Podlaskie AGRO

Aktualności

Budowane z rozmachem


Władysław Zinczuk prezentuje wnętrze obory

Z zamiłowaniem prowadzą swoje gospodarstwo – Ludmiła i Władysław Zinczuk z Końcowizny


Końcowizna koło Suraża to maleńka wioseczka. Większość domów stoi tu już pusta, a wjeżdżając można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał. Ale nie wszędzie...

Nie znana jest dokładna data powstania tej wsi. Pierwsze wzmianki o istnieniu tu drobnoszlacheckiego dworu rodziny Borkowskich pochodzą z 1652r. Jednak to nie historia rodziny Borkowskich będzie tą, o której chcemy opowiedzieć. Lecz Ludmiły i Władysława Zinczuków. Nie będziemy więc cofać się do XVII wieku, a zaledwie do 1990r., kiedy to bohaterowie artykułu przejęli gospodarstwo po rodzicach, by zmienić przez lata jego oblicze. Do dyspozycji mieli wówczas 18 ha. Niewiele, ale podwaliny były całkiem solidne. Gospodarstwo już wtedy było nastawione na produkcję mleka. Wyposażone w nowoczesną, jak na te czasy oborę uwięziową z dojarką konwiową i stołem paszowym. A w niej całkiem pokaźna ilość 14 krów.

Przez minione dwudziestolecie stado bydła należące do małżeństwa Zinczuków znacznie zwiększyło swoje rozmiary, osiągając na dzień dzisiejszy niebagatelną ilość 180 sztuk! Wraz z nim rosła i powierzchnia gospodarstwa. Dziś rolnicy mogą się pochwalić areałem 110 ha wraz z dzierżawami. Rok 2000 był rokiem wielkich inwestycji. Wówczas zbudowana została nowoczesna obora wolnostanowiskowa, rozbudowana w ubiegłym roku. Wyposażona jest ona w halę udojową typu rybia ość 2x6.

- Dzięki tej inwestycji praca przy zwierzętach jest lżejsza - mówi pani Ludmiła. - Tym bardziej, że w ubiegłym roku w oborze zainstalowaliśmy zgarniacze do obornika, który wcześniej usuwany był przy pomocy tura. Wiadomo, że w tak dużym gospodarstwie trzeba pomocy, nie jesteśmy w stanie poradzić sobie własnymi siłami. Pomaga nam rodzina i znajomi. Często też w zamian za świadczone usługi, mamy pomocników w czasie natężonych prac polowych.

Ogromne nakłady finansowe, jakie siłą rzeczy musiały być włożone w gospodarstwo, nie wzięły się z niczego. Zinczukowie są przykładem osób, które nie boją się sięgać po nowe. I nie straszne im były i kredyty preferencyjne, i wszelkie programy unijne.

- Korzystaliśmy najpierw z kredytów, począwszy od „Młodego Rolnika” - podkreśla pani Ludmiła. - Cały czas korzystamy też z programów unijnych, począwszy od SAPARD-u, potem SPO, a teraz PROW.

Podczas rozwoju gospodarstwa, powiększania parku maszynowego, czy budowy obory właściciele korzystali z wielu możliwości i szans jakie stawia przed polską wsią Unia Europejska i wszelkiego rodzaju programy wsparcia. Początkowo z pewną dozą niepewności i strachu - jak zawsze kiedy ma się styczność z czymś nowym. Z czasem jednak dostrzegając ogromną szansę przekształcania gospodarstwa, inwestycji w nowe maszyny i łatwość w dążeniu do zadowalającego efektu.

Jako jedni z nielicznych, namówieni przez doradcę rolnego, sięgnęli jeszcze po środki przedakcesyjne. Łatwo nie było, bo trzeba było wówczas dostosować gospodarstwo do wymaganych unijnych standardów.

- Przy tak dużych pieniądzach obawy zawsze są - podkreśla pan Władysław. - Ale z drugiej strony nie ma innego wyjścia, jeśli chce się zmodernizować gospodarstwo, rozwijać się, iść do przodu. Maszyny są tak drogie, że bez pomocy programów unijnych nikt nie byłby w stanie ich kupić. A przecież bez maszyn dziś ani rusz.

I tak przez lata w parku maszynowym Zinczuków przybywały kolejne maszyny i urządzenia, m.in.: dwa ciągniki, przyczepa samozbierająca, prasa rolująca, rozrzutnik, wyposażenie dojarni.

- Kredyty preferencyjne były natomiast bardzo pomocne przy zakupie gruntów ornych. Bez tego nie mielibyśmy na to szans - podkreśla gospodarz.

To, co przykuwa uwagę na pierwszy rzut oka w salonie Ludmiły i Władysława Zinczuków, to ogromna ilość pucharów.

- Dostaliśmy je za ilość i jakość mleka, które uzyskujemy – zaspokaja ciekawość Władysław. - Prawie we wszystkich latach zajmujemy miejsce na podium, wśród trzech największych dostawców do mleczarni.

Przed rolnikami z Końcowizny jeszcze wiele wyzwań, sfinalizowanie jednego z działań PROW, a gospodyni marzy się działalność agroturystyczna.

- Zostaje jeszcze remont domu... nam pracy nigdy nie zabraknie - mówi pani Ludmiła.

Wcześniej jednak Władysław i Ludmiła Zinczukowie mają do zrealizowania inny plan - powierzono im rolę starostów tegorocznych Dożynek Wojewódzkich.

fot. i tekst: Weronika Dojlida


Wolnostanowiskowa obora, wybudowana w 2000r., to duma rolników z Końcowizny

Aktywni ze wszech miar


Dorota Hołowienko to kobieta, która potrafi łączyć obowiązki w gospodarstwie, rodzinne, ale i społeczne. To też starościna tegorocznych Dożynek Wojewódzkich.

Dorota i Zbigniew Hołowienko hołdują zasadzie, że praca w gospodarstwie jest środkiem, a nie celem


Dwukrotnie powiększyli areał gospodarstwa, unowocześnili je, ukierunkowali produkcję, rozbudowali park maszynowy, a przy tym wszystkim potrafią znaleźć czas na działalność społeczną lub po prostu dla siebie. Dorota i Zbigniew Hołowienko z Suraża.

Państwo Hołowienko swoją wieloletnią pracę w gospodarstwie, położonym na skraju tego malowniczego miasteczka, rozpoczęli przed ponad dwudziestoma laty. Wcześniej należało ono do dziadków pana Zbigniewa. Młodzi małżonkowie podjęli zgodną decyzję, że zajmą się schedą po seniorach, choć od początku wiadomo było, że łatwo nie będzie. Było to typowe małe gospodarstwo, nie ukierunkowane na żadną konkretną gałąź produkcji. Wiele do życzenia pozostawiał zarówno park maszynowy, a tym bardziej budynki. Oboje zdecydowali się na porzucenie dotychczasowego życia. Pani Dorota zrezygnowała z pracy w przedszkolu, a pan Zbigniew z pracy w straży pożarnej. Podjęli też decyzję, że gospodarstwo będzie nastawione na produkcję mleka i przy okazji na odchów „młodzieży”.

- Wahań nie było. Pochodzę ze wsi, lubię pracę na wsi. Choć przyznaję - początki były ciężkie, szczególnie, gdy dzieci były małe - ocenia pani Dorota.

Naturalną koleją rzeczy było powiększanie areału gospodarstwa, aż do dzisiejszego stanu wynoszącego ok. 50 ha wraz z dzierżawą. Zainwestować należało też w budynki dla zwierząt. Obora, w której przetrzymywane są krowy, wybudowana została w 1992r., w 1996 przeszła gruntowną modernizację. Jest to obora uwiązowa z wyciągiem obornika i ze zbiornikiem na gnojowicę. W 1996r. w gospodarstwie zamontowany został zbiornik chłodzący na mleko, co na owe czasy było jeszcze ewenementem. Po dziś dzień mleko odbierane jest przez Spółdzielnię Mleczarską w Łapach.

Oczywiście nie obyło się bez ustawicznych inwestycji w park maszynowy, które trwają... do dziś.

- Zawsze znajdzie się jakaś potrzebna maszyna do kupienia, któraś zawsze nadaje się do wymiany i tak dalej i tak dalej. A ich ceny, nie ukrywajmy, do najniższych nie należą - zaznacza Dorota Hołowienko.

Co charakterystyczne rolnicy zmieniając oblicze swego gospodarstwa nie korzystali ze środków unijnych, a jedynie z preferencyjnych niskooprocentowanych kredytów.

- Trochę przerażały nas formalności - wyjaśnia pani Dorota. - A ponad to sięgając po pieniądze z SAPARD-u, czy PROW-u trzeba dysponować jednak środkami własnymi. Sądzę, że w tym względzie prześcignie nas syn, który już o tym myśli.

Poprawiające się z roku na rok warunki pozwoliły państwu Hołowienko na powiększanie stada. Obecnie liczy ono ponad 30 sztuk.

- Dziś już mamy warunki, by utrzymywać 20 krów i 23 sztuki jałowizny. Staramy się też dojść do takiego stanu, dlatego nie sprzedajemy w ogóle cieląt, wszystkie zostawiamy na odchów - mówi pani Dorota. - Nasze gospodarstwo nie jest może wielkie, ale dzięki temu, jesteśmy w stanie sami, jako rodzina, nad wszystkim zapanować.

Wielką pomocą są dorosłe niemal już dzieci, szczególnie syn Karol, uczeń technikum rolniczego, prawdopodobnie przyszły następca dorobku rodziców.

- Syn planuje pójście raczej w stronę bydła opasowego. Interesuje go rasa limousine - mówi pani Dorota. - To wspaniała pomoc w gospodarstwie. Dzięki niemu możemy sobie pozwolić na aktywne życie. Bo nie ma co ukrywać, gdy nie ma takiej pomocy, hodowla bydła mlecznego to zwykłe uwiązanie. Ktoś tu musi być i zająć się zwierzętami rano i wieczorem.

Państwo Hołowienko pracując w, bądź co bądź, ciężkim zawodzie, nie zrezygnowali z własnych marzeń. Drogą wyrzeczeń i ciężkiej pracy zbudowali piękny i przestronny dom, w którym mieszkają od listopada ubiegłego roku. Należy nadmienić, że gustowne wyposażenie urządzenie wnętrz jest zasługą gospodyni i jej córki.

- To było nasze marzenie - podkreśla pani Dorota. - Nie można tylko poświęcać się pracy. Trzeba też umieć żyć. Rozumiem to i dlatego nie ograniczam moich dzieci jeśli chodzi np. o wyjazdy. Syn np. często wyjeżdża na zgrupowania sportowe, to jego pasja, zamierza studiować na AWF-ie. Popieramy to. Ja poświęcam się pracy społecznej. W latach 2002-2006 byłam radną sejmiku województwa podlaskiego. Choć rodzina na mojej działalności straciła, bo miałam dla niej mniej czasu, ja się w tej roli spełniałam.

A we wrześniu Dorota Hołowienko zadebiutuje w nowej roli - jako starościna Dożynek Wojewódzkich. I choć jeszcze do końca nie wie na czym dokładnie będzie polegać jej rola, propozycję przyjmuje z radością.

- Bardzo ucieszyła mnie ona - mówi. - Postaram się jak najlepiej wywiązać z powierzonego mi zadania.

fot. i tekst: Małgorzata Sawicka



Nowy dom to spełnienie marzeń i duma państwa Hołowienko. Aranżacją wnętrz zajmowała się pani Dorota

Truskawka w roli głównej


Mistrzynie w przygotowywaniu specjałów z truskawkami w roli głównej odebrały nagrody

Pod koniec czerwca 2010r. odbyły się w Korycinie XV Ogólnopolskie Dni Truskawki. Nie zabrakło atrakcji, konkursów i oczywiście… truskawek


Już po raz XV w Korycinie, w dn. 26 i 27 czerwca 2010r. odbyło się prawdziwe święto truskawki. Jego organizatorem jest Gminny Ośrodek Kultury, Sportu i Turystyki w Korycinie. Impreza toczyła się w bardzo przyjemnej atmosferze, przy sprzyjającej słonecznej pogodzie, wśród zieleni traw i błękitu nieba. Oczywiście pod znakiem czerwieni truskawki.

Polskę zaliczamy do największych producentów truskawek na świecie, zaraz obok Stanów Zjednoczonych, Japonii i Chin? Jest się czym pochwalić, więc nie dziwi nas fakt, że je uwielbiamy.

Owoce te mają już dość długą historię uprawy. Truskawkami nazywamy poziomki wielkoowocowe bądź inaczej poziomki ananasowe, których mieszankę uzyskano w Europie, w XVIIIw. Skrzyżowano wtedy poziomki wirginijskie z Ameryki Północnej i chilijskie z Ameryki Południowej.

Truskawki mają wiele walorów zdrowotnych i dietetycznych. Te owoce cieszą nie tylko nasze podniebienia, ale i oczy. Ich piękny czerwony kolor efektownie wygląda jako dekoracja. Truskawki pojawiają się już w maju, to odmiana wczesna. Najobficiej jednak owocują na początku lata i to właśnie w czerwcu i lipcu możemy dostać najsłodsze i najbardziej dorodne owoce. Późniejsze odmiany rodzą swoje owoce do początków września. Na jedzenie truskawek nikogo namawiać nie trzeba. Pod każdą postacią smakują równie dobrze. Idealnie nadają się do ciast, na koktajle, świetnie smakują z bitą śmietaną i cukrem, ale i same bez żadnego dodatku kuszą swoim smakiem. I wówczas też są niskokaloryczne. Truskawki są bogate w żelazo, wapń, potas, magnez, fosfor i mangan. Są najlepszym źródłem witaminy B1, B2 i B3. Owoce te wpływają na odporność i chronią organizm przed licznymi wirusami chorobotwórczymi. To tylko niektóre ich zalety, nic więc dziwnego, że i one na przestrzeni lat dorobiły się swojego dnia.

„Korycińska noc pod gwiazdami” - pod takim właśnie hasłem minęła sobotnia część całej imprezy. Wieczorem każdy mógł bawić się na dyskotece pod gwiazdami i obejrzeć pokazy fajerwerków. Drugi dzień został przywitany mszą świętą, a od godziny 11 kusił truskawkowy festyn nad zalewem. Było mnóstwo konkursów, stoiska wystawowe i handlowe rękodzieła, produktów regionalnych. Promowano amatorską twórczość artystyczną, zespoły regionalne, turystykę i agroturystykę. Można było obejrzeć pokazy ratownictwa wodnego zorganizowane przez Towarzystwo Zapobiegania Tonięciom i Ratowania Tonących z siedzibą w Supraślu, a nawet obejrzeć występy gwiazd polskiej estrady. Swoje umiejętności zaprezentowali m.in. tancerze z klubu tańca Prestigre przy GOKSiT w Korycinie. Natomiast klub Feniks z Białegostoku przygotował pokaz salsy i tańca brzucha w wykonaniu Sylwii Sachejko. Był taniec nowoczesny przygotowany przez instruktora i choreografa Artura Krzywosza vicemistrza Polski w hip-hop i street dance show. Wystąpił też Zespół Pieśni i Tańca „Małe Podlasie” z Siemiatycz, którego choreografem jest Krzysztof Szyszko. Promowano projekty w ramach programu „Działaj Lokalnie VII” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce dofinansowany ze środków Fundacji Sokólski Fundusz Lokalny. Dodatkowo promowano projekt „Bezpieczne wakacje w Korycinie” i „Po prostu tańcz”.

Wyniki konkursów budziły bardzo duże zainteresowanie. Biorący w nich udział mieli nadzieję na pobicie rekordów z lat poprzednich, a pozostali uczestnicy imprezy z zaangażowaniem im kibicowali. Konkurs zatytułowany „Największa truskawka” miał na celu wyłonienie największego owocu pod względem wagi. W 2003r. waga ta wynosiła 127,420g i jest to dotychczasowy rekord. W tym roku nagrodę w postaci pucharu Wójta Gminy Korycin za truskawkę ważącą 48,400g otrzymała Eugenia Szczuka z Korycina. Odbyły się też X Mistrzostwa Świata w jedzeniu truskawek na czas. Zawodnicy mają za zadanie odszypułkować i zjeść jak najszybciej 1kg owoców. Tutaj bezapelacyjnym zwycięzcą okazał się Paweł Marchel z Korycina z czasem 2:17:71. Rekordu z 2003r. – 1:46:09 co prawda nie pobił, ale w tych dniach okazał się najlepszy. „Najsmaczniejsze ciasto truskawkowe”, to konkurs w którym liczą się walory smakowe, odżywcze i dekoracja. I tutaj zdecydowanie rządziły panie. Pierwsze miejsce zdobyła Katarzyna Łukaszuk z Korycina. Do konkursu „Sprawne ręce” można było zgłosić prace związane tematycznie z truskawką, wykonane szydełkiem, haftowane, dzianiny, tkactwo, rzeźbę, malarstwo i inne. To dla tych kreatywnych i uzdolnionych artystycznie. Tutaj pierwsza nagroda powędrowała do Adriana Kiersnowskiego z Korycina. W konkursie dla dzieci i młodzieży do lat 15: „Truskawkowa rewia mody” zwyciężyła również mieszkanka Korycina – Aleksandra Lewicka. Nawet dla najmniejszych została zorganizowana konkurencja. Przedszkolaki podczas trwania imprezy samodzielnie wykonywały prace plastyczne. Na pierwszym miejscu znalazła się Karolina Ołdziejewska z Korycina i Justyna Kiżel z Białegostoku.

ZDANIEM PLANTATORA

Franciszek Banel z miejscowości Kumiała:

Niestety, tegoroczny sezon truskawkowy dla plantatorów nie był tak udany, jak ta weekendowa impreza. Pogoda nie była sprzyjająca. Po pierwsze nie pozwalała na wykonanie określonych zabiegów ochronnych i pielęgnacyjnych. Po drugie utrudniała zebranie plonów. Uprawiam truskawki na 5 ha. Czy ceny skupu zachęcają do uprawy? W tym roku, tak, jak pogoda (śmiech) pozostawiają wiele do życzenia. Za kilogram truskawek w skupie proponowali od 2,5 do 3zł. Przy takich cenach jest, to inwestycja na granicy opłacalności. W latach ubiegłych ceny były wyższe nawet o 100%. Za kilogram można było dostać cztery, a nawet pięć złotych.

 

Weronika Dojlida

Fot. GOKSiT Korycin


Jak dzień truskawki to dzień truskawki, wówczas i małe dziewczynki zamieniają się w ten słodki owoc

Podlasianie powodzianom


Pod koniec lipca z Wykna Starego wyjechała pomoc powodzianom z Jurkowa w województwie małopolskim. Daria Sapińska i rolnicy zorganizowali łącznie kilka transportów zboża, siana i sianokiszonki.

Daria Sapińska, właścicielka firmy Dalma angażuje się w pomoc dla dotkniętych powodzią rolników z województwa małopolskiego


Wszelkie kataklizmy powodują szkody, które zmieniają obraz powierzchni ziemi. Powodują wysokie straty w gospodarce człowieka i w przyrodzie. To zjawiska tak potężne i nieobliczalne, że stojąc oko w oko z tym co po sobie pozostawiają, nikt sam sobie nie poradzi.

Dla wielu już na samą myśl przechodzą po plecach ciarki. Nasuwa się wówczas myśl: dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy chcą i pomagają bezinteresownie, z potrzeby serca.

Najczęściej, gdy myślimy o pomocy powodzianom pierwsze co nam przychodzi do głowy to dostarczenie takich produktów jak: woda, żywność, odzież, czy meble. Jednak mieszkańcy zalanych terenów borykają się też z innymi problemami, które spędzają im sen z powiek np. brakiem paszy i niemożnością nakarmienia bydła. Przecież to nie tylko ludzie cierpią.

Naprzeciw tego typu problemom wyszła Daria Sapińska z Wysokiego Mazowieckiego, radna Sejmiku Województwa Podlaskiego i właścicielka firmy Dalma, specjalizującej się w produkcji pasz dla bydła mlecznego.

- Pracuję z rolnikami i dla rolników. Od lat jestem blisko ich problemów. Wiem, co znaczy dla nich każdy kataklizm. Gdy nagle zostają bez paszy dla zwierząt, gdy niepokój, czym nakarmić bydło i jak zaradzić niezależnej od nich sytuacji, wytrąca z równowagi. I wiem też jak wiele w takich chwilach znaczy ludzka solidarność – mówi Daria Sapińska.

Właścicielka Dalmy angażuje się w pomoc i jest inicjatorką wielu akcji nie od dzisiaj. Dla dotkniętych powodzią rolników z Małopolski, zorganizowała i dostarczyła własnym transportem paszę swojej firmy oraz sianokiszonkę i siano zebrane przez rolników z gminy Kulesze Kościelne. Dla rolników we wsi Słubice k/Płocka przewiozła sianokiszonkę zgromadzoną przez rolników ze wsi Winna Chroły w gminie Ciechanowiec. Na jedną z ostatnio zorganizowanych akcji udaliśmy się pod koniec lipca do wsi Wykno Stare koło Wysokiego Mazowieckiego.

- Najważniejsze, że rolnicy chętnie pomagają. Każdy wie jaka tam ludzi bieda dotknęła. Może po żniwach zorganizujemy jeszcze zbiórkę ziarna – mówi z nadzieją Witold Kulesza, sołtys wsi Wykno Stare.

Stanisław Chojnicki z Gołaszy Mościckich uzbierał wśród sąsiadów tonę zboża.

- Lepiej komuś dać, jak prosić. My mamy i możemy się podzielić. Może kiedyś sami będziemy potrzebowali pomocy – mówi.

Z Gołaszy Mościckich był też sołtys, który z zaangażowaniem pomagał i promował akcję wśród mieszkańców wsi.

- Przeszedłem się po wsi, opowiedziałem o tej inicjatywie i - co cieszy - nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać. Każdy dał ile mógł, bele, siano, trochę zboża... Pamiętam, że kiedyś była taka sytuacja, że my potrzebowaliśmy pomocy w trakcie suszy. Ta pomoc wtedy przyszła. Prawda jest taka, że jak nie będziemy sobie pomagać, to będzie ciężko. Solidarność w takich sytuacjach, to podstawa – mówi Franciszek Mościcki, sołtys Gołaszy Mościckich.

To nie są jedyne formy pomocy rolnikom jakie organizuje Daria Sapińska. W ubiegłych latach kiedy przeżywali wielki strach z powodu suszy, czy huraganu wspierała ich paszą Dalmy. Rolników z gminy Kulesze Kościelne wspiera z ramienia Urzędu Marszałkowskiego w zakresie pozyskania środków unijnych na inwestycję melioracji gruntów – gdyż, gdy rzeka Rokitnica zalewa ich pola, tracą zbiory.

- Gdy jest krzywda i potrzeba, to nie są ważne granice, ani regiony. Ważna jest pomoc – mówi Daria Sapińska i chyba nic więcej dodawać nie trzeba.

Weronika Dojlida

Fot. W.Dojlida


Stanisław Chojnicki z Gołaszy Mościckich zebrał wśród sąsiadów tonę zboża

Sołtys Gołaszy Mościckich – Franciszek Mościcki aktywnie wspierał akcję i uzbierał we wsi sian

To tylko część z zebranych dla powodzian darów

Sam poprowadź!


Fot. JOHN DEERE Na praktyczne części jazdy składały się operowanie ciągnikiem i narzędziem uprawowym

Nietypowe pokazy pracy maszyn rolnych w ramach Akademii Polowej John Deere


Pod koniec czerwca grupa 400 rolników z całej Polski przekonała się co potrafią nowoczesne maszyny rolne. Grupa John Deere w Zdunach koło Kutna zorganizowała cykl nietuzinkowych spotkań, podczas których można było samodzielnie poprowadzić maszyny John Deere, Kverneland, Poettinger i Unia Group.

Do praktycznego testowania „wystawiono” maszyny zagregowane ze sprzętem uprawowym renomowanych firm: Kverneland Group Polska, Poettinger oraz Unia Group. Na stacji poświęconej oponom przybliżono temat ogumienia rolniczego Trelleborg - co spotkało się z dużym zainteresowaniem, gdyż to zagadnienie jest bardzo rzadko prezentowane w trakcie pokazów. Ale oczywiście najważniejszym punktem Akademii było osobiste doświadczenie każdego uczestnika, dlatego wszyscy goście, w podziale na kilkuosobowe grupki, testowali maszyny w polu z różnymi maszynami uprawowymi. Były to m.in. agregaty uprawowe, agregaty uprawowo-siewne i pługi,w tym pług zagonowy AB 100 4k, pług zawieszany obracalny ES 100 5k, czynna kombinacja uprawowo-siewna NGM+DA 3.0m, kultywator ścierniskowy CLM 3.0m. W gamie John Deere znalazły się ciągniki rolnicze od 80 do 190 KM, prasy rolujące 582, 568, Multicrop, ładowacz czołowy 633 i 583, opryskiwacze zaczepiane 840i, 732 oraz najnowszy model pojazdu użytkowego Gator XUV.

Najważniejsze cechy Akademii Polowej to stawianie na praktykę, czyli rolnicy sami pracują maszyną. Ważna jest również kompleksowość informacji, mowa jest o maszynach, oponach, olejach i finansowaniu. Do projektu przyłączyły się firmy, którym - podobnie jak dla John Deere - najbardziej zależy na zadowoleniu klientów i zapewnieniu im jak najbardziej fachowych informacji.

oprac. BK

Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności