Podlaskie AGRO

Aktualności

Rzeczpospolita babska


Anna Choińska, wychowana w B-stoku, szczęście znalazła na wsi.

Mieszkasz na wsi i marzysz o przeprowadzce do miasta? Dobrze się zastanów!


Trzy kobiety. Trzy wychowane w mieście. Każda z nich związała swoje życie z rolnikiem, a decyzja ta odmieniała je na zawsze. I wszystkie jednym głosem mówią, że innego życia sobie nie wyobrażają. Czym panie urzekła wieś?

Agnieszka Jarmocik

Miłość do Mirosława okazała się kluczem do wielkiej mlecznej przygody w życiu Agnieszki Jarmocik. Od tej znajomości wszystko się zaczęło. I prężnie rozwija się do dzisiaj. Od momentu kiedy ostatni raz gościliśmy panią Agnieszkę na łamach Podlaskiego AGRO minęły cztery lata, ale jej zapał i zawzięcie w dążeniu do wyznaczonych celów ani trochę nie przygasły.

Historia z wsią pani Agnieszki zaczęła się w zasadzie wraz z wizją życia u boku poznanego rolnika – Mirosława. Gospodarstwo, które pan Mirosław przejął po rodzicach w 1993r. liczyło wówczas zaledwie 11 ha. W gospodarstwie było kilka krówek, świnek, kurek - wszystkiego po trochu. Wówczas za namową pani Agnieszki, małżeństwo nastawiło się na gospodarstwo mleczne. Już w 2001r. byli w posiadaniu 80 krów i nowej obory. Wraz z zakupem nowych ciągników i maszyn gospodarstwo rosło w siłę. Wraz z nim pasja i zainteresowanie pani Agnieszki. Największą nagrodą za jej ciężką pracę były efekty. Namacalne i widzialne gołym okiem. W niespełna dwa lata powstała druga obora. Dzisiaj ich gospodarstwo to 500 ha ziemi i ok. 300 sztuk bydła mlecznego. Trzeba też przypomnieć, że z zawodu nasza bohaterka jest pielęgniarką. I właśnie z pracy w tym zawodzie zrezygnowała na rzecz pracy w gospodarstwie.

- Nie zawsze było kolorowo. Na wszystko trzeba było ciężko pracować, często wyrzekając się wielu przyjemności - mówi nasza bohaterka.

Pani Agnieszka na początku swojej przygody z wsią sama jeździła ciągnikiem. Nie stroniła od żadnych, nawet najcięższych zajęć. Na dzień dzisiejszy zajmuje się pilotowaniem pracowników, całą „papierologią” i obserwacją stada.

- Nawet najlepiej skomputeryzowany system nie jest w stanie zastąpić obserwacji człowieka - mówi.

Coraz większe stado, to coraz większa odpowiedzialność. Pomimo wielu obowiązków, związanych zarówno z prowadzeniem gospodarstwa, jak i wychowywaniem trójki dzieci, Agnieszka Jarmocik znajduje też czas dla siebie. Ale przede wszystkim dla swoich pociech, dzięki pracownikom, którzy w każdych zajęciach mogą małżeństwo zastąpić. W weekendy aktywnie spędzają czas na basenie bądź poddają się zakupowemu szaleństwu. Nasza bohaterka, obok pracy z krówkami, które z czasem wydają się jej coraz bardziej fascynujące, bardzo lubi pracę z ludźmi. Kontakt z żywieniowcami, przedstawicielami handlowymi sprawia jej dużą przyjemność. Jak sama zauważa – żeby być dobrym rolnikiem samo doświadczenie nie wystarczy, trzeba jeszcze mieć wiedzę, wykształcenie. Najstarszy z trójki pociech, 14-letni syn pani Agnieszki interesuje się mechanizacją i poważnie bierze pod uwagę możliwość przejęcia gospodarstwa po rodzicach.

- Dzisiaj to już jest zupełnie inna praca niż wtedy, gdy zaczynaliśmy z mężem – wspomina pani Agnieszka.

Od trzech lat bazują na tej samej ilości krów, uczą się ich profilaktyki i ewentualnego leczenia. Wieś się zmienia w zatrważającym tempie, ale pani Agnieszka dotrzymuje kroku tym zmianom. Wspólnie z mężem orientują się w najnowszych technologiach i śledzą specjalistyczną prasę.

W tym roku cała rodzina wyjechała na pierwszą wspólną 7-dniową wycieczkę. Pani Agnieszka na samo wspomnienie radośnie się uśmiecha. Ta radość jest o tyle większa, że małżeństwo nie miało podróży poślubnej. Więc na taki czas spędzony całą rodzina, poza domem czekała z utęsknieniem.

Bożena Matys

Bożena Matys od kilkunastu lat zamieszkuje z rodziną w miejscowości Rumejki. Wychowywała się w Białymstoku. Co więc przygnało ja na wieś? Przypadek, zrządzenie losu - można by powiedzieć. Choć nie do końca. Bo losy pani Bożeny ze wsią były związane jeszcze wcześniej. Korzenie jej rodziny związane są z Klewinowem, czyli nomen omen, wsią położoną nieopodal Rumejek. Tam mieszkali jej dziadkowie, dopiero rodzice pozostawili wieś i przenieśli się do stolicy województwa. Ale pani Bożena rok rocznie była wysyłana na wieś na wakacje. I zawsze się jej tam czas spędzany bardzo podobał. Choć pewnie wówczas nie mogła się domyślać, że los tak pokieruje jej życiem, że jako dorosła kobieta zamieszka całkiem niedaleko od miejsca, gdzie spędzała miłe dziecięce chwile.

Kilka lat później pani Bożena, pracująca w jednym z zakładów odzieżowych, została poproszona by być starszą na ślubie koleżanki z pracy. Starszy zawrócił pani Bożenie w głowie i zanim się obejrzała, została jego żoną i zamieszkała w jego rodzinnych Rumejkach. I tak żyje tu od 16 lat.

- Zawsze marzyłam o własnym domu i tu to marzenie się spełniło - podkreśla. - Mam tu mnóstwo przestrzeni, świeże zdrowe powietrze i wielką satysfakcję, bo na wsi jak nigdzie indziej, można poczuć jaka to radość budować wszystko od podstaw, od małego ziarenka.

Tuż po ślubie, jeszcze przez kilka lat, pani Bożena próbowała łączyć swoje obowiązki z pracą w mieście, ale na dłuższą metę się nie dało. Dziś mówi, że jedyny minus jej miejsca zamieszkania, to odległość od kina na przykład. Każdy taki wyjazd to wyprawa.

- Nie można wmawiać innym, że praca na wsi należy do lekkich, bo tak nie jest - mówi. - Ale jej ogromnym plusem jest to, że jak się nie ma ochoty, to można z nią poczekać, odłożyć na bok. Nie tak jak pracę na etacie, do której trzeba iść i już. Decyzja o tym, gdzie mieszkać musi być indywidualna, ja podjęłam swoją i jestem zadowolona.

Doceniali ją i mieszkańcy Rumejek, którzy panią Bożenę wybrali na swego sołtysa.

Anna Choińska

Jak często zdarza się taki zbieg okoliczności, że nie znający się wcześniej drużbowie, zakochują się w sobie? Niby rzadko. A tu przedstawiamy Państwo drugą już taką historię i to w jednym artykule. Widocznie kawalerowie z Rumejek mają w sobie nieodparty urok osobisty.

Anna Choińska wychowywała się w Białymstoku, na Wygodzie. Po szkole rozpoczęła pracę w fabryce dywanów. I też, podobnie, jak pani Bożena, została poproszona przez koleżankę na starszą. Jej towarzyszem był Bogdan Choiński, który tak ją urzekł, że została jego żoną i dla niego zostawiła miasto.

- To nie była żadna trudna decyzja - opowiada pani Ania. - Ja zawsze miałam coś takiego w sobie, że kochałam wieś i marzyłam żeby wieść na niej życie.

Rozstanie z miastem, w tym przypadku nie było natychmiastowe Po urodzeniu dzieci, pani Ania wróciła jeszcze na trzy lata do pracy, ale okres ten nie wspomina najlepiej.

- Można powiedzieć, że to była mordęga - wyjaśnia. - Rano jechałam do pracy, a wiadomo, że po powrocie, zawsze czekały na mnie obowiązki i domowe i „polowe”. Do tego dzieci były małe. W końcu podjęłam decyzję, że nie ma co dłużej się męczyć. W pracy były redukcje etatów, zgłosiłam się na ochotnika i muszę powiedzieć, że to była bardzo dobra decyzja.

Pani Ania, razem z mężem prowadzą 50-hektarowe gospodarstwo. Pracy tu rzecz jasna nie brakuje, ale...

- Poza okresem prac sezonowych, zajęta jestem tylko rano, a później mam czas dla siebie, jestem panią swego czasu, nikt nade mną nie chucha. Mam ochotę - pracuję w ogródku, nie mam, to czytam sobie gazetę - mówi.

Tak, bywają dni, kiedy jest naprawdę ciężko. Choć, jak podkreśla pani Ania, to, co jest dzisiaj nijak nie można porównać do pierwszych lat jej życia na wsi.

- Teraz są udogodnienia, maszyny, mechanizacja - wyjaśnia. - Kiedy zamieszkałam w Rumejkach tak nie było. Większość rzeczy robiło się ręcznie.

Pani Anna jest niezwykle energiczną osobą, wyprawa do miasta to dla niej żaden problem.

- No bo niby jaki to kłopot? - mówi. - Teraz kiedy przez wieś przebiega linia komunikacji miejskiej? A jak nie, to zawsze syn, czy mąż mogą mnie zawieźć. My zresztą jako rodzina często wyjeżdżamy.

Uważa się, że prowadzenie gospodarstwa, w którym hoduje się krowy mleczne to uwiązanie, ale zwyczaje rodziny Choińskich, temu zaprzeczają. Oczywiście, że zwierząt nie zostawi się samym sobie, ale są sąsiedzi, rodzina, oni zawsze pomogą.

- Więcej, obcy lepiej dopilnuje wszystkiego niż my sami, bo się bardziej stara - żartuje pani Ania. - Bardzo lubię aktywnie spędzać czas, mam tu grono koleżanek, często się spotykamy, jeździmy rowerami, robimy grilla. Ale uwielbiam też te chwile, gdy wieczorem robię sobie kawę i mogę usiąść w altance, posłuchać śpiewu ptaków. W mieście na to szans by nie było.

tekst: Małgorzata Sawicka, Weronika Dojlida

Fot: M.Sawicka, A.Niczyporuk


Agnieszka Jarmocik wraz z mężem prowadzi 500-hektarowe gospodarstwo

Bożena Matys- sołtys Rumejek

Pyszna sprawa


O wynikach konkursu decyduje specjalnie powołana komisja konkursowa, która ocenia walory smakowe produktów. Choć zadanie to niełatwe, to bardzo przyjemne

Wytwarzasz tradycyjny przysmak charakterystyczny dla regionu w którym mieszkasz? Ten konkurs jest dla Ciebie!


Jubileuszowa, dziesiąta edycja konkursu „Nasze kulinarne dziedzictwo” już ruszyła. Wziąć nim udział może każdy, kto opierając się na przepisach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, pysznie gotuje. Rozstrzygnięcie wojewódzkich eliminacji w sierpniu br.

Organizator - Polska Izba Produktu Regionalnego i Lokalnego w Warszawie kieruje konkurs do tych osób, które potrafią wytwarzać niepowtarzalne, niespotykane w innych regionach kraju regionalne produkty żywnościowe. W ten sposób chronione mają być od zapomnienia oryginalne przepisy, ale też odnajdywane przysmaki charakterystyczne dla danego regionu, a które mogą stać się jego wizytówką.

Zgłoszone produkty dzielone są na cztery kategorie:

1. Produkty regionalne pochodzenia zwierzęcego (np. mięso, ryby, drób, wędliny, mleko, sery, farsze, miód i jego przetwory).

2. Produkty regionalne pochodzenia roślinnego (np. owoce, warzywa, konfitury, powidła, marmolady, octy, marynaty, soki, zakwasy, mąki, kasze, chleby i inne wypieki).

3. Napoje regionalne (alkoholowe i bezalkoholowe).

4. Inne produkty regionalne w szczególności łączące produkty roślinne ze zwierzęcymi (np. farsze).

Finał regionalny odbędzie się pod koniec sierpnia. Krajowy natomiast, polegający na uroczystości wręczenia statuetki „Perły\", odbędzie się w Poznaniu, w czasie trwania Międzynarodowych Targów Spożywczych Polagra - Food, 13 września br.

Termin nadsyłania zgłoszeń mija z dniem 6 sierpnia 2010 r

Druk karty zgłoszeniowej dostępny jest w Powiatowych Zespołach Doradztwa Rolniczego oraz w siedzibie PODR Szepietowo - pokój nr 20. Wersja elektroniczna będzie także dostępna na stronie internetowej Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego w Warszawie www.produktyregionalne.pl.

Wypełnione karty można dostarczyć osobiście lub wysłać pocztą na adres:

Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Szepietowie

18-210 Szepietowo

z dopiskiem: Nasze Kulinarne Dziedzictwo

opr. sam

Znów sukces! Mamy wicemistrzów!


Barbara i Henryk Kraszewscy właściciele Primatora z Czyżewa (pierwsi z lewej) tuż po wręczeniu pucharów i dyplomów

Finał krajowy konkursu Agroliga 2009


Małgorzacie i Jackowi Chylińskim z miejscowości Mrówki i Primatorowi - firmie Barbary i Henryka Kraszewskich z Czyżewa przyznano tytuł krajowego wicemistrza Agroligii 2009 25 maja w Belwederze miało miejsce uroczyste podsumowanie konkursu.

Laureaci konkursu odebrali z rąk Bronisława Komorowskiego, Marszałka Sejmu imienne listy gratulacyjne. Puchary i dyplomy wicemistrzom podczas uroczystej gali wręczyli: Tomasz Kołodziej, prezes ARiMR oraz Lucjan Zwolak, zastępca prezesa ARR.

Gospodarstwo Chylińskich z Mrówek w gm. Wizna, liczy sobie ok. 60 ha. Stado to 90 krów mlecznych. Średnia wydajność krów wynosi ok. 7 tys. litrów. Gospodarze utrzymują zwierzęta są w nowoczesnej oborze wolnostanowiskowej z halą udojową typu „Rybia ość”. W strukturze zasiewów przeważają użytki zielone i kukurydza. Gospodarstwo spełnia wymagania dotyczące dobrostanu zwierząt i ochrony środowiska. W 2008r. została wybudowana przydomowa oczyszczalnia ścieków. Rolnicy korzystali z kredytów preferencyjnych i funduszy unijnych. Jacek Chyliński wiedzą i doświadczeniem chętnie dzieli się z innymi rolnikami. Udziela się także społecznie – jest sołtysem wsi, delegatem Kółka Rolniczego w Wiźnie oraz członkiem Kółka Rolniczego w Mrówkach.

Firma Primator powstała w 1992 roku, jako jednoosobowa firma, sprzedająca ciągniki marki Ursus i kombajny zbożowe Bizon.. Dziś zatrudnionych jest tam kilkadziesiąt pracowników, a oferta przyprawia o zawrót głowy. Primator na początku ubiegłego roku zmienił też siedzibę, przenosząc się do okazałego budynku wyposażonego w halę serwisową (500m2), magazyn (450m2), biura. Otacza go pokaźny plac pod ekspozycję maszyn i hektar trawy, który w zamyśle właściciela ma być przeznaczony pod pokazy.

sam

Tymczasem już ruszyła kolejna edycja Agroligii. Na kolejnych stronach możecie Państwo przyjrzeć się sylwetkom kandydatów do tytułu mistrzów wojewódzkich. Liczą oni na Państwa głosy.


Nowa siedziba Primatora

Dopłaty

Piątek 11 czerwca to był ostatni dzień, w którym rolnicy mogli złożyć wnioski o przyznanie dopłat bezpośrednich i płatności ONW za 2010 rok. W tym roku do biur powiatowych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wpłynęło 1,37 mln takich wniosków.


Po raz pierwszy w tym roku rolnicy wypełniając jeden formularz wniosku mogą ubiegać się o: płatności bezpośrednie, płatności z tytułu wspierania gospodarowania na obszarach górskich oraz innych obszarach o niekorzystnych warunkach gospodarowania (ONW), płatności na realizację przedsięwzięć rolnośrodowiskowych i poprawę dobrostanu zwierząt (PROW 2004-2006) oraz płatności rolnośrodowiskowe (PROW 2007-2013). Wprowadzenie jednego formularza wniosku dla 12 różnych rodzajów płatności jest dużym ułatwieniem dla rolników, którzy nie muszą teraz wielokrotnie podawać tych samych danych i występować do Agencji z osobnymi wnioskami o przyznanie różnych dopłat. Warto też przypomnieć, że wypełnienie wniosków nie jest trudne zwłaszcza dla rolników, którzy ubiegali się o płatności bezpośrednie w 2009 r. Otrzymali oni w przesyłkach pocztowych tzw. wnioski \"spersonalizowane\", które są w dużej części wypełnione na podstawie danych znajdujących się we wnioskach złożonych w ubiegłym roku.


Zasady przyznawania płatności, formularze wniosków oraz załączników do wniosku są dostępne na stronie internetowej ARiMR oraz w biurach powiatowych i oddziałach regionalnych Agencji. Wniosek można wypełnić także w formie elektronicznej, który jest również dostępny na stronie internetowej ARiMR. Tak wypełniony formularz należy wydrukować, podpisać i wysłać do biura powiatowego Agencji.


ARiMR zwracała uwagę rolnikom, aby przy wypełnianiu wniosków postępowali zgodnie z instrukcją, którą dostali wraz z otrzymanym do wypełnienia wnioskiem. W tym roku było to szczególnie ważne ponieważ zostały wprowadzone nowe rodzaje płatności (wsparcie specjalne) oraz wprowadzono zmiany w zasadach przyznawania krajowych uzupełniających płatnościach obszarowych. Po raz pierwszy w tym roku rolnicy z całego kraju mogą się ubiegać o płatność obszarową do roślin strączkowych i motylkowatych drobnonasiennych, a w kilku województwach o płatności do krów i owiec. Ponadto jednolite płatności obszarowe będą przyznawane rolnikom do powierzchni upraw zagajników drzew o krótkiej rotacji, takich jak: brzoza, topola i wierzba. Rolnicy ubiegający się o płatności do tych upraw, musieli we wnioskach zadeklarować te grunty, jako odrębne działki rolne. Jeśli chodzi o uzupełniające płatności obszarowe (UPO), to będą one po raz pierwszy przyznawane także do powierzchni, na których nie jest prowadzona żadna uprawa, jeżeli na gruntach tych:

rolnik dokonał zasiewu w celu podniesienia żyzności gleby poprzez wprowadzenie do niej świeżej masy roślinnej (zielony nawóz);

roślinność ta została przyorana lub wprowadzona do gleby na skutek zastosowania innego zabiegu mechanicznego, w terminie do dnia 31 sierpnia roku, w którym został złożony wniosek o przyznanie płatności uzupełniającej;

nie jest prowadzona uprawa przez okres nie dłuższy niż jeden rok.


Z tytułu płatności w ramach systemów wsparcia bezpośredniego, w 2010 r. polscy rolnicy będą mogli otrzymać do 3,25 mld euro. Dodatkowo z tytułu pomocy na wspieranie gospodarowania na obszarach górskich oraz innych obszarach o niekorzystnych warunkach gospodarowania (ONW) zostanie przeznaczona kwota ok. 1,35 mld zł.


Szacowane maksymalne stawki płatności w ramach systemów wsparcia bezpośredniego za rok 2010 przedstawiają się następująco:

jednolita płatność obszarowa (JPO) - 141,06 euro/ha

uzupełniająca płatność podstawowa - do powierzchni innych roślin i do powierzchni gruntów ornych, na których nie jest prowadzona uprawa roślin - 82,46 euro/ha

płatność uzupełniająca do powierzchni uprawy chmielu, do której przyznano płatność uzupełniającą do powierzchni uprawy chmielu za 2006 r. (płatność niezwiązana z produkcją) - 336,05 euro/ha

płatność do powierzchni roślin przeznaczonych na paszę, uprawianych na trwałych użytkach zielonych (płatności zwierzęce) - 110,18 euro/ha

oddzielna płatność z tytułu owoców i warzyw (płatność do pomidorów) - ok. 39,44 euro/tonę

przejściowe płatności z tytułu owoców miękkich - 400 euro/ha

płatność cukrowa - ok. 12,59 euro/tonę

płatność do krów - 142,5 euro/sztukę

płatność do owiec - 30 euro/sztukę

specjalna płatność obszarowa do powierzchni uprawy roślin strączkowych i motylkowatych drobnonasiennych - 60 euro/ha.


ARiMR przypomina rolnikom otrzymującym jakiekolwiek dopłaty powierzchniowe, np. płatności bezpośrednie, ONW, rolnośrodowiskowe czy pomoc na zalesione grunty rolne lub grunty inne niż rolne, że są zobowiązani bezwzględnie przestrzegać przez cały rok zasad wzajemnej zgodności (cross compliance) w zakresie: ochrony środowiska naturalnego, identyfikacji i rejestracji zwierząt oraz dobrej kultury rolnej. Agencja zwraca również uwagę, że od 1 stycznia 2010 roku obowiązują dodatkowe normy i wymogi, które nakładają na rolników obowiązek posiadania w określonych sytuacjach pozwoleń wodnoprawnych oraz zachowania charakterystycznych elementów krajobrazu.


Departament Komunikacji Społecznej

Siłą rąk własnych


Dwuletnia obora to duma Dębińskich. Postawiona ze środków własnych w systemie uwiązowym

Wieś, o której słyszało pewnie niewielu, a piękna i oddalona od zgiełku miasta, a do tego ma mieszkańców, którzy nam, piszącym od lat o rolnictwie, szczerze zaimponowali


Ciężką pracą ludzie się bogacą. I nie jest to czcze powiedzenie. Doskonałym na to przykładem jest rodzina Teresy i Antoniego Dębińskich z Biernatek k. Augustowa. Dziś właściciele ponad 100-hektarowego gospodarstwa, zaczynali od kilkunastu ha, a wszystko co mają zdobyli, kupili, zbudowali pracą rąk własnych, bez jednej pożyczki, czy kredytu.

Do Dębińskich jedzie się jakby na koniec świata. Startując z Białegostoku kierujemy się na Augustów. Później Żarnowo Pierwsze, Żarnowo Drugie i Trzecie, po czym Turówka i nasze upragnione Biernatki. Trasa dość skomplikowana, ale w jakże pięknej scenerii. W progu wita nas pani Teresa, wraz z synem Kacprem, jednym z ósemki jej ukochanych dzieci. Niestety nie ma bohatera tego gospodarstwa pana Antoniego, ale delegacja zna całą historię i skrupulatnie nam ją opowiedziała.

Wszystko zaczęło się w 1986 roku, kiedy to Antoni Dębiński odziedziczył po swoich rodzicach 17-hektarowe gospodarstwo. Niemało i nie za dużo. Co charakterystyczne, już wtedy było ono ukierunkowane na produkcję mleka. Warunków na rozwój, powiększenie stada nie było. Bo wiadomo - jak większe stado, to potrzebne są budynki, kolejne hektary, maszyny.

Ówcześnie park maszynowy w gospodarstwie nie był całkiem ubogi, ale i nie przyprawiał o zawrót głowy.

- Były wówczas dwa ciągniki, jeden kombajn, prasa - wspomina pani Teresa. - Lekko nie było, tym bardziej, że dzieci były małe.

Sukcesywnie Dębińscy dokupowali i maszyny, i pola. Nie bali się też nowości. Na swoim terenie byli pionierami w kilku dziedzinach. Już w 1990r., jako pierwsi w regionie, byli w posiadaniu zbiornika na mleko o pojemności 1000 litrów. Pierwsi zamontowali dojarkę przewodową.

Z biegiem lat ich gospodarstwo urosło do dzisiejszych 106 hektarów. Większość areału to oczywiście użytki zielone, krów dojnych jest 48, a całe stado liczy 115 sztuk. Co drugi dzień mają ok. 1800/1700l mleka. Liczba maszyn też robi wrażenie. Są w posiadaniu trzech kombajnów zbożowych, ośmiu ciągników i wielu innych maszyn. Dochód pochodzący ze sprzedaży mleka, uzupełniany jest pieniędzmi ze sprzedaży uprawianego w gospodarstwie zboża, jak również środkami uzyskiwanymi ze świadczenia usług okolicznym rolnikom, m.in.: koszenia trawy, kukurydzy.

Podwórko zdobi też nowa obora. Wybudowana przed dwoma laty w systemie uwiązowym, co nietypowe. Dój zorganizowany jest w niej poprzez dojarki przewodowe.

- Dzieci są teraz duże i, dzięki ich pomocy, zupełnie nie odczuwamy uciążliwości codziennego doju - wyjaśnia ten wybór pani Teresa.

Syn Kacper, być może przyszły następca, myśli już zgoła inaczej. Zainspirowany osiągnięciami najnowszej technologii, marzy o unowocześnieniach - może nawet o automacie udojowym.

Rodzice, stawiając nową oborę, brali pod uwagę, że nowe pokolenie, które po nich przejmować będzie gospodarstwo, pomyśli o jego rozwoju. Obora jest tak skonstruowana, że można ją dowolnie niemal rozbudowywać, zwiększając obsadę bydła, można ją przekształcić w oborę wolnostanowiskową, zamontować halę udojową, czy też robota udojowego.

Tym bardziej, że rodzice powiększając swoje gospodarstwo, rozbudowując park maszynowy, wznosząc oborę, pozostawili dzieciom czyste konto. Wszystkie inwestycje realizowali z własnej kieszeni, nie zaciągali kredytów, nie sięgali po dofinansowania unijne.

- Trzeba mieć chęci, motywacje i upór w dążeniu do celu - wyjaśnia pani Teresa. - Sam cel nie jest błahy, bo zabezpieczenie i wychowanie ósemki dzieci pochłania nie tylko mnóstwo czasu, ale też pieniędzy.

Pomimo tego, że efekty na dzień dzisiejszy są niesamowite, to nikt nawet nie myśli by spocząć na laurach. Rodzina pracuje nad zmianą podejścia gospodarza i namawia na złożenie wniosku o nowe maszyny z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Syn Pana Antoniego mówi: - Tata nastawiony jest trochę sceptycznie ale mamy nadzieje, ze zdecyduje się na wystąpienie o nowe maszyny. Przydałby się nam nowy paszowóz i ładowarka teleskopowa.

Teresa i Antoni myślą nie tylko o gospodarstwie i inwestowaniu w maszyny, myślą też o inwestowaniu w przyszłość swoich dzieci, dlatego w miarę możliwości kupują nieruchomości. Mają też swoje prywatne marzenie, a mianowicie postawienie na drugi rok drewnianego domu.

- Od dawna mąż mówi o takim domku, taki mu się zamarzył – mówi pani Terasa.

Weronika Dojlida, Małgorzata Sawicka



Teresa Dębińska i syn Kacper
Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności