia, ich reakcja może być nieobliczalna. Zwierzę może się spłoszyć, uciec oraz próbować bronić się, czy atakować. Dla dziecka jest to poważne zagrożenie powstania urazów fizycznych. Dodatkowo zaś, obarczanie dzieci odpowiedzialnością za powierzone im zwierzęta może stanowić dla nich zbyt duże obciążenie psychiczne.

Dzieci często uczestniczą także w pracach związanych z codziennym obrządkiem. Przygotowują karmę, wyrzucają obornik, doją zwierzęta. W tym czasie dźwigają ciężkie wiadra z karmą i wodą, czy też zrzucają z wysokości pasze. Pracom tym niejednokrotnie towarzyszą upadki powodujące drobne obrażenia, a niekiedy ciężkie urazy. Wszystko to nadwyręża kształtujący się układ kostny dzieci, co grozi w przyszłości deformacjami i przykrymi dolegliwościami bólowymi.

Kolejnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa dzieci w gospodarstwie jest źle zabezpieczona lub nieumiejętnie używana energia elektryczna. Nieosłonięte wyłączniki, wtyczki, gniazda, zły stan kabli elektrycznych - mogą przyczynić się nawet do śmierci naszych pociech. Stąd tak ważne jest, aby dorośli prawidłowo zabezpieczali źródła prądu, znakowali je i uczyli swoje dzieci zasad bezpiecznego używania urządzeń elektrycznych.

Nieprawidłowo składowane i użytkowane nawozy mineralne i środki ochrony roślin stanowią jeszcze jedno, poważne zagrożenie. Dzieci nie mogą pomagać przy pracach chemizacyjnych w rolnictwie, gdyż może się to skończyć poważnym zatruciem ich organizmu.

Z rozmów z dziećmi wynika, iż każde dziecko mieszkające na wsi pomaga rodzicom w gospodarstwie rolnym. Czasami praca polega jedynie na pozamiataniu podwórka, czy nakarmieniu kur. Bywa jednak, że dzieci wykonują ciężkie prace poświęcając na nie swój wolny czas. Prowadzenie gospodarstwa rolnego odbywa się najczęściej przy współudziale wszystkich członków rodziny. Pamiętajmy jednak, że dzieci są również częstymi ofiarami wypadków w gospodarstwach rolnym.

Korzystając z pomocy dzieci i powierzając im wykonywanie prac w gospodarstwie, wybierzmy takie, którym są one w stanie podołać bez narażenia się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Bezpieczeństwo dzieci w dużej mierze zależy od wyobraźni rodziców.

Magdalena Polkowska, Placówka Terenowa KRUS w Augustowie


fot. B. Klem

Bezpieczeństwo postawione na nogi

Czasem, by uniknąć wypadku wystarczy błaha rzecz - taka jak zakup odpowiednich butów


Od lat upadki osób stanowią najliczniejszą grupę wypadków zgłaszanych przez rolników. Niemal połowa jednorazowych odszkodowań wypłacona w ubiegłym roku przez Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego dotyczyła tego typu zdarzeń. W grupie tej było 9 ofiar śmiertelnych!

Z przeprowadzonych analiz wynika, że jedną z przyczyn wypadków podczas pracy rolniczej była - zdawałoby się tak błaha kwestia jak stosowanie nieodpowiedniego obuwia do pracy. Jest więc problem z obuwiem roboczym, czy go nie ma?

Zacznijmy od początku, czyli od historii buta. Z Wikipedii dowiadujemy się, że praczłowiek żyjący ok. 3.300r.p.n.e. chodził w butach z jeleniej skóry na niedźwiedziej podeszwie. W celu poprawy komfortu i higieny w buty wkładał słomę z traw. Nieco później, bo już 1.500 lat p.n.e. w Afryce noszono sandały wykonane z papirusu lub nawet skóry. W średniowiecznej Europie noszono trzewiki, półbuty i pantofle. Od 1845r. do produkcji obuwia zaczęto wykorzystywać maszyny, nieco później buty produkowano już masowo.

Niezależnie od okresu, w jakim człowiek zmagał się z tym tematem, przeznaczeniem obuwia była i jest ochrona stóp przed urazami ze strony podłoża oraz zapewnienie wygody podczas chodzenia. Obuwie powinno zabezpieczać przed zimnem, wodą, poślizgiem i chronić przed substancjami szkodliwymi. Niewłaściwie dobrane obuwie do pracy może skończyć się poślizgnięciem i upadkiem, a w konsekwencji groźnym urazem rąk lub nóg.

A jak temat obuwia roboczego wygląda z punktu widzenia rolnika? Czy rolnik prowadząc w gospodarstwie hodowlę kilkudziesięciu sztuk bydła mlecznego ma czas zajmować się obuwiem roboczym? Kilka pytań zadałam rolnikowi Michałowi Kobać z gminy Czyże.

Dowiedziałam się, że najczęściej używanym obuwiem są gumofilce, trzewiki i kalosze. Rolnik posiada pilarkę łańcuchową, z związku z tym nosi się z zamiarem nabycia odpowiedniego obuwia, by chronić swoje zdrowie. Potwierdza, że z zakupem obuwia roboczego dobrej jakości nie ma problemu. Zazwyczaj zaopatruje się w jednej firmie, której produkty są w przystępnej cenie i dobrej jakości. Szacuje, że roczne wydatki na obuwie robocze dla jednej osoby, nie przekraczają 200 zł.

Zgoła odmienne podejście do stosowania obuwia do pracy prezentowała rolniczka, która do udoju krów założyła plastikowe klapki. Ta niefrasobliwość zakończyła się złamaniem stopy. Takie sytuacje występują często. Potwierdzają to prowadzone przez KRUS postępowania powypadkowe.

Przytoczone powyżej przykłady to dowód, że są rolnicy, którzy dbają o własne zdrowie i życie, ale są i tacy, którzy lekceważą zasady bezpiecznej pracy narażając siebie na urazy kończące się uszczerbkiem na zdrowiu.

A zatem, w jakie obuwie powinien zaopatrzyć się rolnik, aby mógł bezpiecznie wykonywać pracę w obejściu gospodarskim przy obrządku zwierząt, podczas prac polowych lub przy obsłudze różnorodnego sprzętu i maszyn rolniczych?

W celu zapewnienia podstawowych zasad bezpiecznej pracy rolnik powinien zaopatrzyć się co najmniej w trzy rodzaje obuwia roboczego:

- gumofilce – gumowe buty ocieplane o charakterystycznym wyglądzie i najbardziej popularne wśród rolników;

- trzewiki robocze – obuwie charakteryzujące się twardą zelówką, obejmującą kostkę sznurowaną cholewką i podeszwą chroniącą przed poślizgiem;

- kalosze – buty wykonane z gumy lub PCV chroniące nogi przed zamoczeniem.

Obecnie na rynku dostępne jest obuwie spełniające różnorodne funkcje. Warto zwrócić uwagę, czy buty posiadają dodatkowe zabezpieczenia w postaci metalowej wkładki uniemożliwiającej przebicie podeszwy ostrymi przedmiotami i metalowy podnosek, dzięki któremu palce stopy są zabezpieczone przed zgnieceniem przy upadku, np. kłody drzewa. Buty robocze mogą być wyposażone w odblaskowe paski, które zapewniają widoczność na drodze po zapadnięciu zmierzchu.

Użytkownicy pilarek łańcuchowych powinni posiadać buty ze stalowymi nakładkami zabezpieczającymi przed zranieniem piłą łańcuchową.

Wobec braku uregulowań prawnych, które restrykcyjnie nakazywałyby rolnikowi troszczyć się o bezpieczne warunki pracy we własnym gospodarstwie rolnym, pozostają działania prewencyjne prowadzone przez KRUS, do których rolnik może przystąpić lub nie. Rolnicy chętnie biorą udział w różnorodnych działaniach prewencyjnych, organizowanych przez KRUS przy współpracy z Państwową Inspekcją Pracy, Państwową i Ochotniczą Strażą Pożarną, Izbą Rolniczą, starostwami i gminami. Organizowane są szkolenia i konkursy w zakresie zasad bezpiecznej pracy dla rolników i młodzieży szkolnej. Na szczególną uwagę zasługują programy prewencyjne, których uczestnicy wykonują we własnych gospodarstwach rolnych zadania poprawiające bezpieczeństwo pracy, np. zabezpieczają otwory stropowe, dbają o stan techniczny maszyn i urządzeń rolniczych, zaopatrują się w środki ochrony indywidualnej, w tym w odpowiednie obuwie robocze. Taki program „Zdrowie i Bezpieczeństwo Pracy w Rolnictwie” od pięciu lat prowadzi Placówka Terenowa KRUS w Hajnówce wspólnie z Państwową Strażą Pożarną w Hajnówce, Starostwem Powiatowym w Hajnówce i gminami powiatu hajnowskiego.

Poprawa warunków pracy w rolnictwie następuje, a dowodem jest malejąca liczba zgłaszanych wypadków. W 2008r. do KRUS zgłoszono 27.722 wypadki, tj. O 1.641 mniej niż w roku 2007. Nadal jednak apelujemy do rolników, by pamiętali o bezpieczeństwie pracy, na które często ma wpływ odpowiednio dobrane obuwie robocze.

Eugenia Malinowska, Placówka Terenowa KRUS w Hajnówce



Szybciej i nie drożej


Ogólny widok obory po zestawieniu ścian

Wznoszenie budynków inwentarskich z prefabrykatów


O dwa miesiące krócej buduje się oborę z gotowych prefabrykatów w porównaniu do zwykłego sposobu murowania. Pozwala to nie tylko zaoszczędzać czas, ale też wcześniej wprowadzić do obiektu zwierzęta i rozpocząć produkcję. Zaś całościowe koszty budowy są porównywalne w obu systemach.

Mimo, iż my Polacy jesteśmy przywiązani do tradycyjnych sposobów budowania, współczesne budownictwo cechuje się rozwiązaniami systemowymi, które przyspieszają oraz upraszczają proces wznoszenia obiektów. Prefabrykowane elementy stają się coraz bardziej popularne również w budownictwie wiejskim. Tego typu systemy do stawiania obór, chlewni, kurników i stajni oferuje firma Precon z Warszawy.

Zasadniczą zaletą budowania z wielkowymiarowych elementów prefabrykowanych jest ograniczenie do minimum robót wykonywanych bezpośrednio na placu budowy. Ma to wiele zalet, przede wszystkim praca nie jest uzależniona od warunków atmosferycznych - ściany z elementów prefabrykowanych można montować niezależnie od pory roku. Zmniejszamy do minimum niebezpieczeństwo popełnienia błędów wykonawczych i użycia nieodpowiednich materiałów. No i ważny argument, że tempo budowy jest szybsze.

W najczęściej stosowanych systemach prefabrykacji w fabryce przygotowuje się wielkowymiarowe elementy ścian zewnętrznych i wewnętrznych, stropów, czy nawet więźby dachowej. Ściany już na etapie produkcji mają zaprojektowane „na miarę” otwory na drzwi, okna i przewody wentylacyjne. Po przewiezieniu na plac budowy szybko montuje się je w gotowy do wykończenia obiekt. Postawienie budynku w stanie surowym otwartym na uprzednio przygotowanych fundamentach trwa od jednego do tylko kilku dni. Po złożeniu całej konstrukcji natychmiast można przystąpić do zakładania instalacji, okien, wykańczania ścian i sufitów.

- Prefabrykowana przez naszą firmę ściana warstwowa składa się z dwóch żelbetonowych warstw o grubości 70 mm każda, połączonych ze sobą za pomocą łączników ze stali nierdzewnej – wyjaśnia Tomasz Twarowski z firmy Precon. - Istotnym faktem jest to, iż do prefabrykacji używamy specjalistycznego betonu B55, na ogół nie spotykanego na budowach. Wypełnienie przestrzeni pomiędzy płytami stanowi izolacja termiczna, którą jest styropian o grubości 120 lub 140 mm. Istnieje możliwość wyprodukowania ściany bez izolacji termicznej.

Zasadnicza różnica przy wykorzystywaniu prefabrykatów polega na tym, że nie ma potrzeby wylewania ławy fundamentowej pod budynek. Ściany opierają się na tzw. poduszkach betonowych o przekroju ok. 90x90cm ustawianych optymalnie co 600cm. Poduszki betonowe spełniają rolę fundamentów, więc muszą być posadowione na poziomie gruntu nośnego. Na tak przygotowanych poduszkach ustawiane są prefabrykowane elementy - stopy fundamentowe. Specjalnie przygotowane stopy – nazywane przez wykonawców siodłami, umożliwiają ustawianie w nich ścian. Poszczególne ściany łączone są ze sobą przez dociskanie z jednoczesnym wkładaniem pomiędzy nie uszczelki z wełny mineralnej w otulinie foliowej, zapobiegającej przenikaniu wilgoci i tworzeniu mostków termicznych. Dodatkowo uszczelki są od zewnątrz wzmacniane silikonem. Ustawione w ten sposób ściany są konstrukcją nośną budynku. Na nich więc można już oprzeć konstrukcję dachu. Podłoga jest wylewana na mokro, a ściany stanowią jej szalunek.

Istnieje również możliwość postawienia obory z prefabrykatów nie tworzących konstrukcji nośnej. Mówimy wówczas o budowie ścian wspartych o konstrukcję. Budowa rozpoczyna się od postawienia np. stalowej konstrukcji obiektu, a następnie wypełniamy ściany prefabrykatami ustawiając elementy ścian na stopach na zewnątrz słupów konstrukcyjnych. Dalsze prace przebiegają identycznie. Powierzchnia wewnętrzna i zewnętrzna ścian prefabrykowanych może być wykończona różnymi strukturami.

Barbara Klem

Fot. PRECON


Dane techniczne

standardowa długość ściany - 4,8m lub 6,0m

standardowa wysokość ściany - 2,8m

grubość ściany - 26cm

grubość izolacji termicznej - 12cm

ciężar - ok. 390kg/mkw

współczynnik przenikania ciepła - 0,34W/mkwK



Tomasz Twarowski, Precon:

Współczesna prefabrykacja pozwala na dowolne kształtowanie bryły budynku, gdyż ściany przygotowywane są indywidualnie na miarę każdego projektu. Tak więc współpracę z klientem rozpoczynamy od przygotowania projektu. Elementy ścian warstwowych produkowane są w różnych wymiarach w zależności od potrzeb oraz ilości i wielkości otworów okiennych i drzwiowych. Na tej podstawie przygotowujemy wycenę elementów i koszt ich transportu na plac budowy. Biorąc pod uwagę koszty zakupu samych materiałów ściennych, to te prefabrykowane okażą się droższe od małoformatowych elementów murowanych. Analizując jednak całą inwestycję (a tak powinien myśleć rolnik-inwestor), prefabrykacja okazuje się tańsza. Pozbywamy się bowiem ogromnych kosztów zakupu betonu i stali związanych z wylaniem ławy i fundamentu, jak tez wykonaniem wieńca. Odpadają nam koszty wynajmu systemów szalunkowych lub zakupu desek. No i jeszcze jeden argument – moim zdaniem bardzo ważny – obora jest gotowa dwa miesiące wcześniej, niż gdybyśmy ją murowali. A więc o te dwa miesiące wcześniej rolnik może wprowadzić do obory zwierzęta, rozpocząć produkcję i czerpać z niej zyski.


Zdaniem wykonawcy

Krzysztof Mroczkowski, Centrum Dociepleń Mroczkowski Łomża:

Współpracę z firmą Precon rozpocząłem dwa lata temu. Oczywiście podstawą było szkolenie i nadzór nad pierwszą prowadzoną przez mnie budową. Do dziś postawiłem w tym systemie już pięć obór. Na bazie swego doświadczenia mogę śmiało powiedzieć, że polecam rolnikom ten sposób budowania. Jest to przede wszystkim inwestycja szybsza. Szacuję, że czas budowy jest krótszy nawet o dwa miesiące w porównaniu z tradycyjnym murowaniem. Dla przykładu podam jedną z obór o wymiarach 74x30m. Jeden dzień zajęło nam wylanie stóp fundamentowych. Po związaniu betonu w również w jeden dzień zestawiliśmy ściany. Dla rolnika oznacza to mniejszy o ok. 25% wydatek na brygadę wykonawczą. Do tego dochodzą znacznie mniejsze ilości, a więc i koszty betonu i stali. Odpadają prace ziemne związane z wynajęciem koparki. Słyszę też pozytywne opinie inwestorów ze strony użytkowania obiektów. Ważne jest np. to, iż obory są obiektami o dużej wilgoci wewnątrz. Narażone na jej działanie ściany często „odpowiadały” odpadaniem płytek, kruszeniem się i odpadaniem tynku, czy farby. Tu do takich sytuacji nie dochodzi. Ściany wykonane są z specjalnego betonu B55, który nie rozwarstwia się. Naprawdę polecam.

Dodam, iż oferuję rolnikom kompleksową obsługę budowy obór i budynków inwentarskich pod klucz. Jest to szczególnie istotne, że jestem właścicielem hurtowni materiałów budowlanych, a więc rolnik nie musi się martwić o to gdzie i kiedy robić zakupy. Klienci powierzający nam całą inwestycję mają też u nas specjalne niskie ceny!


Zdaniem użytkowników

Agata Przeździecka, Lendowo Budy:

Nasz obora z przeznaczeniem na 150 krów została zbudowana z prefabrykatów. Zdecydowaliśmy się na to rozwiązanie z dwóch powodów: taka forma była tańsza, bo inwestycja realizowana była w czasie, gdy mocno zdrożały materiały budowlane. Po drugie bardzo liczyliśmy się z czasem. Zanim podjęliśmy decyzję - oglądaliśmy oborę budowaną w tym systemie u rolnika spod Ełku. On bardzo to rozwiązanie chwalił, a i nam się spodobało.

I tak jak budowa została rozpoczęta w sierpniu - pod koniec listopada stały już w niej jałoszki. Od końca budowy minęły dziś dwa lata. Naszej oborze po tym czasie „wystawiamy” szóstkę z plusem! Po zimie nie ma problemu z wilgocią, jest czyściutko, mury bardzo dobrze trzymają ciepło. Ogląda ją dużo rolników. Jest super do utrzymania, nie trzeba jej tynkować. Nawet teraz, gdy materiały budowlane staniały - to gdybym jeszcze raz miała podjąć decyzję – obora byłaby z prefabrykatów.


Zdjęcia.

Fot. PRECON









Bakterie do silosów


Podstawowym kryterium wyboru konserwantu nie powinna być jego cena, ale rodzaj rośliny do zakiszania i zawartość suchej masy w zakiszanym surowcu

Dodatki wspomagające zakiszanie są częścią procesu produkcji pasz objętościowych


To od hodowcy zależy, czy z tej samej zielonej masy zrobi kiszonkę dobrą, czy złą. Czy zbierze ją odpowiednio wcześnie, czy za późno. Czy prawidłowo ją przygotuje. Czy napełni silos w jeden, czy w kilka dni? Czy wreszcie zda się na przypadek, czy też będzie utrzymywał przebieg fermentacji pod kontrolą sprawdzonego zakiszacza.

Długoletnie badania krajowe i zagraniczne pozwoliły na stworzenie dodatków mikrobiologicznych tzw. inokulantów, pozwalających uzyskać znakomite i trwałe kiszonki, o wysokiej wartości pokarmowej. Dodatki te zawierają starannie wyselekcjonowane szczepy bakterii kwasu mlekowego (Enterococcus faecium, Lactobacillus casei, Lactobacillus plantarum, Pediococcus acidilacti itd.), które namnażają się bardzo szybko i zakwaszają środowisko. Dodatki te wspomagają naturalne procesy, zachodzące w zakiszanym materiale i ukierunkowują proces na fermentację mlekową, a nie np. na masłową. Dodatek konserwantu ma zapewnić stabilność i trwałość kiszonki w czasie jej wybierania i skarmiania. Jest to ważne w żywieniu krów o wysokiej wydajności, gdyż w obecnie zalecanych systemach żywienia bydło powinno mieć dostęp do paszy przez 24 godziny na dobę.

W ostatnich latach wzrosło zainteresowanie inokulantami zawierającymi szczep - Lactobacillus buchneri. Bakterie tego gatunku - oprócz kwasu mlekowego - wytwarzają kwas octowy i propionowy, które zapewniają stabilność kiszonek i są niezastąpione w przeciwdziałaniu wtórnej fermentacji, powodując przedłużenie tlenowej trwałości kiszonek po otwarciu zbiorników. Kiszonki sporządzone z dodatkami mikrobiologicznymi są smaczne i dlatego zdecydowanie chętniej pobierane są przez zwierzęta. Nie bez znaczenia jest również wpływ dodatków na poprawę wartości pokarmowej i strawności. Tego nie widać gołym okiem, ale widać w lepszym zdrowiu, apetycie i mlecznej wydajności krów. Są to preparaty zupełnie bezpieczne i ekologiczne, gdyż nie powodują zagrożenia dla człowieka i środowiska.

Inokulanty są bardzo łatwe w stosowaniu. Na przygotowanie roztworu roboczego wystarczy 1 kg dodatku rozpuścić w 100 litrach wody. Roztworem preparatu spryskujemy zakiszaną masę bezpośrednio w silosie lub podczas zbioru na polu. Na pryzmie (w silosie) polewamy roztworem kolejno ugniatane warstwy składowanej zielonki. Możemy w tym celu stosować opryskiwacz ręczny, po jego dokładnym umyciu. Do podawania preparatów mikrobiologicznych przy zbiorze zielonki na polu służy aplikatur umieszczony na sprzęcie zbierającym (sieczkarnia, prasa, przyczepa zbierająca).

W sprzedaży są również dostępne preparaty mikrobiologiczne z dodatkiem enzymów. Są to głównie enzymy celulolityczne, które rozkładają węglowodany złożone (włókno) do cukrów prostych, stanowiących pożywkę dla bakterii. Jednak ze względu na wysoką cenę nie są zbyt popularne wśród rolników.

Spotykane są też preparaty chemiczne, zawierające w swoim składzie kwasy organiczne (propionowy, mrówkowy, mlekowy, itd.) lub ich sole. Działają one selektywnie, gdyż hamują rozwój bakterii gnilnych, kwasu masłowego i grzybów, a jednocześnie nie ograniczają działalności bakterii kwasu mlekowego. Zaletą tych dodatków jest bardzo szybkie działanie, dlatego powinny być stosowane przede wszystkim przy zakiszaniu surowców trudnokiszących się, o małej zawartości suchej; masy. Mankamentem preparatów chemicznych jest korozyjne działanie kwasów na maszyny. Sprawia to, że odchodzi się stopniowo od ich stosowania.

Na rynku znajduje się wiele dodatków do kiszenia. Najpopularniejsze wśród hodowców są dodatki mikrobiologiczne. Należy pamiętać, że konserwant nie tuszuje błędów popełnionych w trakcie produkcji kiszonki. Dlatego ważne jest spełnienie następujących podstawowych warunków do przygotowania jakościowej kiszonki:

- odpowiedni termin zbioru zielonki na kiszonkę: trawy (okres kłoszenia lub krótko po nim), motylkowe (faza pączkowania);

- wysokość koszenia: 5-6 cm, żeby nie było zanieczyszczenia ziemią;

- prawidłowe podsuszenie przed kiszeniem: 30-40% s.m.;

- właściwe rozdrobnienie: 4-5 cm, a nawet 6 cm;

- szybkie napełnienie silosów: najlepiej w ciągu 1 dnia, max. 2 dni;

- dodatek konserwantu: ukierunkowuje proces zakiszania;

- dokładne ubicie zakiszanej masy;

- szczelne okrycie i obłożenie folii oponami lub workami z piaskiem;

- odprowadzenie wody opadowej.

Autor

Fot. B.Klem

Najbliżej ludzkich problemów

Od lat słyszy się o tym, że urząd sołtysa przeżywa kryzys. Braknie ludzi, którzy chcieliby go sprawować, w szczególności aktywnie. Dlaczego tak się dzieje? Skąd ten kryzys i w końcu czego potrzeba, by ta sytuacja uległa zmianie? Na te i inne pytania odpowiadają dwaj wyjątkowi sołtysi: Wiktor Antoniuk ze Złotnik i Jan Bruczko z Wojszek. Pierwszy z nich sprawuje swoją funkcję trzecią kadencję, a drugi – już czwartą.

Wiktor Antoniuk: - Wiele osób myśli, że jedynym obowiązkiem sołtysa jest zbieranie podatków, a tak naprawdę musi on zajmować się wszystkim. Dbać o wieś, informować mieszkańców o wszystkich wydarzeniach. To sołtysi powinni myśleć o inwestycjach na terenie wsi, takich jak na przykład budowa dróg.

- Co najbardziej utrudnia pracę sołtysom?

W.A.: - Właściwie sołtysi mają związane ręce. Na wiele rzeczy mogą tylko zwracać uwagę, słać pisma. Brak im stosownych uprawnień.

Jan Bruczko: - Jest jeszcze jedna kwestia – sołtys pozostał właściwie bez budżetu na swoją działalność. Kiedyś sołtysi mieli do dyspozycji pewne fundusze. Naszym zdaniem taki stan rzeczy powinien być przywrócony. Gdyby na ich działalność przeznaczyć jakieś środki, to znacznie ułatwiłoby wiele kwestii. Zaznaczam, że nie mówię teraz o jakiś potężnych funduszach, wręcz przeciwnie, mam na myśli pieniądze na raczej drobne rzeczy, choćby na wymianę rozbitej szyby. Teraz, nawet przy takich błahostkach, sołtysi muszą załatwiać kwestie w urzędach gminy.

W.A.: - Są też i inne problemy. W obecnej sytuacji mniejsze gospodarstwa rolne mają nikłe szanse przetrwania. Ludzie powinni mieć możliwości innego uzyskiwania dochodów. Przede wszystkim jednak szansa przetrwania należy się samym wsiom. Na przykład Złotniki z racji swego położenia są właściwie „sypialnią” miasta. Nie widzę w ty, nic złego. Tylko, że w gminach brakuje planów zagospodarowania. To z kolei uniemożliwia wiele kwestii, w ty budowę domów.

- Wiele osób pełniących społeczną działalność narzeka na zbędne procedury. Czy panom takie utrudnienia również stają na przeszkodzie?
J.B.: - Zdecydowanie tak. Weźmy jakiś prosty przykład: wsi potrzebny jest jakiś drobny przedmiot, choćby kosiarka. Sołtys nie może tak po prostu pojechać do sklepu i ją kupić, a następnie przedstawić w urzędzie gminy fakturę. Trzeba złożyć zamówienie, czekać na decyzję i dopiero wówczas udać się na zakupy. Gdyby sołtysi posiadali swoje fundusze byłoby łatwiej i szybciej.

To, co jeszcze mnie irytuje to gospodarka odpadami na wsi.
- Teoretycznie nie powinno być z tym problemu, bo każde gospodarstwo powinno być wyposażone w pojemnik na śmieci.
W.A.: - No tak, teoretycznie. A wiadomo jak jest. To kosztuje, a każdy chce oszczędzać. Tu nie ma miejsca na dowolność i wolną wolę. Tę kwestię wypadałoby rozwiązać w inny sposób. Moim zdaniem Rady Gmin powinny podjąć stosowne uchwały wprowadzające podatek. Zgromadzone w ten środki można by było przeznaczyć właśnie na rozwiązanie kwestii gromadzenia i wywozu nieczystości.

J.B.: - Potrzebna jest selektywna zbiórka odpadów. Będąc kilkakrotnie na Zachodzie miałem okazję podejrzeć jak oni rozwiązują ten problem i uważam te sposoby za bardzo dobre i sprawdzone. Sądzę też, że świetnie sprawdziłyby się na polskim gruncie. Tam ludzie mają worki na śmieci w różnych kolorach, przeznaczone na różnego typu odpadki. Wystarczyłoby, że samochód przyjeżdżałby przez wieś raz na dwa-trzy miesiące w oznaczonym dniu. Rolnicy w dogodnym miejscu przez ten czas gromadziliby śmieci w workach, a tego dnia wystawiali przy ulicy. I po problemie.

- Jakie plany na przyszłość?
W.A.: - Jestem w tej sytuacji, że wiele moich pomysłów zostało już zrealizowanych. To po pierwsze budowa remizy. Mimo przeszkód, udało się ją dokończyć. Z upływem czasu zagospodarujemy coraz większy teren wokół niej. Udało nam się m.in. przejąć miejscowy sklep, zrobiliśmy remont i wynajmujemy go. Na szczęście ludzie coraz częściej rozumieją, że to, co robimy, robimy dla siebie. A pomysłów do zrealizowania również pozostało wiele. Marzy mi się stworzenie u nas zalewu. Brakuje tu akwenu wodnego, a jego istnienie otwiera pewne możliwości.

J.B.: - Kiedy zostawałem sołtysem w miejscowej świetlicy brakowało niemal wszystkich szyb. Praktycznie nic się tam nie działo, a budynek niszczał. Chcemy przywrócić świetlicę do dawnej świętości.

- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia


Rozmowę przeprowadziła Małgorzata Sawicka

Prowadzenie oceny użytkowej coraz popularniejsze

O metodach prowadzenia oceny użytkowej bydła z Adamem Kamińskim z białostockiego oddziału Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka rozmawiała Małgorzata Sawicka.

- Białostocki oddział Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka ma pod swoją opieką już 2 tys. podlaskich gospodarstw i zdąża do powiększenia tej ilości. To oznacza, że ocena wartości użytkowej bydła jest prze rolników uznana za ważną i potrzebną. Na czym to pokrótce polega?
- Realizacja zadań związanych z oceną wartości użytkowej bydła polega, na przeprowadzeniu próbnych udojów poprzez pracowników terenowych, zootechników oceny, czyli zmierzeniu ilości udojonego mleka i pobraniu prób od każdej krowy będącej pod oceną wartości użytkowej. Próby wraz z informacjami o każdej krowie spływają do siedziby oddziału gdzie poddajemy je analizie na zawartość tłuszczu, białka, laktozy, mocznika oraz komórek somatycznych. Rejestrujemy pełny rodowód zwierzęcia, pokrycia, wycielenia oraz jego wartość hodowlaną tj. przenoszenie uwarunkowaną genetycznie zdolność zwierzęcia do przekazywania cechy lub cech na potomstwo. Określamy również tzw. cechy funkcjonalne zwierzęcia tj. temperament i szybkość oddawania mleka.

- Proszę powiedzieć kilka słów o poszczególnych metodach prowadzenia oceny...
- Są trzy metody prowadzenia oceny. Oto one:
Metoda A4 - średnio co 4 tygodnie określana jest ilość udojonego mleka w ciągu doby od każdej krowy, pobierana jest reprezentatywna próbka mleka z udojów i określana zawartość jego składników, minimum 11 próbnych udojów w roku
Metoda AT 4- średnio co 4 tygodnie określana jest ilość udojonego mleka w ciągu doby od każdej krowy, na podstawie jednego próbnego udoju wykonywanego przemiennie w jednym miesiącu rano w drugim wieczorem, pobierana jest reprezentatywna próbka mleka z udojów i określana zawartość jego składników, minimum 11 próbnych udojów w roku ( metodę AT 4 stosuje się tylko w stadach o dwukrotnym doju w ciągu doby).
Metoda A8 - średnio co 8 tygodni określana jest ilość udojonego mleka w ciągu doby od każdej krowy, pobierana jest reprezentatywna próbka mleka z udojów i określana zawartość jego składników, 6 próbnych udojów w roku.

- Jakie dokładnie informacje zwrotne otrzymuje od zootechników rolnik?
- W ramach prowadzonej oceny Hodowcy bezpłatnie otrzymują dwa podstawowe raporty wynikowe oraz za niewielką opłatą mogą otrzymać 8 raportów uzupełniających (0,80 zł za wygenerowanie raportu i 0,20 zł za każdą stronę wydruku)
W raportach zawarte są informacje dotyczące wydajności mleka, tłuszczu, białka zawartości procentowej tych składników, liczbie komórek somatycznych oraz zawartości mocznika w mleku.
Hodowca za odpłatnością może zlecić wykonywanie dodatkowych raportów na podstawie, których przeprowadzi analizę cech płodności stada, zawartość komórek somatycznych. W postaci raportów określamy także wartość hodowlaną krów, liczebny stan młodego bydła i stan ogólny cieląt. Prowadzimy dokumentacje hodowlaną zwierząt będących pod kontrola użytkowości bezpośrednio w gospodarstwie hodowcy w postaci karty jałówki- krowy, jak i również prowadzimy system informatyczny, w którym zawarte są wszystkie informacje o danej krowie- oborze.

- W czym pomaga rolnikowi taka wiedza?
Pomaga hodowcom w zarządzaniu stadem poprzez rozsądna selekcje osobników żeńskich, staranny dobór rozpłodników, racjonalne żywienie, co ma spowodować uzyskanie jak największej produkcji ze stada, zaplanowanie jej a przez co uzyskanie jak najlepszego efektu ekonomicznego z prowadzonej produkcji.

- Niektóre mleczarnie wyróżniają rolników, którzy są pod opieką - Federacji...
- Tak, otóż niektóre mleczarnie widząc potrzebę oceny wartości użytkowej wprowadziły w swoich cennikach dopłatę do 1 litra skupowanego mleka od stad, w których jest prowadzona ocena. Prowadzenie oceny wartości użytkowej umożliwia hodowcom sprzedaż zwierząt hodowlanych po dużo wyższych cenach. Nasi hodowcy uczestniczą w Wystawach Hodowlanych, przez co reklamują swoje zwierzęta i gospodarstwa.


Bez folii ani rusz

- Jak długo pańska firma działa na rynku?
Od 1985 roku i obecnie jesteśmy najprężniej działającą hurtownią m.in. folii rolniczych w Białymstoku i okolicach. Posiadamy dwa punkty sprzedaży detalicznej: w Białymstoku i Bielsku Podlaskim, a nasi przedstawiciele handlowi stale przebywają w terenie, służąc klientom profesjonalnym doradztwem.

- Produkty jakich firm można u państwa nabyć?
Tak. Mamy wszelkie folie rolnicze, różnych producentów zagranicznych, m.in. belgijską, angielską, niemiecką oraz z Luxemburga. Posiadamy w ofercie wszelkie folie do rolnictwa i budownictwa, ewentualnie możemy zamówić, to czego brakuje na miejscu. Jesteśmy jednym z 15 największych odbiorców znanej polskiej firmy Foliarex. A ponadto współpracujemy z firmą Erg Bieruń, OBR Płock w zakresie foli do rolnictwa oraz z takimi firmami jak m.in. Stradom, Lentex, Folda, jeśli chodzi o folie i materiały budowlane.

- Ale szykuje się niespodzianka, bo główny Państwa dostawca, polska firma Foliarex zamierza wejść na rynek z gamą folii do kiszonek.
Będzie on wprowadzał folię do sianokiszonek produkowaną na duńskich maszynach. Oznacza to, że będzie to folia bardzo dobrej jakości, porównywalną do zagranicznych, ale za to w bardzo przystępnej cenie. Zakładamy, że nowy produkt trafi do sprzedaży w marcu, może kwietniu.

- Folie używane w rolnictwie są różne. Do czego służą poszczególne ich rodzaje?
Poszczególne folie używane np. w rolnictwie różnią się grubością. Oznaczone są różnymi kolorami, zresztą podobnie jak w ogrodnictwie,. Z tym, że tam jest więcej rodzajów. W rolnictwie natomiast są trzy. Standardowe są folie typu strecz, ze stabilizatorami ultrafioletowymi, chroniącymi zawartość przed działaniem czynników atmosferycznych, folia dzięki temu nie pęka. Długość w jednej rolce to 1800 metrów bieżących, szerokość to 500 lub 750 cm. Są trzy kolory folii rolniczej: biała, zielona i czarna. Pierwsza z nich jest przeznaczona do zbiorów z pierwszego pokosu, zielona do drugiego pokosu, czarna przeznaczona jest do zbiorów późnych, jesiennych. Nie można np. użyć do pierwszego pokosu czarnej foli, bo siano w belach leżąc na zewnątrz jest poddawane działaniu promieni słonecznych i może zbyt mocno skisnąć lub nawet zgnić.

- Jak jest z dostawą produktów? Czy rolnik musi sam przyjechać po zamówiony towar?
Kwestia dowozu w firmie jest zawsze do omówienia. Są duzi rolnicy, którzy kupują sporo produktów u nas, dla nich dostarczamy towar bezpłatnie na miejsce. Lecz mniejsi producenci też mogą na to liczyć. Wystarczy, że np. zorganizują się w większą grupę osób. Wtedy ilość foli, czy innych produktów będzie wystarczająca, by nasz pracownik dowiózł towar na miejsce.

- Ile tego towaru musi być?
Około 20 rolek foli. Jest też jeszcze jedno rozwiązanie. Może się bowiem tak zdarzyć, że miejscowość, w której mieszka klient znajduje się na trasie naszego przedstawiciela handlowego. Wówczas również jest on w stanie przywieźć towar na miejsce. Trzeba tu podkreślić, że trasy przedstawicieli ulegają zmianie, więc często bywa tak, że jeśli rolnik może poczekać z dowozem towaru, otrzyma go na bezpośrednio do miejsca zamieszkania.

- SAW to nie tylko asortyment czysto rolniczy...
Tak, posiadamy też gamę produktów do ogrodnictwa. To znaczy pełny asortyment nasion, traw pastwiskowych, łąkowych, kukurydzy. Wśród oferowanych produktów mamy również sznurki do snopowiązałek, do prasy oraz materiały budowlane.

- Dziękuję za rozmowę


sam

Budowa kompostnika

Jak zbudować kompostownik wiosną?
Kompostowanie to prosty i tani sposób na uzyskanie doskonałego nawozu dla roślin i jednoczesne pozbycie się odpadów. Zbudowanie kompostownika nie jest trudne ani drogie, a zapewni utrzymanie kompostu w uporządkowanej formie oraz zabezpieczy go przed wysuszeniem.
Jeżeli zdecydujemy się n a budowę kompostownika, zbudujmy od razu dwukomorowy. Dobrej jakości kompost otrzymuje się po upływie około roku. Posiadanie dwóch komór pozwoli korzystać z jednej, a w drugiej gromadzić organiczne odpady. Aby kompostownik spełniał swoją rolę, powinien umożliwiać dobre wietrzenie masy kompostowej, odprowadzanie nadmiaru wilgoci, łatwe nawilżanie oraz dostępność. Konstrukcja ażurowa, czyli naprzemienne układanie kolejnych warstw cegieł lub bloczków, spełni wszystkie wyżej wymienione parametry.
Prawda fundamentalna
Niezależnie od tego, co i z jakiego materiału chcemy zbudować, podstawę zawsze stanowić powinien solidny fundament. W przypadku kompostownika fundament nie musi być głęboki – zwykle wystarcza 50-60 cm. Najtaniej wyjdzie, gdy beton przygotujemy samodzielnie. Problem w tym, że niełatwo jest uzyskać mieszankę o optymalnych właściwościach.
Miejsce pod kompostownik wyznaczamy na uboczu, najlepiej gdzieś z tyłu ogrodu. Należy unikać głębokiego, zimnego cienia. Nie powinno być to jednak bardzo nasłonecznione miejsce, ponieważ mikroorganizmy potrzebują minimalnej dawki ciepła, żeby wystartować. Resztę ciepła wytworzą same podczas pracy.
Następnie przygotowujemy wykop pod fundament i wykładamy go folia budowlaną , aby zapobiec ucieczce wody zarobowej z zaprawy do gruntu. Kolejno układamy zbrojenie z prętów np. ø 10 i wlewamy beton.
Ażurowy murek
Po związaniu fundamentu można przystąpić do budowy ścian kompostownika. Można je wykonać z cegieł, pustaków oraz innych tego typu materiałów ceramicznych, betonowych bądź wapienno-piaskowych. Do ich łączenia używamy zaprawy murarskiej. Zarówno spoiny poziome, jak i pionowe, powinny być dokładnie wypełnione zaprawą. Cegły układamy naprzemiennie, by uzyskać konstrukcję ażurową.
Wysokość kompostownika jest sprawą indywidualną. Należy jednak pamiętać o tym, żeby nie był zbyt wysoki. Kompost należy bowiem od czasu do czasu przekopać, a dostęp do niego jest tylko z góry. W dole kompostownika, w obu jego komorach, należy zostawić tuż przy ziemi otwory o długości i wysokości około dwóch cegieł – ułatwi to wybieranie gotowego już kompostu. Nad otworami, w celu wzmocnienia, należy zamurować dwa metalowe pręty, takie jak do wzmocnienia fundamentów. Pamiętać również trzeba o wykończeniu otworów.
Kompostownik dobrze jest nakryć pokrywą, każdą komorę oddzielnie, przez co kompost szybciej się nagrzeje, a materiał w nim umieszczony prędzej się rozłoży.

Robert Miernik, GRUPA ATLAS
Do budowania w ogrodzie często wykorzystuje się materiały, które pozostały po budowie domu lub po remoncie. Jest to metoda oszczędna, ale należy zadbać, by nie przyniosła nam rozczarowania, czy wręcz kłopotów. Przede wszystkim trzeba sprawdzić daty przydatności do użycia wszystkich produktów. W przypadku materiałów płynnych niepokój może wzbudzić zmiana w ich strukturze, czyli pojawienie się w zawiesinie grudek bądź kłaczków. Natomiast zaprawy suche po otwarciu worka nie powinny być zbrylone. Gdy nie jesteśmy pewni, czy pozostałe materiały przechowywane były w odpowiednich warunkach, najlepiej wykonać próbę na mało eksponowanej powierzchni. Ewentualne wątpliwości powinien rozwiać producent materiałów budowlanych, z których korzystamy. Większość dobrych producentów posiada swoje infolinie, gdzie klient otrzyma potrzebne mu informacje.

Mikrokosmos w kompoście
Przy zapewnieniu dobrych warunków proces rozkładu odpadków organicznych przebiega w czterech fazach. Najpierw do dzieła przystępują bakterie mezofilne, przygotowując grunt dla innych pracowników. Wiążą one węgiel i tlen, produkując dwutlenek węgla i energię. Część energii zużywają do rozmnażania, a część uwolniona zostaje w postaci ciepła (temperatura w kompoście podnosi się wówczas do około 44ºC). Kiedy temperatura osiąga 44ºC-52ºC na scenę wkraczają bakterie termofilne, które rozkładają część materiałów organicznych. Wówczas temperatura może sięgnąć nawet 70ºC. Ta faza jest dosyć krótka i może trwać od kilku dni do 2-4 tygodni i zazwyczaj występuje ona w górnej części kompostu. W trzeciej fazie temperatura kompostu obniża się, pozwalając innym organizmom (odstraszonym wcześniej wysokimi temperaturami) dokończyć dzieła i rozłożyć pozostałe nierozdrobnione do końca materiały. Do kompostu masowo migrują wówczas różnego rodzaju żyjątka, w tym pożyteczne dżdżownice oraz pojawiają się grzyby. A pracy jest bardzo dużo, bo potrzeba miesięcy, by rozłożyć na przykład takie materiały jak ligninę pochodzącą z drewna. Czwarta faza to dojrzewanie. Kompost potrzebuje czasu, by zupełnie przemienić się w jednolitą, brunatną próchnicę. Mniej więcej po 9 miesiącach lub roku możemy spokojnie cieszyć się wspaniałym nawozem i użyźniać nim glebę w naszym ogrodzie.
sam

                                                                         Artykuł przygotowany na podstawie materiałów Grupy Atlas