Aktualności
Grunt się pali pod nogami
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1108
Wiosenne wypalanie traw przez rolników jest zabronione i grożą za to sankcje finansowe.
Rok rocznie u wielu rolników pojawia się pokusa, by wypalić pozostałe po zimie trawy. Mimo, że wiele służb i instytucji na okrągło przypomina, że jest to zabronione. Za złamanie konsekwencji grożą surowe konsekwencje.
Oprócz innych kar np. nakładanych przez policję, w przypadku rolników przewidziane są konsekwencje finansowe ze strony Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jakie?
Zakaz wypalania traw jest jednym z „Wymogów dobrej kultury rolnej\", których przestrzeganie jest wymagane m.in. w ramach systemu dopłat bezpośrednich. Rolnikowi, który ich nie przestrzega, grozi zmniejszenie należnej wysokości wszystkich rodzajów dopłat bezpośrednich o 3%. To oznacza, że o tyle mogą być pomniejszone płatności bezpośrednie wynikające zarówno z jednolitej i uzupełniającej płatności obszarowej jak i także np. płatności \"cukrowych\", czy płatności do pomidorów, jeśli zostanie stwierdzone, że rolnik wypalał trawy, na którymkolwiek z uprawianych przez niego gruntów. Wysokość kary może jednak odbiegać od podanej wcześniej wysokości, bo ARiMR każdy przypadek wypalania traw rozpatruje indywidualnie i może karę zwiększyć albo zmniejszyć. Zgodnie z zasadami, nałożona przez ARiMR sankcja, w zależności od stwierdzonego stopnia winy, może zostać pomniejszona do 1% jak i podwyższona do 5% należnych rolnikowi płatności obszarowych za dany rok. Kary mogą być też jeszcze bardziej podwyższone, gdy rolnikowi zostanie np. udowodnione celowe wypalanie traw, bo wtedy ARiMR może obniżyć każdy z rodzajów płatności bezpośrednich aż o 20%, a w zupełnie skrajnych przypadkach stwierdzenia uporczywego wypalania traw, Agencja może pozbawić rolnika całej kwoty płatności bezpośrednich za dany rok.
opr. sam
Echa zimowych psikusów
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1384
Oziminy, które po przezimowaniu ucierpiały w umiarkowany sposób, jest w stanie postawić na nogi odpowiednie nawożenie |
Stan ozimin w tym roku nie jest zbyt dobry - płyną wnioski z pierwszych analiz doradców rolnych
Niekorzystne warunki pogodowe oraz błędy rolników - zadecydowały o tym, że część ozimin musiała zostać przeznaczona do odorania. Rolnicy w ramach oszczędności zrezygnowali z zaprawiania ziarna siewnego, dlatego plantacje wcześnie posiane bez zaprawiania w nadmiernej obsadzie w sposób szczególny uszkodzone zostały przez pleśń śniegową.
Pocieszający jest fakt, że spora część upraw jest w stanie zadowalającym, a zastosowanie odpowiedniego nawożenia, rokuje na ich poprawę i dość dobre plony.
Zimowe mrozy, nawet tak znaczne, jak minionej zimy, wcale oziminom szkodzić nie muszą. Szczególnie wtedy, gdy chroni je okrywa śnieżna. Jednak zbyt duża warstwa zimowego opadu też nie jest korzystna.
Tymczasem w tym roku mieliśmy nietypową sytuację. Śnieg ochronił co prawda rośliny przed przemrożeniem, ale na przełomie lutego i marca szybko zniknął z pól. Nagłe ocieplenie, a później kolejne przymrozki, sprawiły, że część roślin pobudzonych już do życia, zostało przemrożonych. Obecnie trwa ocena przezimowania zbóż ozimych w poszczególnych powiatach województwa podlaskiego. Pierwsze wnioski pozytywne nie są, ale większość upraw może „postawić na nogi” odpowiednie nawożenie.
- W ubiegłym roku stan ozimin był zdecydowanie lepszy - mówi Alina Maciąg, kierownik Działu Systemów Produkcji Rolnej, Standardów Jakościowych i Doświadczalnictwa PODR Szepietowo. - O tej sytuacji w największej mierze zadecydowały niezbyt korzystne warunki przezimowania.
W pięciostopniowej skali, według której oceniany jest stan ozimin, najwyżej plasuje się pszenica (3,6). Do odorania w woj. podlaskim przeznaczono 80ha, co stanowi 0,5% ubiegłorocznych zasiewów. Żyto poradziło sobie nieco gorzej. Z podlaskich pól zniknie 430ha (0,5% całości). Stan jęczmienia oceniono na 3,4. Jeśli chodzi o pszenżyto - odoranych zostanie 233ha, czyli 0,3% całości jesiennych upraw.
- Ogólnie statystyki wyglądają następująco: stan przezimowania wszystkich zbóż oceniamy w pięciostopniowej skali na 3,5 - dodaje Alina Maciąg. - Do odorania przeznaczono 772ha, czyli 0,4% całości. Na podstawie już przeprowadzonych analiz, możemy stwierdzić, że w ubiegłym roku stan zbóż ozimych był lepszy. Przyczyny są oczywiste, szczególnie niekorzystne warunki przezimowania. Trzema głównymi przyczynami, dla których uprawy zostaną wyorane są: wyprzenie (duża różnica temperatur za dnia i w nocy), wymarznięcie i lokalne podtopienia. Największą powierzchnię upraw do odorania zgłoszono w powiecie zambrowskim.
Również problemem okazało się wyprzenie. Zjawisku temu sprzyjały długo zalegające zaspy śniegu. Pod taką zalegającą warstwą śniegu może utrzymywać się przez dłuższy czas temperatura bliska 0˚C co powoduje silne oddychanie roślin. Takie warunki są przyczyną rozkładu węglowodanów, bez możliwości tworzenia nowych, potem następuje rozpad białka, a na końcu rośliny są atakowane przez pleśń śniegową. Na rośliny działa szkodliwie gromadzący się pod śniegiem dwutlenek węgla. Jest promyk optymizmu też i w tej sytuacji. Co prawda spadła znacznie powierzchnia upraw w stanie bardzo dobrym i dobrym, ale pozostało sporo w stanie zadowalającym, a to dobrze rokuje.
- Dzięki wiosennym opadom deszczu i sprzyjającym temperaturom ich stan się poprawia - akcentuje Maciąg.
Rzepak. Zboże, którego powierzchnia uprawy rok rocznie w woj. podlaskim się powiększa, ale rolnicy wciąż uczą się, jak je prawidłowo uprawiać. Podczas ubiegłorocznych jesiennych zasiewów 5000ha w woj. podlaskim, zajął właśnie rzepak.
- Doradcy ocenili 50% powierzchni upraw, co pozwala na wysnucie pierwszych wniosków - mówi Eugeniusz Stefaniak z Działu Systemów Produkcji Rolnej, Standardów Jakościowych i Doświadczalnictwa PODR Szepietowo. - W kraju jest źle, na szczęście na terenie naszego województwa lepiej - na poziomie ubiegłego roku. W naszej ocenie stan przezimowania w skali pięciostopniowej wynosi 3,7.
I tu też analogicznie obserwuje się spory spadek upraw, które przezimowały w stanie bardzo dobrym i dobrym (o 50 i 45% w porównaniu do roku ubiegłego), ale na szczęście pozostało sporo w stanie rokującym dobre zbiory. A do odorania przeznaczono zaledwie 0,6% powierzchni upraw.
- To naprawdę nie jest zła sytuacja - dodaje Eugeniusz Stefaniak. -Teraz rolnicy powinni zadbać w sposób właściwy o swoje plantacje, zastosować odpowiednie nawożenie azotowe, walkę z chorobami i szkodnikami. Sądzę, że ci, którzy tego nie zaniedbają, doczekają się całkiem przyzwoitych plonów.
A na przyszłość, warto się po prostu edukować i eliminować najczęściej popełniane błędy. W przypadku rzepaku to zaniedbania w zakresie optymalnego terminu siewu, a taki przypada na ok.10 sierpnia. Rolnicy często go przeciągają. A w takiej sytuacji wystarczy zastosować odmiany mieszańcowe, a nie populacyjne. Wówczas rośliny szybko rosną i ukorzeniają się.
- Rolnicy z naszego województwa muszą pamiętać, że żyjemy w regionie narażonym na przymrozki - podkreśla Stefaniak. - My, jako doradcy, stale przekonujemy, żeby korzystali z odmian już przez nas sprawdzonych, dających pewność, że w warunkach tu panujących, rośliny sobie poradzą. Każda impreza, jaka jest organizowana przez Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego, jest doskonałą okazją, by skonsultować się z doradcami.
To nie jedyne popełniane przez rolników błędy. Gdy jesień jest ciepła i wilgotna, tworzy to doskonałe warunki do rozwoju chorób grzybowych. Dlatego warto wówczas jesienią zastosować odpowiednie środki zwalczające te choroby. Dobrze jest użyć fungicydu typu regulator wzrostu, dzięki czemu roślina nie będzie rosła w pęd, który jest szczególnie narażony na przymrozki, a za to dobrze się ukorzeni. A z oszczędności wielu tego nie robi. Podobnie, z oszczędności, zaniedbuje się usuwanie chwastów. Licząc na to, że zima je wymrozi, a na to szans w pełni nie ma. W przypadku rzepaku istotną rolę odgrywa odpowiednie nawożenie, szczególnie fosforowe i potasowe jesienią i wiosenne azotem..
Małgorzata Sawicka
fot. A. Niczyporuk
Solidna podstawa
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1440
Ławy i fundament można wylać z betonu |
Beton czy bloczek: z czego budować fundamenty
Niewielkie bloczki, z których szybko stawia się fundament. Gruszka z betonem, która w ciągu dwóch godzin napełnia szalunki ławy i fundamentu. Co wybrać?
Każdy, kto planuje budowę domu, czy budynku inwentarskiego musi się zdecydować na rodzaj fundamentów. To, czy będzie on murowany z bloczków, czy wylewany z betonu trzeba uwzględnić na etapie sporządzania projektu. Z niego bowiem wynika, jaką klasę betonu trzeba wybrać na fundament lub ile i jakich bloczków zamówić.
Fundament oparty na ławie to podstawa obiektu, która będzie przenosić wszystkie obciążenia zarówno konstrukcji budynku jak i jego wyposażenia. Materiały, z których wykonuje się fundamenty muszą charakteryzować się dużą wytrzymałością i małą nasiąkliwością. Powinny być odporne na działanie mrozu, substancji chemicznych i biologicznych. Zazwyczaj dobierane są indywidualnie w zależności od rodzaju i przeznaczenia fundamentu.
Murowany
Na budowach obserwuje się zdecydowaną dominację fundamentów stawianych z bloczków. Badania wykazały, że fundament z bloczków jest tak samo wytrzymały, jak wykonany z betonu. Ma podobna odporność na wilgoć i wytrzymuje duże naciski. Bloczki przeszły pozytywne badania w ITB i posiadają atesty bezpieczeństwa. Znacznie prostsza technologia murowania, przypominająca układanie klocków, jest w efekcie szybsza od wylewania betonu i może ją stosować z powodzeniem każdy murarz. Inwestor nie musi męczyć się z przygotowaniem szalunków, jak pod fundament betonowany.
Bloczki fundamentowe oferują producenci różnych materiałów budowlanych: ceramiki, betonu, keramzytu. Najpopularniejsze są jednak bloczki wykonane z cementu portlandzkiego zmieszanego z sortowanym kruszywem oraz wodą. Produkowane są w różnych rozmiarach. Najczęściej używane to: 12x24x14 cm, 24x24x14 i 38x24x14 cm. Takie kostki łączymy po kolei w fundament. Różne rozmiary pozwalają na budowanie fundamentów o żądanej szerokości. Przykładowa cena typowego bloczka z dostawą na plac budowy to 1,75 zł (netto). Na metr kwadratowy zużywa się ok. 30 bloczków. Typowy fundament domu jednorodzinnego 4-5-osobowa ekipa powinna postawić w jeden dzień, w taka przedłużona dniówkę.
Koszty fundamentu:
1,820 szt. bloczków * 1,75 zł = 3.185 zł
2 msześc. zaprawy * 185 zł = 370 zł
Robocizna: 50 godz. * 14 zł = 700 zł
Razem: 4.255 zł
Wyliczenia dla domu o wymiarach fundamentu: 10x12 m i wysokości fundamentu 1,2 m. Ceny przybliżone.
Wylewany
Masowe odchodzenie od wykonywania fundamentów z betonu i stali podyktowane jest koniecznością wykonywania do nich szalunków. Zdecydowanie prostsze jest wypożyczenie gotowych szalunków systemowych, jednak te wciąż są jeszcze stosunkowo drogie. Dlatego inwestorzy decydują się na zastosowanie desek, które później można wykorzystać np. jako deskowanie pod strop a następnie jako obicie połaci dachu pod blacho-dachówkę.
Fundament wylewany z betonu wykonuje się dłużej. W praktyce najczęściej z oszczędności czasu prace rozpoczyna się we czwartek od wykonania szalunków. W piątek rano szalunek jest betonowany. Jeśli zamówimy gruszkę z pompą to potrwa to zaledwie dwie godziny. Sobota i niedziela to czas na pielęgnację betonu, a tym samym odpoczynek brygady, która już w poniedziałek może zaczynać murowanie.
Klasa betonu do budowy fundamentów jest zaznaczona w projekcie. Przy typowych warunkach gruntowych jest to B-15, przy podmokłych B-20. Klasa określa wytrzymałość betonu, im większa liczba tym wyższa wytrzymałość.
Koszty betonu:
Deski, drut, gwoździe i inne materiały: ok. 1.000 zł
16,8 msześc. betonu * 185 zł = 3.108 zł
Transport i pompa – 168 zł
Robocizna – ok. 400 zł
Razem: 4.676 zł
W obu przypadkach szacowania kosztów nie liczyliśmy wykonania ławy fundamentowej. Są one takie same zarówno w przypadku wylewania fundamentu jak i jego murowania. Ława musi być wylana z betonu i zbrojona czterema prętami połączonymi strzemionami.
Barbara Klem
Fot. B. Klem
Ściany fundamentowe wzniesione z bloczków |
|||
Krowy na wolności
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1566
Adam Jarmotowski ze swoim nowym nabytkiem |
Bohaterowie tego wydania – roboty udojowe w kolejnej odsłonie
Adam Jarmotowski to specyficzny rolnik, bo rolnikiem jest zaledwie od 9 lat i można powiedzieć, że gospodarstwo trafiło w jego ręce przez przypadek. A jednak to on jest jednym z pierwszych rolników w kraju, którzy zdecydowali się na montaż robota udojowego w oborze. A do tego jednym z nielicznych, którzy zdecydowali się na wprowadzenie w stadzie tzw. wolnego ruchu krów.
Około 30-hektarowe gospodarstwo w miejscowości Olszewo. W stadzie obecnie jest 60 krów dojnych, utrzymywane są one w oborze wolnostanowiskowej, wybudowanej w 2001r., z boksami legowiskowymi. Dotychczas dój był tu prowadzony w hali udojowej typu rybia ość 2x5. Od siedmiu tygodni obora ma nowego lokatora – robota udojowego firmy Lely.
- Zaufałem tej firmie, bo ma doświadczenie w tej dziedzinie – wyjaśnia gospodarz. – Odpowiadały mi też niektóre szczegóły konstrukcji. M.in. to, że mycie strzyków przeprowadzane jest za pomocą szczotek, a kubki do doju podtrzymywane są przez cały czas przez ramię robota, co zapobiega ich zrzucaniu przez zwierzę.
Skąd taka decyzja? Cóż, łatwo się można domyślić. Rolnicy, którzy decydują się na takie rozwiązanie, w pewnym sensie są do tego zmuszeni przez okoliczności zewnętrzne. Nie od dziś wiadomo, że w rolnictwie niezwykle trudno o ręce do pracy. A jeśli się ma rodzinę z małymi dziećmi, gdzie chciałoby się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, to trudno o czas do pracy ze zwierzętami. I tak było w przypadku pana Adama. Dojenie pochłaniało mu dziennie trzy godziny. Sytuacja zmusiła go, więc do szukania sposobów na to, by po prostu było lżej. Robot zamontowany został 7 tygodni temu, udój w nim prowadzony jest od 6 tygodni.
- Montaż trwał dwa dni. Przez pierwszy tydzień krowy miały okazję zapoznać się oko w oko z robotem, wchodząc do niego jako do stacji paszowej – wspomina gospodarz. - Po tygodniowym oswajaniu, przyszedł czas na pierwszy dój. Większych kłopotów przy tym nie było, po tym pierwszym tygodniu krowy same już właściwie wchodziły do robota. Nie miałem wcześniej zamontowanej w oborze stacji paszowej, być może wpłynęło to na to, że tak chętnie wchodziły do robota, by najeść się mieszanki. Było parę bardziej kłopotliwych sztuk, ale dałem sobie z nimi radę.
W oborze Jarmotowskiego zastosowano rozwiązanie wolnego ruchu krów, co stanowi alternatywę do opisywanego przez nas już systemu kontrolowanego. W tym drugim, zwierzęta kierowane są do doju i mogą wejść do robota tylko wtedy, gdy mają do tego uprawnienia, a więc jeśli od momentu ostatniego doju minęło wystarczająco dużo czasu. W systemie wolnym takich ograniczeń nie ma. Każda krowa, która ma na to ochotę, może wejść do robota w dowolnej chwili. Jeśli jednak nie upłynął zaprogramowany czas, w którym powinna być wydojona, doju nie będzie, apetycznej przekąski też nie. Więc taka niepokorna sztuka musi opuścić robota, by wrócić do niego za jakiś czas.
- Z moich obserwacji wynika, że takie rozwiązanie się sprawdza – mówi rolnik. - Krowa, która chce wejść do robota, powinna mieć taką możliwość. Odgradzanie jej od robota tylko ją zniechęca.
System wolnego ruchu jest może dla krów, ale całkowitej wolności człowiekowi nie daje. Zwierzęta muszą być pod kontrolą, a już zdecydowanie system komputerowy do zarządzania stadem. To też źródło wiedzy dla hodowcy.
- Dziennie przeznaczam na to może kwadrans. A za to jestem cywilizowanym człowiekiem – śmieje się pan Adam. – Już nie muszę zrywać się skoro świt na dój.
Koszt robota, jak się łatwo można domyślić, mały nie jest. Jednak oczywiste zyski w postaci oszczędności czasu, lżejszej pracy w gospodarstwie, zwolnienia z codziennego uciążliwego doju, to nie koniec. Rolnicy, którzy „współpracują” z robotem, obserwują zwyżkę produkcji mleka.
- Moim zdaniem to się po prostu opłaca na dłuższą metę – ocenia pan Adam.
Małgorzata Sawicka
Przed dojem strzyki są oczyszczane przy pomocy szczotek |
Robot marki Lely pracuje w oborze Olszewie od ponad dwóch miesięcy |
Krowy Jarmotowskiego obaw przed wejściem do robota nie mają. |
|
Bezpieczny start sezonu
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1249
Podczas prac glebogryzarek, bron aktywnych i kosiarek rotacyjnych należy osłonić ruchome zespoły robocze oraz zachować bezpieczną odległość maszyny/urządzenia od innych osób |
Zasady bezpiecznej pracy przy wiosennych pracach polowych
Wiosna, która wkracza na podlaskie pola, to właściwy czas na przypomnienie zasad bezpiecznej pracy w gospodarstwie rolnym, ponieważ w okresie tym rozpoczynają się wzmożone prace.
Często prace trwają długo, wykonywane są w niesprzyjających warunkach, co doprowadza do zmęczenia i utraty koncentracji, a tym samym do większego prawdopodobieństwa powstania wypadku. Aby temu przeciwdziałać pragniemy przedstawić rolnikom najważniejsze zasady bezpiecznej obsługi maszyn i urządzeń w pracach wiosennych oraz pielęgnacyjnych. Stosowanie się do tych zaleceń w znacznym stopniu poprawi bezpieczeństwo pracy rolnika i członków jego rodziny. Najważniejsze zasady obsługi maszyn i urządzeń:
- nie należy stawać lub siadać na ramach narzędzi zawieszanych lub doczepianych do ciągnika,
- nie należy eksploatować maszyn i narzędzi polowych bez osłon ruchomych części napędu (wałek przekazu mocy, paski klinowe, łańcuchy, koła zębate, itp.) i części roboczych (np. sadzarki),
- nie należy wykonywać jakichkolwiek prac naprawczych pod podniesionym do góry narzędziem zawieszanym.
Oto kilka wskazówek, na które należy zwrócić uwagę przystępując do pracy. Szerokie maszyny w drodze na pole należy transportować we właściwy, zalecony przez producenta sposób. Znaczniki sadzarek i siewników powinny być, ustawione w pozycji pionowej. Nie wolno tych maszyn transportować z załadowanymi zbiornikami (skrzyniami). Podczas pracy siewników i sadzarek nie należy przebywać w strefie działania maszyn. Przy zawieszaniu ciężkich maszyn uprawowych jakimi są siewniki i sadzarki dozwolone jest stosowanie obciążników na przednią oś ciągnika w celu zapewnienia równowagi agregatu. Przegarnianie ziarna w skrzyni nasiennej siewników może być wykonywane tylko za pomocą łopatki. Zabronione jest wybieranie ziemniaków rękoma lub ich uzupełnianie w mechanizmach wysadzających sadzarek. Wymiana podzespołów i elementów roboczych, naprawa, czyszczenie, konserwacja, wymiana lemieszy może być wykonywana po ustabilizowaniu maszyny (urządzenia) za pomocą bezpiecznej podpory i wygaszeniu silnika ciągnika. Przed przystąpieniem do pracy kosiarką rotacyjną należy sprawdzić stan osłon oraz prawidłowe umocowanie noży. Zanim zostanie uruchomiona trzeba upewnić się, że w odległości mniejszej niż 50 m nie znajduje się żadna inna osoba. Nie należy używać kosiarki w pobliżu zabudowań, na poboczach dróg, jeżeli nie jest zachowana ww. strefa bezpieczeństwa (istnieje możliwość pochwycenia przez zespoły robocze kamieni, grud ziemi lub urwania się noży i odrzucenia ich na wspomnianą odległość). W czasie prac ze środkami ochrony roślin należy stosować się do instrukcji podanej na opakowaniu środka chemicznego. Konieczne jest używanie właściwie dobranych środków ochrony indywidualnej. W pracach wiążących się z kontaktem ze środkami ochrony roślin nie powinny brać udziału dzieci, młodociani i kobiety.
Przedstawione uwagi są tylko przypomnieniem o najczęściej występujących wiosną zagrożeniach. Warto o nich pamiętać, aby uniknąć wypadków przy pracy w gospodarstwie.
inż. Krzysztof Kozioł, Starszy specjalista ds. prewencji Oddział Regionalny KRUS w Białymstoku
Fot. B.Klem