Podlaskie AGRO

Aktualności

Brojler nie broi

P4100062 TEMAT Z JAJEM: Skąd się biorą kurczaki na naszych stołach?

Przebywają w gospodarstwie zaledwie ponad 40 dni. W tym czasie brojlery, bo o nich mowa, głównie jedzą i śpią. Po tym czasie dorosłe sztuki są sprzedawane, a ich miejsce zajmują śliczne żółciutkie jednodniówki i cała zabawa zaczyna się od nowa.
Zbliżające się Święta Wielkanocne bardzo nas zainspirowały, postanowiliśmy więc sprawdzić dokładnie wszystko co się da, a co ma związek z jajkami i kurczakami wszelkiej maści. Ja na celownik wzięłam brojlery. W tym celu udałam się do podbiałostockiej miejscowości Lewickie, w którym Małgorzata Chwieduk wraz z rodziną prowadzi gospodarstwo ukierunkowane na produkcję brojlerów.
Taki mały przypadek
Historia tego gospodarstwa sięga początku lat 70-tych, kiedy to rodzice pani Małgorzaty, można rzec, ni z gruszki, ni z pietruszki, postanowili nabyć ziemię w Lewickich i postawili dwa kurniki. Namówił ich kolega, ale wcale nie na hodowlę brojlerów. Państwo Sidorczuk postawili na kaczki - przynajmniej przez kilka lat. Nie mieli w tym względzie żadnego doświadczenia, żadnych tradycji rodzinnych. Aż bierze podziw.
Pierwszy kurnik ma powierzchnię 840 mkw., drugi - 700 mkw., trzeci natomiast - dostawiony w 1977 r. - ok. 1.000 mkw. Kaczki bytowały w gospodarstwie zimową porą, latem ich miejsce zajmowały gęsi. Na początku, jak wspomina pani Alicja Sidorczuk, mama pani Małgorzaty, małe ilości (po kilkaset sztuk), potem po parę tysięcy.
Inne czasy, ale czy lepsze?
- Jednak czas nieubłaganie mijał, a sił nie przybywało - mówi pani Alicja. - Tymczasem hodowla kaczek i gęsi to raczej ciężki kawałek chleba, więc postanowiliśmy się „przestawić”. Tym razem postawiliśmy na kury nioski i produkcję jaj konsumpcyjnych. Była to produkcja masowa, ale można by rzecz, że właściwie ekologiczna. Nie z zamierzenia, ale pasza była zdrowsza, patki miały więcej przestrzeni. Jednak produkcja jaj to spory obowiązek, trzeba było kilka razy dziennie zaglądać do kurnika i podbierać kury - po kilka tysięcy jajek...
To były inne czasy. Jajka były zakontraktowane, pasze też. Rozliczać się trzeba było z każdego kilograma jajek, jak również ze zużytej paszy. Przy hodowli gęsi, z każdej sztuki trzeba było oddać kilka gramów pierza, w przeciwnym razie rolnicy byli obarczani karami. Jednak nie można było rozwinąć hodowli na wysoką skalę, bo takie były zasady. Funkcjonowały limity zakupu piskląt. I jak mówi Alicja Sidorczuk, może i obowiązków było więcej, ale wolny rynek przyniósł jedną negatywną wartość - mało stabilne ceny. A taka huśtawka nie sprzyja bezpieczeństwu produkcji. Zdarzały się nawet przypadki, że kurczaki sprzedawane były poniżej poniesionych na ich wyhodowanie nakładów.
Po kilku latach takiej produkcji jaj w systemie ściółkowym, nastąpiła kolejna zmiana, tym razem o tyle trwała, że trwa do dziś. W gospodarstwie pojawiły się brojlery.
- Lubię te zwierzęta, są spokojne, łagodne i co tu dużo mówić... ładne - ocenia pani Małgorzata.
Naturalna eliminacja
Nasze przyszłe „drobiowe posiłki” pojawiają się w gospodarstwie jako jednodniowe żółte kulki, cieszące oko i pięcioletnią Julię, córkę pani Małgorzaty. Szybko jednak z tych maleństw wyrastają kilkukilogramowe kurczaki. Cały cykl zajmuje 42-45 dni. W nieco ponad 6 tygodni maleńkie kurczęta stają się dorosłymi kilkukilogramowymi kurczakami. Ptaki nie robią nic innego, jak na zmianę: jedzą, piją i śpią. Jednorazowo do kurnika w Lewickich trafia 20 tysięcy kurczaków. Trzecia doba pokazuje, jaki tym razem był to zakup. Wtedy właśnie jest najwięcej upadków co słabszych zwierząt. Wiele zależy od tego, jaka partia właśnie trafiła do kurników. Zdarza się, że w ciągu jednej dobry umiera nawet 500 piskląt. Kolejna taka tura eliminacyjna zdarza się wówczas, gdy ptaki są już dorosłe. Intensywne karmienie sprawia, że często nie wytrzymuje serce, a ptaki stają się ofiarami zawałów. Jednak to nie jest tak, że się je do czegokolwiek zmusza.
- Te ptaki są do tego po prostu stworzone - mówi pani Małgorzata. - Nioski chcą znieść jak najszybciej jajko, a brojlery chcą... jeść.
Jak podkreślają hodowcy, to wdzięczne zajęcie, ale i ryzykowne. Tu nigdy nie ma gwarancji cen, które są mało stabilne. A środki do produkcji do najtańszych nie należą. Szczególnie po kieszeniach uderzają stawki za pasze.
Coraz drożej produkować
- W tym roku cena tony paszy wynosi 1.500 zł - mówi pani Alicja. - Podczas gdy przed rokiem za tę samą ilość płaciliśmy 1.000 zł. To 50-procentowa zwyżka. VAT na ten produkt z 3 wzrósł do 8%. Dlatego uważamy, że ceny drobiu w sklepach są nieco za niskie, w stosunku do tego, jak zmieniają się koszty jego produkcji.
Dużą część dochodów z hodowli pochłania też woda. Dziennie bowiem stado wypija 5-6 tys. litrów. I jeszcze prąd, który w ostatnim czasie podrożał. A jak wiadomo kurczaki potrzebują sztucznego światła w określonym porządku. Co to za porządek? A dokładnie to, że brojlery na jedną dobę mają potrzebę i obowiązek, by przespać dokładnie dziewięć godzin, ale nie na raz. O tym decyduje tzw. program świetlny, dostosowany do wieku i wagi brojlerów. Jak to wygląda w praktyce? Nastawione zegary sterują włączaniem i wyłączaniem światła. Np. o godz. 20 w kurniku zalegają egipskie ciemności - na trzy godziny. Po nich następuje pięciogodzinny „dzień”, by następnie znów przyszedł czas odpoczynku. I tak dalej...
I nie jest już niestety tak, że pieniądze za sprzedane kurczaki natychmiast trafiają na konta rolników. Długie terminy płatności są przekleństwem wszystkich prowadzących działalność na własny rachunek, w tym również i hodowców brojlerów.
fot. i tekst: Małgorzata Sawicka

P4100063P4100066

Wstrząśnięte i wymieszane

avant

Wiedza jest niezbędna by   przygotować dobry TMR. Jednak nie mniej ważne jest czym zrobimy taką paszę

W otoczce mroźnego wiatru i resztek śniegu, które okolice Suwałk zdobią dłużej niż inne części naszego województwa, 25 marca w miejscowości Wysokie (gm. Wiżajny) odbył się pokaz maszyn do przygotowania TMR-u. Licznie zgromadzeni rolnicy mieli okazję obejrzeć pracę wozu paszowego marki Kuhn, ciągnika Valtra oraz ładowarki Avant.

Pokaz, który zgromadził kilkudziesięciu rolników odbył się w gospodarstwie Sławomira Stasińskiego. Właściciel zajmuje się produkcją mleka. Jego stado liczy 42 sztuki. Całe gospodarstwo ukierunkowane jest pod produkcję mleka. A więc jego użytkowy areał o powierzchni 32 ha przeznaczony jest w głównej mierze pod zasiew traw i kukurydzy. Dzięki temu pasze dla krów pochodzą niemal w całości z produkcji własnej, tylko niewielka ich część jest dokupowana.

Pokaz, który został przygotowany przez POM Augustów, dystrybutora takich marek jak np: Valtra i Kuhn oraz przez Avant Polska, producenta ładowarek czołowych miał na celu m.in. pokazanie jak sprawnie przygotować TMR. Tak więc na placu przed oborą można było zobaczyć ciągnik Valtry pochodzący z serii N. O maszynie współpracującej podczas pokazu z wozem paszowym opowiedział przedstawiciel firmy Agco, dystrybutora ciągników marki Valtra. Ciągniki te, wyposażone w silniki SisuDiesel, to produkty fińskie, produkowane w czterech seriach o łącznym zakresie mocy 74-370 KM. Seria A tworzona jest przez maszyny o mocy 74-101 KM, wymieniona już seria N to ciągnik o mocy 101 KM. Traktory charakteryzujące się mocą 133-210 KM to seria T. Ostatnią - serię S - tworzą największe maszyny o mocy 250-370 KM.

Co niezwykłe, Valtra proponuje swoim klientom czynny udział w tworzeniu ciągnika. Oczywiście można kupić „zwykłą” standardową maszynę, ale istnieje również możliwość stworzenia małego arcydzieła sztuki. Na zamówienie klienta producent jest w stanie zrobić z maszyną praktycznie wszystko. Dotyczy to nie tylko niestandardowego wyposażenia ciągnika, ale również strony wizualnej sprzętu. Jeśli tylko ktoś wymyśli sobie ciągnik w kwiatki, łatki, czy inne esy-floresy - nie ma najmniejszego problemu. Jeśli ktoś wymarzy sobie maszynę z wygrawerowanym własnym nazwiskiem - proszę bardzo.

Prezentowaną Valtrę z serii N sprzęgnięto z 8-metrowym wozem paszowym marki Kuhn, francuskiego producenta maszyn, największego w zakresie wytwarzania urządzeń zaczepianych. Rocznie fabryki Kuhn-a opuszcza ok. 60 tys. maszyn.

- Prezentowany wóz paszowy, służący do przygotowania TMR-u charakteryzuje się m.in. bardzo mocną konstrukcją - wyjaśniał zgromadzonym rolnikom Jacek Rutkowski, regionalny kierownik sprzedaży marki Kuhn. - Stal, z jakiej zrobiona jest maszyna jest bardzo mocna, dno i ściany zbiornika mają grubość 6 mm. W środku znajduje się tzw. ślimak - 15-milimetrowy z gruboziarnistej stali.

Wóz ma wielkość 8 m, ale można go rozbudować do 10 lub 12 m. W standardzie jest wyposażony w wagę z wyświetlaczem. Prezentowany model był wyposażony w wysyp z jednej strony, ale wedle życzenia rolnika może być wyposażony w obustronny. Jego zapotrzebowanie mocy na wałek wynosi 60 KM.

Rolnicy zgromadzeni na pokazie byli wyraźnie zainteresowani wozem. Tuż po krótkiej prezentacji „posypały się” pytania do przedstawiciela marki Kuhn. Jedno z nich dotyczyło wymaganej szerokości korytarza paszowego.

- Szerokość całej maszyny to 2,35 m, ale do tego gabarytu trzeba doliczyć przestrzeń niezbędną na wał paszy (jakieś 80-90 cm) - wyjaśniał Rutkowski.

Co prawda prezentowany wóz paszowy nie jest własnością właściciela gospodarstwa, ale pan Sławomir przymierza się już do zakupu. Planuje go jesienią, aczkolwiek wiele zależy od otrzymania dofinansowania, o które wystąpił. Jak mówi, jeśli dojdzie do finalizacji zakupu, będzie to na pewno maszyna marki Kuhn.

- Posiadam już kilka maszyn tej marki i na tej podstawie mogę śmiało powiedzieć, że mam do niej zaufanie - mówi rolnik, który osobiście zaprezentował możliwości trzeciej maszyny tego pokazu - ładowarki Avant.

Ta mała zwinna maszyna „pochodzi” z Finlandii, a pokaz odbywał się w okolicach Suwałk, uważanych za nasz podlaski biegun zimna (zaręczam, że słusznie). Stasiński, właściciel ładowarki podkreślał, że ta analogia była jednym z czynników decydujących o zakupie.

Za pomocą tej maszyny do wozu trafiła kiszonka z kukurydzy. Prezentowany model pochodzi z serii 500 (poza nią jest seria 200, 300, 400, 500, 600). Wszystkie są wyposażone w silniki Kubota.

- To, co wyróżnia nasze ładowarki to bogata oferta narzędzi wymiennych, jest ich ponad 100 - wyjaśniał Marek Landwójtowicz, przedstawiciel handlowy marki Avant. - Masa tego modelu to ok. 100, udźwig - 800 kg, potrafi podnieść ładunek na wysokość 2,8 m.

Sławomir Stasiński jest użytkownikiem ładowarki od ok. 2 lat. dlaczego wybrał właśnie te markę?

- To dobry wybór, maszyna sprawdza się, nie popsuła się dotychczas, jest stabilna - mówi rolnik. - Widać wyraźnie na jakim terenie pracuję, ładowarka musi pokonywać nie tylko równą powierzchnią podwórka, ale zabierana jest na pole i muszę podkreślić, że nie zdarzył się ani jeden moment, bym poczuł się zagrożony i była możliwość, żeby maszyna się wywróciła.

Stasiński wśród zalet ładowarki wymienia również brak problemów z odpalaniem jej zimą, masywność konstrukcji oraz odpowiednie rozłożenie ciężaru, które pozwala na bezpieczny transport dużych ciężarów, jak choćby bel ważących nawet 700 kg.

Rolnicy, których do gospodarstwa w m. Wysokie przyciągnął pokaz z uwagą oglądali proces przygotowania TMR, chętnie zadawali pytania. Czy w tym gronie znajdą się nowi nabywcy prezentowanych maszyn?

tekst: Małgorzata Sawicka
fot. Sebastian Rutkowski

TMR (total mixed ration) to mieszanina pasz objętościowych i treściwych z dodatkiem składników witaminowo-mineralnych. Każda porcja takiej paszy jest właściwie zbilansowana - zawiera odpowiednie proporcje poszczególnych elementów oraz posiada wymaganą strukturę, dzięki czemu zapewnia właściwe funkcjonowanie żwacza. Wszystkie składniki takiej paszy są wymieszane, a krowa nie ma wyboru i możliwości, by wybierać jeden ulubiony, więc proporcje dostarczanych w ten sposób składników są jak najbardziej optymalne. Krowy pobierają więcej takiej paszy, a co za tym idzie produkują więcej mleka.

roolniikmielenie

Tymczasem... obora


Wiata garażu 10x35x4,6 m z wjazdem od ściany podłużnej - widok wiaty w realizacji

Nowoczesne systemy hal dla rolnictwa - cz. 2

O lekkich halach stalowych z kratowymi ryglami i słupami, wykonanych z rur kwadratowych, montowanych przez 3-4 osoby bez użycia sprzętu ciężkiego pisaliśmy w poprzednim wydaniu „Podlaskiego AGRO”. Autor tego artykułu z różnymi zespołami opracował kilka systemów hal dla rolnictwa. Te, opisane poniżej, to hale nie wymagające pozwolenia na budowę.

 

Obiekty takie budowane są na zgłoszenie jako tymczasowe, gdyż nie są trwale związane z gruntem, a jedynie przykręcone do stalowej podwaliny mocowanej do płyt drogowych ułożonych na uprzednio wykonanej poduszce piaskowej.

 

Poniżej zaprezentowano hale do hodowli drobiu (Rys. 1a i 1b). Płatwie dachowe wykonane z profili C giętych na zimno, dostosowano tu do podwieszenia podajników wody i karmy. Obudowa dachu została wykonana z płyt warstwowych styropianowych o grubości 15 cm, a ścian - 10 cm. Wentylatory umieszczono w polach między płatwiami kalenicowymi i przedkalenicowymi. W ścianie szczytowej zamocowano podkonstrukcje bram i wentylatorów.

 

Kolejne rysunki - 2 i 3 - pokazują wiaty i hale na postój maszyn i urządzeń (kombajny, linie paszowe itd.). Ramy z kształtowników dwuteowych rozstawione w nich zostały co 5m. Płatwie dachowe wykonano z profili Z, a rygle ścienne z profili C giętych na zimno, ocynkowanych. Obudowę ścian tworzy blacha trapezowa TR18x0,5 mm, a dachu Eurofala lub TR50x0,7mm. Wjazd pod dach wiaty przewidziano od jednej ściany podłużnej pozostawiając otwarte pięć pól z siedmiu, gdzie tylko skrajne pola tej ściany będą obudowane. Wjazdy mają szerokość ok. 4,9 m i wysokość 4,5m.

 

Płatwie dachowe hali garażu, pokazanej na rysunku 3, wykonano z profili Z, a rygle ścienne z giętych na zimno C. Obudowę ścian stanowią płyty warstwowe o grubości 10 cm, a dachu - 15 cm. Alternatywnie obudowa ścian może być wykonana z blach trapezowych TR 18/0,5 mm, a dachu z TR 50/0,6 mm. W jednej ścianie szczytowej hali przewidziano dwie bramy dwuskrzydłowe, otwierane 4,0x4,5m (wysokość).

dr hab. inż. Jerzy K. Szlendak, Katedra Konstrukcji Budowlanych Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Białostockiej, Instytut Budownictwa PWSZ Suwałki

 

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Miej oczy dookoła głowy


W starciu z buhajem człowiek ma małe szanse. Dla obu kończy się tragicznie: człowiekowi śmiercią lub ciężkimi urazami, bykowi przedwczesną wizytą w ubojni

Ciągły kontakt ze zwierzętami, obsługa różnych maszyn - to sprawia, że praca przy produkcji mleka należy do najbardziej niebezpiecznych


Ponad jedna trzecia wypadków wśród rolników indywidualnych w woj. podlaskim ma miejsce przy obsłudze bydła mlecznego - wynika z ubiegłorocznych statystyk Inspekcji Pracy. Jest to dziedzina produkcji, gdzie ryzyko wypadku jest bardzo wysokie, ponieważ rolnik obsługuje wiele rodzajów maszyn i urządzeń oraz ma ciągły kontakt z dużymi zwierzętami.

Najcięższe w skutkach są wypadki, związane z przygotowaniem pasz objętościowych. Oto przykład:

W czasie pięknej letniej pogody rolnik belował skoszoną dzień wcześniej zielonkę. Prace prowadził przy użyciu ciągnika o mocy 90KM i prasy rolującej. Trawa obrodziła, jej wałki były grube, co sprawiało, że co jakiś czas maszyna zapychała się i konieczna była interwencja obsługującego. Rolnik wyskakiwał z kabiny ciągnika, wyszarpywał rękami nadmiar zielonki z podbieraka, a kiedy maszyna ruszała, kontynuował pracę. Przy kolejnym zapchaniu znowu nie wyłączył silnika w ciągniku, wyskoczył z kabiny, podszedł do prasy i zaczął szarpać zielonkę. Jednak tym razem trawy było tak dużo, że rolnik się zdenerwował i włożył ręce daleko w głąb gardzieli. W tym momencie prasa ruszyła chwytając rolnika za prawe ramię. W wyniku pracy podbieraka doszło do oderwania ramienia poszkodowanego i ran szarpanych klatki piersiowej. Rolnik został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze oczyścili kikut ramienia i pozszywali rany na klatce piersiowej. Poszkodowany musiał zrezygnować z pracy w gospodarstwie i przejść na rentę inwalidzką w wieku 32 lat. Gospodarstwo mające prawie 100ha i liczące 80 krów dojnych zostało bez gospodarza.

Przyczyn tego wypadku jest kilka:

usuwanie zapchania przy włączonym napędzie prasy,

lekceważenie zagrożeń,

pośpiech.

Aby unikać podobnych nieszczęść należy bezwzględnie wyłączać napęd maszyny i silnik ciągnika. Dobrze jest wyrobić w sobie nawyk wyłączania silnika w ciągniku, przed każdym wysiadaniem z niego. To może uratować Państwa życie i zdrowie.

Często przyczyną wypadków przy obsłudze maszyn rolniczych jest ubranie, które nie spełnia standardów bezpieczeństwa. W październiku zeszłego roku doszło do wypadku, w którym to właśnie niewłaściwe ubranie było główną przyczyną nieszczęścia.

32-letni rolnik postanowił w tym dniu wymieszać zawartość zamkniętego zbiornika z gnojowicą. Wstawił mieszadło w otwór technologiczny, podłączył je do ciągnika za pomocą wałka napędowego wyposażonego w osłonę i włączył ciągnik. Przechodząc obok pracującego urządzenia troczek, wystający z kurtki został pochwycony przez obracający się krzyżak wału. Rolnik w ułamku sekundy został rozebrany do „rosołu”, a przy okazji ściągane ubranie zerwało z niego ponad 60% skóry z tułowia. Leczenie tego typu obrażeń wymagało czasu i było bolesne.

Przyczyny wypadku są oczywiste:

brak osłony tzw. kaptura nad krzyżakiem mieszadła,

luźne części ubrania, w tym wypadku troczek od kurtki, który dostał się w pracujące mechanizmy.

Zapobieganie podobnym zdarzeniom polega przede wszystkim na stosowaniu ubrania roboczego spełniającego trzy podstawowe warunki:

przyleganie do ciała,

barku luźnych części typu troczki, ściągacze, kaptury itp.,

ma być pozapinane, zarówno rękawy jak i poły. Najlepszym rozwiązaniem jest kombinezon roboczy jedno- lub dwuczęściowy (spodnie typu ogrodniczki i kurtka do pasa) dobrany rozmiarem do użytkownika. Do tego kryte buty robocze sięgające kostki stawu skokowego i mające nieślizgający się bieżnik. Taki strój zapewnia bezpieczną pracę w każdych warunkach. Należy także pamiętać, że gdy zrobi się za ciepło, to kurtkę zdejmujemy lub zmieniamy na lżejszą, a nie chodzimy z rozpiętymi połami.

Kolejną grupą zdarzeń, jakim ulegają rolnicy, są wypadki przy bezpośredniej obsłudze zwierząt. Szczególnie niebezpieczne są buhaje w wieku powyżej roku tak często chowane jako dodatkowe źródło dochodu w gospodarstwach mleczarskich.

19-latek przeganiał buhaja o wadze ok. 800 kg z jednego kojca obory do drugiego. Nagle bez wyraźnej przyczyny zwierzę zaatakowało obsługującego. Ten odwrócił się plecami chcąc uciec z budynku, ale byk był szybszy i wziął poszkodowanego na rogi zadając rany szarpane pośladków i ud. Poszkodowany trafił do szpitala w stanie ciężkim, miał rozerwany odbyt i okrężnicę.

Najlepszym sposobem przeciwdziałania podobnym zdarzeniom jest zaprzestanie chowu buhajków, a utrzymywanie wolców. Jednak część rolników chce chować buhajki, więc rozwiązaniem w takim przypadku jest zakładanie kółek nosowych w jak najmłodszym wieku i stosowaniu do przeprowadzania zwierząt laski zootechnicznej (drąg długości od 140-160 cm z ruchomym haczykiem na jednym końcu służącym do prowadzania buhajków za kółko nosowe). Należy również wiedzieć, że obsługę tych zwierząt mogą wykonywać tylko sprawni fizycznie mężczyźni. Kobiety i dzieci nie mogą obsługiwać stojących luzem buhajków. Praca z tymi zwierzętami po spożyciu alkoholu może zakończyć się tragicznie dla obsługującego.

Podane trzy przykłady zakończyły się ciężkimi urazami ciała, które na zawsze lub długoterminowo wyłączyły poszkodowanych z pracy w gospodarstwie. Zrodziło to wiele kłopotów takich jak: konieczność znalezienia zastępstwa do pracy, długotrwałe i kosztowne leczenie oraz długotrwała rehabilitacja uciążliwa dla poszkodowanego i członków jego rodziny. Takie zdarzenie oprócz nieszczęścia może być katastrofą finansową dla rodziny zwłaszcza, gdy gospodarstwo jest zadłużone. W celu uniknięcia podobnych nieszczęść każdy pracujący w gospodarstwie powinien przestrzegać zasad bhp, a w szczególności:

dbać o odpowiednie obuwie i ubranie robocze,

pamiętać o wyłączaniu ciągnika i maszyn rolniczym przed przystąpieniem do usuwania awarii,

zadbać, aby użytkowane maszyny i urządzenia posiadały kompletne osłony części ruchomych.

Tak więc drodzy Czytelnicy, mamy wiosnę i start sezonu prac polowych. To jeszcze bardziej zwiększy ryzyko potencjalnych wypadków. Życzę więc Państwu zdrowia i apeluję o zachowanie zdrowego rozsądku przy pracy i unikanie pośpiechu.

tekst: Bartłomiej Królik, Okręgowy Inspektorat Pracy w Białymstoku, opr. sam

fot. OIP Białystok


Ten rolnik miał bardzo dużo szczęścia.Usuwanie awarii w prasie skończyło się tylko ranami szarpanymi

Właściwe ubranie robocze rolnika powinno przylegać do ciała, być pozbawione wystających elementów

Palący problem


Szacuje się, że corocznie polscy producenci mleka wskutek zapalenia wymienia tracą ponad 5 mln zł. To poważny problem i warto podjąć wszelkie działania, by mu zapobiec

Jak zapobiegać stanom zapalnym wymienia u krów?


Uważa się, że ok. 30-50% bydła mlecznego w Polsce ma wymię zakażone mastitis. Tylko u 2-5% takich krów notuje się postacie kliniczne, u pozostałych – zakażenia przebiegać mogą bezobjawowo, jako tzw. postacie podkliniczne. Szkody finansowe spowodowane przez schorzenia wymienia są większe niż wywołane wszystkimi innymi chorobami.

Stan zapalny wymienia krów (mastitis) może być wywołany czynnikami zakaźnymi i nie zakaźnymi. 
Do czynników nie zakaźnych można zaliczyć nieprawidłowy dój ręczny (kciukowanie, osmykiwanie). Niekiedy można doprowadzić do stanu zapalnego wymienia dojem mechanicznym przy zbyt wysokim podciśnieniu (prawidłowe podciśnienie - 0,5 atmosfery) Ten parametr pracy dojarki jest obserwowany każdorazowo przy włączeniu agregatu dojarki i jest bardzo łatwy do regulacji. Często też dochodzi do urazów mechanicznych wymienia spowodowanych brutalnym obchodzeniem się ze zwierzętami (kopnięcie w wymię itp. zachowania obsługi).
 Mastitis może też wywołać zbyt niska lub zbyt wysoka temperatura otoczenia oraz jej wahania, jak również trzymanie zwierząt w przeciągach.

Nieznośne bakterie

Najczęściej zapalenia wymion wywoływane są przez bakterie znajdujące się na skórze krowy, na ściółce i w powietrzu, na rękach dojarza, ściereczkach, odzieży ochronnej, gumach strzykowych aparatów udojowych itp. Są one przenoszone do gruczołu mlekowego po przez kanał strzykowy. 
Najczęściej mastitis wywołują gronkowce, paciorkowce, maczugowiec ropotwórczy, pałeczka ropy błękitnej, pasterelle, salmonelle, drobnoustroje beztlenowe lub chorobotwórcze grzyby. 
Objawem klinicznym zapalenia są: zmiany w mleku - kłaczenie mleka, grudki. Może pojawić się też krew (dlatego bardzo ważne używanie przeddajacza). Wymię może być obrzmiałe i bolesne.
W postaci podklinicznej nie występują wyżej wymienione objawy, a na pewno nie w formie ostrej. Jednakże można wykryć schorzenie za pomocą tzw. terenowego odczynu komórkowego (TOK). Wykrywa się w ten sposób zwiększoną obecność komórek somatycznych w mleku. 
Przyjmuje się, że do 400 tys. komórek somatycznych w 1 ml mleka jest ilością fizjologiczną, a powyżej tego poziomu - zwierzę jest chore. Jednakże wpływ na ilość pojawiających się w mleku komórek somatycznych ma również wiek krowy. Im starszy osobnik, tym więcej komórek somatycznych pojawia się w mleku. U starych krów, zdarza się znaczne przekroczenie normy, a mimo to zwierze jest zdrowe (badania mikrobiologiczne). 
Najbardziej narażonymi na infekcje są tzw. krowy „miękkie\", o nieprawidłowej budowie wymienia.

Leczenie mastitis

W każdym przypadku należy zwrócić się do lekarza weterynarii, który podejmie działania doraźne przy pomocy antybiotyków. Jedna wizyta weterynarza nie wystarczy, ponieważ właściwe leczenie może być podjęte wyłącznie na podstawie laboratoryjnych testów biologicznych. Wskażą one rodzaj bakterii i ustalą najbardziej skuteczny lek i dawkę zwalczającą patogen, który wywołał chorobę. O takie badanie laboratoryjne nie jest trudno. Wykona je odpłatnie każde laboratorium szpitalne (ok. 40-50 zł). 
Podanie antybiotyku na chybił-trafił często prowadzi do powikłań grzybiczych, bardzo trudnych do wyleczenia, jeżeli nie niemożliwych.
To jeszcze nie nie koniec leczenia. W okresie laktacji nie jest możliwe pełne wyleczenie mastitis. Leki koniecznie należy podać w okresie zasuszenia!

Zapobieganie chorobie

Profilaktykę mastitis można podzielić na dwa segmenty. Będą to, po pierwsze, działania doraźne - odnoszące się do posiadanych zwierząt
 oraz działania długofalowe - odnoszące się do pracy hodowlanej
. Pierwsza grupa działań polega na stosowaniu się do procedury pozyskiwania mleka, którą każdy producent powinien mieć wdrożoną od trzech lat w ramach systemu HACCP, jaki obowiązuje u odbiorcy mleka oraz w ramach Dobrej Praktyki Produkcyjnej, jaka powinna być wdrożona i obowiązywać w danej oborze. 
Każdy producent mleka surowego powinien posiadać i mieć wdrożone co najmniej trzy procedury dostosowane do jego warunków:


* procedurę pozyskiwania mleka
,

* procedurę skutecznego mycia i dezynfekcji sprzętu udojowego oraz służącego do transportu i przechowywania mleka,

* procedurę przechowywania mleka.


Przydałaby się jeszcze procedura postępowania z mlekiem od zwierząt chorych, ze zwierzętami chorymi i jeszcze parę innych zapewniających bezpieczeństwo żywności, z resztą zgodnie z obowiązującymi przepisami zarówno polskimi, jak i unijnymi (ustawa z 11 maja 2001r. 
O warunkach zdrowotnych żywności i żywienia)
. W zamian za to, nie wiedzieć dlaczego, wymaga się corocznej atestacji dojarki, której stan techniczny praktycznie nie ma wpływu na bezpieczeństwo żywności, zwłaszcza że przeprowadzane co najmniej dwa razy w miesiącu badania ujawnią higienę doju i mleka. Swoją drogą, ciekawe w jaki sposób atestuje się gospodynię dojącą ręcznie?

Przy nieprawidłowej budowie wymienia, strzyku i mięśnia zwieracza strzyku, które są w wysokim stopniu odziedziczalne, po doju kanał pozostaje otwarty. W wymieniu po doju panuje niewielkie podciśnienie. W związku z tym do wymienia zasysane jest zakażone powietrze i resztki zakażonego mleka.
Wielokrotne powtarzanie tego cyklu oraz namnażanie się bakterii powoduje w końcu przełamanie bariery immunologicznej zwierzęcia i dochodzi do stanu chorobowego. Stan chorobowy nie musi objawiać się taką ilością bakterii w mleku, że zostanie na podstawie tego parametru zaklasyfikowane do innej klasy niż extra. Często obserwuje się sytuacje, że TOK (tzw. Terenowy Odczyn Komórkowy) i próba mikrobiologiczna wykazywała ewidentny stan zapalny, a ogólna liczba drobnoustrojów w 1 ml mleka wynosiła 50-60 tys. Zapalenia wymion nie dają wyraźnego ilościowego wzrostu bakterii w mleku. Aczkolwiek na podstawie porównania wyników w dłuższym okresie taki wzrost można zauważyć (np. w osiem miesięcy ogólna liczba drobnoustrojów wynosiła od 10 do 25 tys. w 1 ml, mleka 
i nagle wzrosła do 50-60 tys., ale i odczyn TOK też był dodatni)
.

Dyping, co to jest?

Jedynym rozsądnym i skutecznym postępowaniem profilaktycznym przeciwko mastitis jest stosowanie tzw. dypingu – tzn. zamaczania strzyku natychmiast po doju w środku dezynfekującym przeznaczonym do tego celu. Zamaczanie strzyków już ze zwłoką 5minut nie ma sensu. W tym czasie, co miało się stać złego - już się stało. Dawniej, dobrym środkiem do dezynfekcji strzyków przed i po doju była pollena jm. Obecnie odpowiednikiem tego preparatu o podwyższonej skuteczności jest koncentrat Jod Pol. Jest to preparat oparty o związki jodu (jodofory). Służy on nie tylko do dezynfekcji i zamykania strzyków po doju, ale również do mycia i dezynfekcji wymion przed dojem. Zapobiega nie tylko zapaleniom wymion, ale również grzybicom i rozprzestrzenianiu się chorób w stadzie (zobacz www.sochland.pl). Jest to obecnie chyba najtańszy (koncentrat) i jeden z najskuteczniejszych preparatów tego typu. 
Na rynku są preparaty do dypingu strzyków oparte na pochodnych soli amoniowych. Posiadają one dobre właściwości biobójcze. Jednak u części populacji krów występują podczas ich stosowania niepożądane skutki uboczne w postaci pękania skóry strzyków w okolicy kanału strzykowego, co prowadzi do pojawiania się komórek somatycznych z tych ran w mleku.

Długofalowym postępowaniem mającym na celu, jeśli nie całkowite wyeliminowania mastitis spowodowane czynnikami zakaźnymi, to na pewno poważne ograniczenie występowania tej jednostki chorobowej, jest prawidłowa praca hodowlana. Właściwy pokrój zwierzęcia, prawidłowa budowa wymienia, a zwłaszcza strzyków oraz prawidłowa praca mięśnia zwieracza strzyku w bardzo wysokim stopniu zabezpiecza przed wnikaniem do gruczołu mlecznego patogenów.
 Krowy, od których chcemy pozyskać zwierzęta do remontu stada, powinny być kryte buhajami uznanymi. Odziedziczalność budowy wymienia sięga 50%. Jest to więc dobra wiadomość. 
W tym sensie można mówić o dziedziczeniu skłonności do zapaleń wymienia lub jego braku.

Jak wykryć złe mleko?

Mleko mastitisowe można wykryć przy pomocy wielu metod:

- Próba z płynem diagnostycznym Mastirapid, w którym obecny w płynie detergent - laurylosiarczan sodowy - reaguje z DNA leukocytów, co powoduje pojawienie się skłaczenia (przy niższej liczbie leukocytów) lub zgęstnienie i ześluzowacenie próbki (przy wysokim poziomie leukocytów). Drugi składnik płynu - purpura bromokrezolowa - zmienia swe zabarwienie w zależności od pH mleka.

- Próba Whiteside'a - w której stwierdza się, czy mleko ma podwyższoną liczbę komórek somatycznych, a jeśli tak, to w środowisku silnie zasadowym ulega ścięciu wywołanemu przez jądra leukocytów, białko leukocytów i fibrynogen.

- Pomiar metodami opornościowymi. Zmianom zapalnym towarzyszy wzrost ilości soli w mleku, co powoduje zmianę jego oporności. Zasadę tę uważa się za najpewniejszy test.

Ewidentne straty

Mastitis to wciąż jeden z najważniejszych problemów zdrowotnych i ekonomicznych w chowie krów mlecznych. Tracimy na zmniejszeniu wydajności mleka, na produkcji mleka pozaklasowego, a także na konieczności leczenia krów i na ich przedwczesnym brakowaniu. Krowa chora na mastitis, nawet w postaci subklinicznej, ma mniej „sprawny\" gruczoł mlekowy, a także gorzej pobiera pasze. Ma więc powody, aby produkować mniej mleka. Współczesna krowa mleczna, która w szczycie laktacji produkuje 40-50 kg/dobę, wyprowadza ze swojego organizmu w mleku wielu ważnych składników, od których zależy funkcjonowanie układu odpornościowego. A przecież to ten właśnie układ decyduje o efektywności zwalczania bakterii, czy grzybów, a więc mikroorganizmów powodujących mastitis. Wysoka wydajność mleka i związana z tym trudność pokryciu zapotrzebowania na składniki pokarmowe o jeden z najważniejszych czynników ryzyka zachorowalności na mastitis!

Dotkliwe mastitis

W „żywieniowej\" profilaktyce mastitis zwraca się uwagę na znaczenie takich składników pobieranych dawce pokarmowej jak witaminy E i A, ß-karoten, selen oraz cynk i ewentualnie miedź. Ich niedobory istotny sposób mogą zmniejszać możliwości krowy do zwalczania mastitis. A takie niedobory w okresie okołoporodowym są szczególnie prawdopodobne. Z drugiej jednak strony błędem jest sądzenie, że podawanie tych składników w nadmiarze spowoduje całkowite „pozbycie\" się ze stada krów chorych na mastitis. Nadmierne dodawanie składników może wręcz obniżyć funkcje obronne i spowodować problemy zdrowotne (toksyczność). To więc jak zareaguje krowa na dodatek konkretnej witaminy, czy składnika mineralnego zależy przede wszystkim od tego, ile tych składników znajduje się w dawce bez uzupełnienia.

Warto w tym miejscu nadmienić, że współczesne normy na wymienione witaminy i składniki mineralne są obecnie bardzo wysokie, co przede wszystkim wynika ze skłonności krów rasy HF do wysokiej wydajności mleka. W okresie okołoporodowym apetyt krowy pogarsza się, a zakres zmniejszenia apetytu zależy w znacznym stopniu od żywienia w okresie zasuszenia. Krowa rozpoczyna sekrecję siary do gruczołu mlekowego już kilka dni przed porodem. Z tego powodu jej zapasy np. witaminy E zmniejszają się, a słaby apetyt nie pozwala na ich odnawianie. Profilaktyka mastitis powinna polegać z jednej strony na uzupełnieniu niedoborów witaminy E, a z drugiej na takim żywieniu, które spowoduje zwiększenie pobierania paszy. Gdy żywienie pozwala na optymalne pokrycie zapotrzebowania na energię, białko, składniki mineralne i witaminy, w tym witaminę E, efekty stosowania dodatków witaminy E mogą być niewielkie.


Świadczą o tym przykłady stad, w których prawidłowe żywienie w okresie okołoporodowym, zwłaszcza energetyczne, pozwala na wysoką produkcję mleka bez większych problemów z komórkami somatycznymi. Takie podejście do profilaktyki mastitis zmusza do prawidłowego żywienia w okresie okołoporodowym. Z drugiej strony każe wątpić w istnienie „cudownego proszku\". W żywieniowym budowaniu odporności krowy w okresie okołoporodowym fundamentem jest utrzymanie dobrego apetytu, zapewniające pokrycie zapotrzebowania energetycznego!



Uwaga na pleśnie



Podstawą profilaktyki żywieniowej jest więc unikanie błędów żywieniowych, prowadzących do chorób metabolicznych (kwasicy, ketozy, przemieszczenia trawieńca, zalegania poporodowego, zatrzymania łożyska). Szczególnie groźne są stany podkliniczne ketoz, czy kwasic, bo te trudno jest diagnozować. Krowy chorujące na zaleganie poporodowe, czy ketozę mają odpowiednio 8 i 2 razy większe ryzyko mastitis niż zwierzęta zdrowe. Obecność ciał ketonowych we krwi jest groźna dla układu odpornościowego. Ale ponadto świadczy jednoznacznie o braku apetytu, a to powoduje, że pobieranie składników mineralnych i witamin jest dalekie od optymalnego.


Takie podejście do profilaktyki żywieniowej mastitis ułatwia zrozumienie przyczyn zwiększonej zapadalności na stany zapalne gruczołu mlekowego w okresie letnim. Lato jest na pewno okresem znacznego zwiększenia obecności much w oborze, co sprzyja zakażeniom środowiskowym, ale zmniejszona odporność na mastitis w tym okresie może wynikać z wpływu upałów na ograniczenie pobrania paszy, z faktu kończenia się zapasów kiszonki z kukurydzy i częstego braku dobrej energetycznej paszy objętościowej, a także z nieumiejętnego wybierania kiszonek z silosów. Zagrzewanie i pleśnienie kiszonki stwarza większe potencjalne ryzyko mastitis niż ewentualny niedobór cynku, czy witaminy E! Istotny jest tutaj również fatalny wpływ mikotoksyn, niestety tak częstych w źle sporządzonych i wybieranych kiszonkach.



Organizacja żywienia



Podstawą jakiejkolwiek racjonalności w żywieniu powinno być grupowanie krów, a zwłaszcza samo wydzielanie ze stada grupy krów w okresie przejściowym i konieczność dbania o ich kondycję. Krowa przekondycjonowana traci apetyt w większym stopniu niż przy prawidłowej kondycji, co zwykle kończy się problemami metabolicznymi. Istotne jest również staranne przygotowanie krów do laktacji polegające na takim przygotowaniu żwacza (jego błony śluzowej oraz bakterii), aby „poradził\" sobie z dużymi dawkami pasz treściwych po porodzie. Staranne żywienie mineralne powinno pomagać krowie, a nie być przyczyną zalegania poporodowego, czy zatrzymania łożyska.

W profilaktyce żywieniowej mastitis tak ważna jest umiejętna organizacja żywienia. Często zwracam na to uwagę rolnikom, którzy wybudowali nowe obory na 50-100 sztuk, w których zapomniano o elementarnych zasadach prowadzenia krów w zasuszeniu, czy wczesnej laktacji. Warto również pamiętać, by zadawanie pasz w oborach było tak zorganizowane, aby krowy po doju, np. wracające z hali udojowej, miały wystarczająco dużo świeżej apetycznej paszy na stole paszowym. Powinna ona zachęcać krowy do jedzenia przez przynajmniej godzinę, co sprawi, że krowa świeżo wydojona nie położy się, przez co niedomknięty po doju kanał strzykowy nie będzie „wrotami\" zakażenia.

To zagadnienie wymaga szczególnej uwagi w systemie 3-krotnego doju lub przy dużych liczebnie grupach technologicznych, kiedy dłuższy czas spędzony w poczekalni zmusza krowy do odpoczynku w pozycji leżącej. Warto o tym pomyśleć również wtedy, gdy pasza zadawana jest jednorazowo w ciągu doby. 

Ciągłe poszukiwania 

mastitis dokucza wielu hodowcom, którzy często zdesperowani poszukują „cudownego\" antidotum. Pragnę wyraźnie podkreślić, że takiego środka jeszcze nie wymyślono. Czas stracony na jego poszukiwanie lepiej poświęcić na generalne uporządkowanie żywienia. W poszukiwaniu „magicznego proszku” warto pamiętać, że stada z liczbą komórek somatycznych wynoszącą 500-600 tys. zareagują (o ile w ogóle?) w mniejszym stopniu na dodatki witamin czy mikroelementów, niż te w których liczba komórek wynosi 300-400 tys. Dobry premiks lub mieszanka mineralno-witaminowa nigdy nie „wyprowadzą\" ze stada mastitis, gdy średnia liczba komórek somatycznych w stadzie wynosi 600-800 tys. Pomagają za to często w zmniejszeniu tej liczby np. z 300 do 150 tys., co przekłada się przede wszystkim w zwiększeniu wydajności mleka. Hodowca zadowolony z liczby 300 tys. komórek (bo to już mleko w klasie ekstra) powinien ciągle poszukiwać sposobów na jej zmniejszenie. I tu przydaje się często dobry preparat mineralno-witaminowy.

Mówi się, że corocznie polscy producenci mleka wskutek zapalenia wymienia tracą ponad 5 mln zł. Chore krowy tracą ok. 20% swojej wydajności mlecznej. Mimo to polskie mleko uważa się za czyste jakościowo. Musimy jednak pamiętać, aby „nie spocząć na laurach” w kwestii zapewnienia odpowiednich warunków produkcji zdrowego i czystego mleka i bacznie obserwować własne stado. Zyskamy wówczas możliwość szybkiej reakcji i interwencji, by tym samym skutecznie zapobiegać tej chorobie.

prof. Zygmunt M. Kowalski
, Katedra Żywienia Zwierząt,
Uniwersytet Rolniczy w Krakowie



Mastitis – przewlekły, utajony lub ostry stan zapalny gruczołu mlekowego zwierząt, a także stosowana niekiedy w medycynie łacińska nazwa zapalenia sutka. Powoduje różnorodne zmiany jakościowe w mleku, przede wszystkim obniżające jego przydatność technologiczną. Najbardziej zdecydowane zmiany to:

* Wzrost liczby komórek somatycznych (leukocytów, erytrocytów, całych lub zniszczonych komórek nabłonka pęcherzyków, przewodów i zatok mlecznych), których ilość w 1 cmsześc. mleka normalnego nie przekracza 500 tys., a w stanie ostrego zapalenia wymienia wynosić może nawet kilkadziesiąt milionów. W mleku mastitisowym wzrasta też udział (z 20 do 80%) leukocytów w ogólnej liczbie komórek somatycznych.

* Wzrost stężenia jonów chlorkowych. Normalne mleko zawiera do 0,15% chloru. Występuje on w postaci chlorków: potasowego, sodowego i wapniowego. Sole te, głównie chlorek sodowy, stanowią wraz z laktozą o ciśnieniu osmotycznym mleka. Dlatego każdy spadek ilości laktozy (przede wszystkim wskutek zaburzeń fizjologicznych) kompensowany jest natychmiastowym wzrostem stężenia chlorków.


Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności