Podlaskie AGRO

Aktualności

Osłona przed bakteriami


By uchronić krowy przed zapaleniem wymienia w okresie zasuszenia, naukowcy pracują nad metodami zablokowania dostępu bakterii do strzyków

Nowe metody zapobiegania wystąpieniu zapalenia wymienia u bydła


Warunki żywieniowe, środowisko, pielęgnacja, obsługa, duża wydajność mleczna, spadek odporności bakterii na antybiotyki i ogólny spadek odporności całego organizmu - to wszystko może być przyczyną występowania zapalenia wymienia. To najczęstsza i najdroższa ekonomicznie jednostka chorobowa u krów mlecznych.

Prawie połowa zapaleń wymion to zapalenia utajone, trwające czasami wiele tygodni, a bardzo trudne do zdiagnozowania. Niekiedy jedynym objawem choroby jest zwiększona liczba komórek somatycznych w mleku, które pojawiają się i znikają co kilka dni.

Leczenie zapalenia wymienia jest uzależnione od wielu czynników, dlatego jest trudne do wyleczenia i czasami przechodzi w stan przewlekły. Trzeba więc opracować metody zapobiegawcze, by do takiego stanu nie dopuścić.

W poprzednich artykułach omawialiśmy sposoby dezynfekcji i odkażania strzyku, masaż wymienia i higienę samego doju. Zapobieganie to prawidłowa eksploatacja, dezynfekcja, konserwacja i obsługa dojarki mechanicznej, z uwzględnieniem pracy pulsatora i kubków udojowych. Trzeba też co pewien czas zmieniać płyny dezynfekcyjne w związku z nabieraniem przez bakterie odporności.

Od kilku lat naukowcy opracowują metodę zapobiegania zapaleniu wymienia w okresie zasuszania, poprzez stosowanie sztucznych błon zewnętrznych na strzyki wymienia, czy też wewnętrznych czopów, które tak jak korek w butelce zatykają kanał strzykowy, by bakterie nie dostawały się do zatoki mlecznej i samego wymienia.

W czasie zasuszania w kanale strzykowym produkowany jest nabłonek keratynowy, który w sposób naturalny ochrania go przed mechanicznymi uszkodzeniami i jednocześnie blokuje wnikanie bakterii do zatoki mlecznej. Nabłonek ten zawiera również substancje działające przeciwbakteryjnie. Okazało się, że metody zasuszenia przez dojenie co kilka dni – dały efekty bardzo słabe. Najlepsza jest metoda radykalna. Tego samego dnia krowa jest ostatni raz dojona, podany antybiotyk zasuszeniowy oraz preparat keratynowy za pomocą tubostrzykawki jako sztuczna zatyczka kanału strzykowego. Nie ma to żadnego znaczenia, czy krowa przy ostatnim doju dała 2 litry mleka, czy 15. Oczywiście przygotowując krowę do zasuszenia nie można dawać do woli pasz soczystych, mlekopędnych, kiszonek na kilka dni przed zasuszeniem, aby ograniczyć produkcję mleka. Zewnętrzna osłona na strzyku, antybiotyk, wewnętrzny czop keratynowy muszą w sposób radykalny odciąć dostęp bakterii do zatoki mlecznej. Zewnętrzna osłona to cienka elastyczna błona przylegająca do skóry strzyku powstająca po zanurzeniu strzyku w roztworze, która zasycha na powietrzu i utrzymuje się ok. 5-6 dni.

Sztuczny czop keratynowy wprowadzany do przewodu strzykowego w postaci pasty, zabezpiecza 10 razy dłużej przed wnikaniem bakterii niż czop produkowany w czasie zasuszania w sposób naturalny przez krowę. Można też wykonać posiew bakteryjny przed zasuszeniem i w momencie braku bakterii zrezygnować z antybiotyków, a wykonać jedynie osłonę zewnętrzną plus czop keratynowy. Podawanie antybiotyków zasuszeniowych do wymienia, w którym nie ma bakterii, mija się z celem terapeutycznym. Czop keratynowy podawany jest do kanału strzykowego za pomocą tubostrzykawki dlatego bezwzględnie trzeba przestrzegać zasad aseptyki - wykonać odkażanie końcówki strzyka, by nie wprowadzić bakterii ze skóry wymienia do kanału strzykowego.

Józef Wszeborowski, lekarz weterynarii


fot. S. Rutkowski

Nie bagatelizuj drobiazgów


Zastosowanie podstawowych zasad BHP przy opryskach pozwoli uniknąć ryzyka zatrucia chemikaliami. Nie lekceważmy tego!

BHP na wsi – chemia w gospodarstwie rolnym


Chemia w gospodarstwie rolnym, choć mogłoby się wydawać inaczej, jest obecna na każdym kroku. Efekty nieostrożnego postępowania, czy przechowywania środków chemicznych, mogą być naprawdę groźne. Corocznie odnotowuje się przypadki zatrucia chlorem, czy poparzenia wśród dzieci. Przyczyna? Jak to często bywa – lekkomyślność i brak wyobraźni.

Na początek – nieco statystyk. W roku 2009 na terenie województwa podlaskiego miało miejsce 2335 wypadków przy pracy w gospodarstwie rolnym. W 1566 przypadków poszkodowani doznali uszczerbku na zdrowiu. Zginęło 10 osób, a inwalidami zostało 147. Uznano 64 choroby zawodowe.

Podstawowe zasady

Zasady BHP w gospodarstwie rolnym są krzewione przez odpowiednie instytucje od lat, a mimo to ciągle dochodzi do wypadków, których mogłoby nie być. Gdyby tylko owe zasady były stosowane. Bezpieczeństwo tkwi w szczegółach, dlatego o każdy szczegół trzeba zadbać.

Zacznijmy od odzieży. Powinna ona być pozapinana, nie za luźna, bez wystających części. Nie mniej ważne jest obuwie – o nie śliskiej powierzchni – gdy jest sucho powinny być to trzewiki zawiązywane powyżej kostki, gdy mokro – gumowce. Warto też stosować środki ochrony indywidualnej takie jak półmaski, okulary, rękawice, czy kombinezony przeciwchemiczne.

Chemia w gospodarstwie czai się wszędzie. To m.in.

- preparaty stosowane do dezynfekcji pomieszczeń,

- środki myjące i dezynfekcyjne stosowane przy utrzymaniu higieny sprzętu do pozyskiwania mleka (konwie, wiadra, urządzenia udojowe itp.),

- środki używane do trucia gryzoni i innych szkodników na terenie gospodarstwa.

Obcując z nimi łatwo o wypadek. Jednym z zagrożeń jest możliwość zatrucia preparatami chemicznymi stosowanymi w rolnictwie. Może do niego dojść, choćby w czasie mycia i dezynfekcji pomieszczeń i sprzętu, podczas nawożenia, wapnowania, w czasie walki z gryzoniami, w czasie oprysków, zaprawiania nasion.

Jak uchronić się przed niebezpieczeństwem? Podczas stosowania nawozów w formie pylistej zalecane jest stosowanie półmasek pyłochłonnych. Po zabiegu wapnowania, zwłaszcza wapnem tlenkowym koniecznie należy się wykąpać i zmienić ubranie. Wskazane jest kupowanie nasion zaprawionych. W razie konieczności zaprawiania w gospodarstwie należy używać do tego zaprawiarki i stosować środki ochrony osobistej według zaleceń na etykiecie. Większe gospodarstwa lub grupy rolników powinny zakupić zaprawiarkę do materiału siewnego.

Wykonywanie oprysków

Opryski. To zabieg tak konieczny, jak niebezpieczny. Lekceważy ten fakt wielu. A wystarczy przestrzegać kilku zasad:

stosować środki ochrony roślin w przypadkach niezbędnych,

nie dopuszczać dzieci w pobliże aparatury ochrony roślin,

podczas stosowania trucizn pracować z drugą osobą,

przechowywać preparaty w oryginalnych opakowaniach,

używać sprzętu ochrony osobistej,

przechowywać oddzielnie odzież i sprzęt ochronny,

unikać znoszenia cieczy na teren nie objęty zabiegiem,

unikać przebywania na terenie świeżo opryskanym,

prowadzić ewidencje stosowania pestycydów,

stosować sprzęt sprawny technicznie i właściwie przygotowany.

Obecnie każdy rolnik, raz na 5 lat, musi przejść szkolenie w zakresie stosowania środków ochrony roślin, zakończone wydaniem zaświadczenia. Opryskiwacz, co również jest obowiązkiem każdego gospodarza, powinien posiadać atest, który wydawany jest na trzy lata, tylko wtedy gdy urządzenie jest sprawne technicznie. Coraz więcej rolników rozumie, że to nie tylko irytujący obowiązek, ale płyną z tego oczywiste korzyści. Takie jak: poprawa stanu technicznego opryskiwacza, obniżenie zużycia pestycydów przez lepsze ich wykorzystanie, zmniejszenie skażenia środowiska, zwiększenie bezpieczeństwa użytkownika, zmniejszenie pozostałości pestycydów w plonach.

Jednak nawet najnowszy i najbardziej sprawny sprzęt nie gwarantuje bezpieczeństwa, jeśli nieprzestrzegane są podstawowe jego zasady. To oczywiste, że przed użyciem jakiegokolwiek środka chemicznego, trzeba się zapoznać z etykietą od producenta. Ważne też, by nie wyrzucać jej od razu, ale zachować. W przypadku, gdyby doszło do zatrucia, informacje w niej zawarte, będą pomocne lekarzowi. Jak rozpoznać zatrucie środkami ochrony roślin? Objawami są złe samopoczucie i ogólne osłabienie, bóle i zawroty głowy, brak łaknienia, nudności, wymioty, bóle brzucha i biegunka, niepokój, pobudzenie, ślinotok, łzawienie, nadmierne pocenie.

W czasie zabiegu nie wolno: jeść, pić, palić. Przed przystąpieniem do pracy z środkami ochrony roślin należy spożyć posiłek. Ma to na celu łatwiejsze wywołanie wymiotów w razie zatrucia.

Przed każdym zabiegiem należy dokonać kontroli dysz! I jeżeli to jest koniecznie wymienić je. Absolutnie nie wolno usuwać zapchania prymitywnymi metodami, takimi np. jak np. przedmuchanie .

Napełnianie zbiornika powinno się odbywać z dala od studni i otwartych zbiorników wodnych. W czasie oprysku należy starać się jeździć pod wiatr, aby na kierowcę opadała jak najmniejsza ilość substancji czynnej, nie mówiąc już o tym, że opryski należy bezwzględnie wykonywać ze szczelną kabiną. Mycie maszyny i to dokładne to konieczność po zakończonym zabiegu. Wykonujący tę pracę, powinien też sam się dokładnie umyć, a także uprać ubranie używane do oprysku.

Przechowywanie preparatów chemicznych

Trzeba zabezpieczyć siebie i bliskich przed niepożądanym dostępem do środków chemicznych. Dlatego powinny być one przechowywane w pomieszczeniach zabezpieczonych, niedostępnych dla dzieci i osób postronnych. Dotyczy to zarówno środków ochrony roślin, jak i preparatów do mycia sprzętu dojarskiego i dezynfekcji pomieszczeń.

Puste opakowania po preparatach trujących i silnie toksycznych zwracamy do sprzedawcy. Pozostałe opakowania oddajemy na wysypiska komunalne !

W żadnym wypadku nie należy przelewać środków ochrony roślin do nieoryginalnych opakowań, może to doprowadzić do tragicznej pomyłki. Jak podkreśla Bartłomiej Królik z Okręgowego Inspektoratu Państwowej Inspekcji Pracy, najczęściej ofiarami zatrucia są dzieci, które napiły się środka chemicznego przechowywanego w butelkach po napojach.

Paliwa, oleje i smary również powinny być przechowywane w odpowiednich warunkach - w pomieszczeniu o utwardzonym, nieprzesiąkalnym podłożu. Przepracowane płyny techniczne i oleje rolnik musi zbierać i oddawać do firm uprawnionych.

Pamiętać należy też o odpowiednim zabezpieczeniu zbiorników na gnojowicę, które powinny być ogrodzone płotem o wysokości 2 metrów. Zamknięte zbiorniki powinny mieć solidne betonowe lub metalowe klapy.

opr. sam

fot. PIP


Po zakończeniu oprysków maszyny i urządzenia muszą być dokładnie umyte.

Przykład właściwego ubrania roboczego z obuwiem.



Krótko

Nielegalny odkup

Trybunał Konstytucyjny pojął decyzję: Agencja Nieruchomości Rolnych nie może w ciągu pięciu lat od momentu sprzedaży ziemi rolnikowi żądać jej odsprzedania. Uznał on, że prawo odkupu jest niezgodne z ustawą zasadniczą i nie można z niego korzystać. Ci, których dotknęło w ten sposób prawo odkupu, mogą starać się o zwrot nieruchomości lub odszkodowanie. Przypominamy, że Agencja została oskarżona o zbyt daleko idącą ingerencję w prawo własności i za dużą dowolność w stosowaniu prawa odkupu. ANR zdecydowanie odrzuca oskarżenia i przypomina, że od początku swojego istnienia z prawa odkupu korzysta bardzo wstrzemięźliwie. Na dowód przedstawia statystyki. W latach 2003-2009 zawarto ok. 80 tys. umów sprzedaży, dotyczących 652 tys. ha ziemi. Prawo odkupu zastosowano 108 razy w stosunku do 1.600 ha. Motywem do odkupu jest np. obawa Agencji, że ziemia sprzedana jako rolna ma zostać odrolniona i sprzedana dalej z dużo większym zyskiem. Trybunał stwierdził jednocześnie, że jeżeli przepis zostanie odpowiednio zmodyfikowany, to Agencja będzie mogła odkup stosować.


Ekologiczne rolnictwo

Do 17 maja w powiatowych biurach ARiMR można składać wnioski o przystąpienie do programów rolnośrodowiskowych. Rolników, którzy się na to decydują, jest coraz więcej. Proponujemy nie zwlekać, bowiem oprócz wniosku wymagany jest też pięcioletni plan rolnośrodowiskowy, przygotowany przez wykwalifikowanego doradcę. W ubiegłym roku do co ósmego hektara objętego płatnościami bezpośrednimi przysługiwały także dotacje rolnośrodowiskowe. Jest to średnio kilkaset złotych na hektar rocznie. W tym roku wypełniamy wspólny wniosek i obszarowy ONW i na płatności rolnośrodowiskowe. Agencja szacuje, że w tym roku po dopłaty rolnośrodowiskowe zgłosi się 100 tys. osób. I jest to bardzo dobra wiadomość nie tylko dla rolników. Dzięki programom rolnośrodowiskowym przyczyniamy się do ochrony środowiska, otrzymujemy surowce żywnościowe dużo wyższej jakości, ale też mamy szansę na zachowanie lokalnych ras zwierząt, czy starych odmian drzew owocowych.


Etyka w biznesie

Producenci żywności oskarżają duże sklepy o narzucanie niekorzystnych warunków współpracy, pobieranie nielegalnych opłat, a nawet przerzucanie na nich kosztów prowadzenia działalności handlowej. Jednym słowem przemysł spożywczy domaga się nowych zasad gry. Za zmianami opowiada się zarówno resort gospodarki jak i rolnictwa, który już powołał rządowy zespół do zbadania kształtowania się cen w tzw. łańcuchu żywnościowym, czyli od pola do półki sklepowej. Badać można mówią handlowcy, ale przestrzegają przez nadmiernym i ustawowym ingerowaniem w wolność zawierania umów.

A jak to się robi zagranicą? Np. w Wielkiej Brytanii od niedawna obowiązują nowe zasady współpracy między sieciami, a dostawcami. Handel nie może pobierać od przemysłu spożywczego opłat za promocję ich produktów oraz obciążania kosztami sklepowych kradzieży. Sieci muszą też sporządzać pisemny zapis negocjacji i ustaleń z dostawcami, a także wyznaczyć pracowników odpowiedzialnych za prawidłowe stosowanie nowo wprowadzonych regulacji.


Unijne mleko

O blisko 7% spadła produkcja mleka w skali całej Unii Europejskiej – donoszą dane za 10 miesięcy sezonu kwotowego 2009/10 FAMMU/FAPA. Dzieje się tak mimo rekordowych dostaw w Niemczech oraz wzrostów w Holandii i Danii. Szczególna zapaść dotknęła większość nowych państw członkowskich. Godnym zauważenia jest fakt, że po raz pierwszy kwoty nie przekroczą Włochy. Inna rzecz, że jest ona w roku mlecznym 2009/10 znacznie większa z uwagi na stałe kłopoty Italii z utrzymaniem w ryzach swych dostawców mleka. Komisja już w kończącym się sezonie jednorazowo powiększyła Włochom kwotę mleczną o 5%. Pozostałe kraje uzyskały 1% podwyżki.


Poszło z dymem

Dodatkowych dopłat do upraw tytoniu nie będzie. W związku z czym plantatorzy apelują, by w przyszłym roku wnioski do Komisji Europejskiej złożyć na czas, tak by pieniądze zostały im przyznane. Pierwszy wniosek o dodatkowe dopłaty w wysokości 49mln euro został złożony jeszcze w zeszłym roku. Ale Komisja Europejska odrzuciła go. Dlatego ministerstwo rolnictwa postanowiło zrobić to jeszcze raz tuż po wyborze nowych komisarzy. Odpowiedź ponownie była negatywna. Ryszard Piątek z Krajowego Związku Plantatorów Tytoniu mówi z rozczarowaniem: „mieliśmy obiecaną pomoc z Brukseli, niestety dowiedzieliśmy się, że wniosek został złożony za późno i nie dostaniemy nic. Problem w tym, że rząd i ministerstwo cały czas nam wmawiało, że ta pomoc będzie”. Ministerstwo rolnictwa obiecuje sprawę dodatkowych dopłat w przyszłym roku pilotować. Ale jednocześnie przypomina, że producenci tytoniu dostali dopłaty krajowe w maksymalnej wysokości. Wynoszą one 13tys. zł/ha. Według Artura Ławniczaka, wiceministra rolnictwa „plantatorzy mają zabezpieczone środki, maksymalne krajowe, czyli nie pozostali bez wsparcia i ta produkcja zostanie utrzymana”. Należy jednak pamiętać, że Polska jest drugim producentem tytoniu w Europie. Z upraw tytoniu żyje kilkadziesiąt tysięcy osób, nie powinno się zatem o tym zapominać.


Rolnictwo energetyczne - gra warta świeczki

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska pracuje nad programem wsparcia dla rolniczych biogazowni, które pracują w oparciu o odpady spożywcze i rolne: obornik, gnojowicę. Biogazownie stanowią szansę dla polskiego rolnictwa, niestety obecnie w kraju są one bardzo nieliczne. Jednak już wkrótce ma się to zmienić. Według rządu do 2020r. w każdej gminie w Polsce powinna funkcjonować przynajmniej jedna biogazownia rolnicza. Zaplanowano 400 mln zł na dotacje, ale inwestorzy będą mogli również liczyć na specjalne pożyczki. Starać się o nie będą mogli tylko przedsiębiorcy, którzy zaplanują inwestycje za ponad 10 mln zł, czyli duże. Gnojowice, obornik, różnego rodzaju zielonki, odpady z pól i gospodarstwa - wszystko to można przerobić na pieniądze. Jednak, aby mógł powstać zakład, który z tych odnawialnych źródeł wytworzy energię elektryczną i cieplną, dostawy surowców muszą być stałe ilościowo i pewne przez wiele lat oraz zapewniona musi być możliwość zagospodarowania wytworzonego biogazu przez sieć biogazową lub elektryczną. Dodatkowo nowe prawo energetyczne stawia przed nimi kolejne bariery. Zanim rozpocznie się prace nad projektem trzeba przedstawić plan zagospodarowania przestrzennego gminy i opinię ochrony środowiska. Pomimo, że proces wcale nie jest łatwy to Niemcy, Duńczycy czy nawet Hiszpanie udowodnili, że biogazownie mogą przynieść korzyści rolnikom, środowisku, firmom produkującym energię elektryczną i cieplną oraz jej odbiorcom.


Ortofotomapa warta 92 mln euro

Sprawa dotyczy nieprawidłowości, jakie zaistniały w latach 2005 i 2006. Wówczas to rząd wypłacał dopłaty bezpośrednie pomimo tego, że nie była gotowa tzw. ortofotomapa. Jest to satelitarne lub lotnicze zdjęcie kraju, dzięki któremu określa się wielkość działek rolnych, a co za tym idzie wysokość unijnych dotacji. Rolnicy mogą spać spokojnie, bo nikt im dopłat bezpośrednich nie zabierze. Ucierpi za to budżet państwa, który już w czerwcu będzie musiał zwrócić Komisji Europejskiej 92 mln euro. Pytanie na czym opierała się ARiMR? Otóż na geodezyjnej ewidencji gruntów i budynków. Według Brukseli tzw. kataster był mało dokładny, by na jego podstawie weryfikować wnioski. Drugi zarzut dotyczy zbyt małej liczby kontroli w gospodarstwach rolników. Polski rząd przyznaje, że nieprawidłowości były, ale jednocześnie nie zgadza się z wysokością kary. Podczas rozprawy przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości rząd przyzna się, że nie potrzebnie wypłacił dopłaty bezpośrednie do 176 tys. ha, a dopłaty uzupełniające do 38 tys. ha. Według niego oznacza to, że kara powinna być nie większa niż 27 mln euro. Co ciekawe, gdyby rząd czekał na ortofotomapy, to polscy rolnicy otrzymaliby dopłaty bezpośrednie dopiero dwa lata po wejściu do Unii Europejskiej.



Produkty na wagę złota

W całej Unii Europejskiej na listach produktów regionalnych znajduje się ok. 900 pozycji. Polscy przedsiębiorcy i rolnicy nie pozostają obojętni i też chcą swoje przysmaki rejestrować. Już 19 polskich produktów czeka na unijną ochronę. Przedsiębiorcy mają nadzieję, że dzięki temu wzrośnie im sprzedaż i jednocześnie mają pewność, że podniesie się ich prestiż. Jako pierwsza w 2007r. unijna ochronę otrzymała bryndza podhalańska. Z czasem pojawiały się inne produkty, w tym nasz słynny oscypek. Polscy rolnicy, którzy są zainteresowani produkcją regionalnych produktów mogą liczyć na dofinansowanie w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. W ramach działania „Uczestnictwo rolników w systemach jakości żywności” przez pięć lat w formie rocznej płatności można otrzymać maksymalnie 3.200zł na gospodarstwo.


Ekologiczne logo Unii

W Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej Komisja Europejska opublikowała zapis dotyczący obowiązku stosowania od 1 lipca 2010r., nowego, ekologicznego logo. Proces wprowadzania nowego oznakowania będzie trwał dwa lata. Nowe logo będzie dowodem na to, że produkt spełnia całkowicie europejskie normy z zakresu rolnictwa ekologicznego. Będzie ono stosowane na towarach wraz wraz z istniejącymi ekologicznymi oznakowaniami krajowymi lub prywatnymi. Dwanaście ułożonych w kształcie liścia gwiazdek, na tle zielonej flagi to nowe logo. Jest to bardzo prosty znak zawierający dwa wyraźne przesłania: Natura i Europa. „Euro liść\" został zaprojektowany przez Dušana Milenkovića, który zwyciężył w konkursie na logo dla produktów ekologicznych UE. Logo ekologiczne UE ma za zadanie zwiększyć zaufanie konsumentów do produktów rolnictwa ekologicznego oraz wspierać rozwój europejskiego sektora produkcji ekologicznej. Będzie ono stosowane na paczkowanych produktach ekologicznych na terytorium UE i poza jej granicami.

zebrała: Weronika Dojlida

Czym skorupka za młodu nasiąknie…


Edukacja w zakresie BHP w rolnictwie prowadzona jest nie tylko wśród dorosłych pracujących w gospodarstwach, ale też wśród młodzieży


Po raz trzynasty rozstrzygnięto konkurs dla młodzieży ze szkół o profilu rolniczym z woj. podlaskiego „Bezpieczna Praca w Gospodarstwie Rolnym”. Trójka najlepszych to: Piotr Walewski, Adam Lutostański i Marcin Strankowski.

Konkurs o randze wojewódzkiej organizowany jest corocznie. Oddział Regionalny KRUS w Białymstoku oraz Wojewódzki Inspektorat Państwowej Inspekcji Pracy w Białymstoku są organizatorami zmagań. Konkursowi patronuje Marszałek Województwa Podlaskiego.

Konkurs przeprowadzany jest w dwóch etapach. W pierwszym, szkoły zgłaszające chęć wzięcia udziału, organizują wewnętrzne testy, w wyniku, których wyłaniany jest jeden zwycięzca na placówkę.

- Zanim do tego dojdzie wraz z przedstawicielem KRUS odwiedzamy szkoły, przeprowadzamy szkolenia i zostawiamy uczniom materiały, by mogli przygotować się do konkursu – mówi Bartłomiej Królik z Wojewódzkiego Inspektoratu Państwowej Inspekcji Pracy w Białymstoku.

Etap finałowy to znów sprawdzian wiedzy z zakresu BHP pracy w gospodarstwie rolnym, przepisów prawnych tym zawiadujących oraz Kodeksu Dobrych Praktyk Bezpiecznej Pracy. Rozwiązując test można zdobyć maksymalnie 40 punktów.

- Tegoroczny zwycięzca – Piotr Walewski – zdobył 36 punktów. To naprawdę dobry wynik – dodaje Bartłomiej Królik. – Jeśli chodzi o świadomość młodzieży, dotyczącą bezpieczeństwa pracy w gospodarstwach, bywa z tym różnie. Jest spora grupa, która dostrzega problem, rozumie jego powagę. Niestety nie sprzyja temu nie dofinansowanie szkół. Jednak, z moich doświadczeń wynika, że widać poprawę, ale żeby było naprawdę dobrze, trzeba jeszcze dziesięcioleci pracy, wymiany pokoleń.

Finał konkursu odbył się w tym roku 25 marca w Zespole Szkół w Niećkowie. Laureaci trzech pierwszych miejsc, oprócz niewątpliwej satysfakcji nagrodzeni zostali kolejno: dwoma aparatami fotograficznymi oraz nawigacją satelitarną. Fundatorami nagród byli organizatorzy konkursu.

Małgorzata Sawicka

Fot. PIP





Era konesera... wsi


- Pracując na etacie czułem, że nie pracuję tylko na siebie - podkreśla Łukasz Kramkowski z Dawidowizny

Dziś gospodarz musi być rasowym przedsiębiorcą: śledzić zmiany w gospodarce krajowej, negocjować twardo ceny i unowocześniać gospodarstwo. To już nie ten polski rolnik sprzed lat


Są samodzielni, kreatywni, szukają czegoś więcej niż pracy dla kogoś, na etacie. I to właśnie wieś daje im takie możliwości. Dla nich praca w gospodarstwie nie jest koniecznością, a drogą wyboru. Szczęścia przecież można szukać wszędzie, dlaczego by nie na wsi?

W niepamięć odeszły czasy, kiedy to praca na wsi kojarzyła się źle. Dziś młodzi, przystojni i wykształceni - coraz chętniej zostają na wsi. Cóż się dziwić? Wraz z pojawieniem się zasad wolnego rynku polska wieś zmieniła się nie do poznania. Hodowla, ale też produkcja roślinna została w dużym stopniu zautomatyzowana. Przypieczętowanie zachodzących zmian miało miejsce w chwili przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Uzyskanie unijnych funduszy pociągnęło za sobą zmianę oblicza polskiej wsi - modernizację sporej części gospodarstw, dynamiczny rozwój parków maszynowych, budowę wielu obór i innych budynków inwentarskich.

Fakt - w Polsce rzadko rolnikiem zostaje się z wyboru – zwykle gospodarstwo jest dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Jednak dziś młodzi są rządni wiedzy i nie liczą wcale na to, że informacje przekazywane przez starszych wystarczą do osiągnięcia sukcesu. Wykształcenie o profilu rolniczym uzyskuje się po ukończeniu technikum rolniczego bądź wyższej szkoły rolnej. Jednak podstawę wiedzy stanowi praktyka, która nigdy nie zostanie zastąpiona przez żaden najlepszy podręcznik oraz ciągła obecność w gospodarstwie. Rolnik nie może wziąć urlopu na żądanie. Mimo to coraz częściej młodzi ludzie podejmują świadomą decyzję prowadzenia gospodarstwa. Widzą w tym możliwość zarobku i rozwoju własnego biznesu.

Łukasz

Łukasz Kramkowski z Dawidowizny po rodzicach przejął gospodarstwo, w którym główną gałęzią produkcji jest obecnie hodowla trzody chlewnej w cyklu otwartym. Jednak właściciele tego gospodarstwa mieli rożne pomysły na to, jak z ziemi utrzymywać się. Wcześniej, na przykład, prowadzona tu była hodowla gęsi. Sam młody gospodarz ani na chwilę nie zostaje w miejscu, wymyśla nowe sposoby na to, co jeszcze zdziałać. Podstawą jego wiedzy jest gruntowne wykształcenie, również o profilu rolniczym. Łukasz ukończył między innymi wyższe studia na kierunku Marketing i Zarządzanie. Nie od razu pochłonęła go praca w gospodarstwie. Przez 5 lat uczył w szkole zawodowej, obecnie jest na urlopie, choć coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że dwóch srok za ogon utrzymać się nie da. Przynajmniej na dłuższą metę. Tym bardziej, że dziś jego głowę zaprząta nowy pomysł. To uruchomienie agroturystyki w gospodarstwie. Choć zaczęło się trochę z przypadku, dziś działa całkiem sprawnie. Łukasz Kramkowski, wciąż ma nowe pomysły, jak tę działalność rozwijać.

- Zawsze zastanawiałem się nad własnym interesem - mówi. - Nie odpowiadała mi praca dla kogoś. Stwierdziłem, że mam przecież okazję, by w gospodarstwie po rodzicach, mając solidną bazę, rozwijać własną działalność.

Waldek

Waldemar Borewicz, mieszkaniec Zubrzycy Małej, jest bardzo młodym bohaterem tego artykułu, bowiem ma dopiero 20 lat. Pomimo tak młodego wieku doskonale wie jak chciałby, aby wyglądało jego życie. Jego plany i marzenia są jasne i klarowne. Podróż przez życie w poszukiwaniu swego miejsca na ziemi i swojej życiowej pasji jego chyba nie dotyczy. Od najmłodszych lat miał określony cel i nie wyobrażał sobie życia w mieście, w blokowisku.

- Od małego związany jestem z wsią, to rodzice zaszczepili mi miłość do niej, dlatego też wybrałem szkołę rolniczą, którą z wielką pasją kończyłem i na niej nie poprzestałem - mówi. - Aktualnie dalej kontynuuję naukę w kierunku rolnictwa w Wyższej Szkole Agrobiznesu w Łomży.

Doświadczenie nauczyło go jak ważna jest wiedza wynoszona z zajęć. Daje solidne podstawy do tego by w odpowiedni sposób kierować gospodarstwem. Dzięki temu wie co, jak i kiedy stosować. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy jest tyle nowych technologii, nowych środków do produkcji.

W jego życiu pojawiło się wiele głosów rówieśników i znajomych odradzających wiązanie swojego życia z pracą w rolnictwie. Nie dał się im jednak zwieść. Nawet spróbował swoich sił w pracy u kogoś, jak mówi „na cudzym” jako monter urządzeń rolniczych, gdzie wiele się dowiedział i nauczył o nowych technologiach. Jednak to praca na swoim robi na nim większe wrażenie. Sam dla siebie jest panem. Tylko pogoda dyryguje jego pracą.

Gospodarstwo wraz z bratem przejął po rodzicach w 2004r. W tym samym roku rozpoczęli budowę nowej obory i remont starej. I w międzyczasie kupowali coraz to nowe maszyny rolnicze. Z czego dzisiaj jest bardzo dumny.

- Zaczynaliśmy praktycznie od podszewki, bo rodzice byli nastawieni na „wszystko po trochu” - opowiada.

Dzisiaj gospodaruje w 80-hektarowym gospodarstwem, z czego połowa to dzierżawa z perspektywą wykupienia. Utrzymują 70 sztuk bydła. 75% krów dojnych jakie posiadają, sprowadzonych jest z Niemiec.

- Zakupu dokonaliśmy przy udziale i pomocy polskiego pośrednika. Przyjechały do nas naprawdę ładne sztuki, na które nie możemy narzekać - podkreśla młody rolnik.

Waldek, jak przystało na ambitnego człowieka, ma jeszcze wiele planów i pomysłów na to jak gospodarstwo ulepszyć, poprawić. Dzięki możliwościom jakie dają dotację unijne jego marzenia mają szansę się spełnić. Perspektywy są ogromne i dają dużo motywacji do tego, by się rozwijać i iść z duchem czasu.

- Chcemy jeszcze powiększyć oborę, dokupić duży agregat, wybudować garaż na maszyny, utwardzić podwórko. Ale to wszystko kwestia czasu bo chęci do pracy nie brakuje - snuje plany zdając sobie sprawę z tego, że na swój sukces musi pracować ciężko i systematycznie.

Od najmłodszych lat ojciec dawał mu przykład solidnej i precyzyjnej pracy co przeszło na niego.

- Miło jest spojrzeć jak praca, którą wykonuje przynosi zadowalające efekty i dodatkowo pięknie to wszystko wygląda - podkreśla Waldemar.

Adrian

Adrian Wojewódzki ma 20 lat, skończył właśnie Technikum Rolnicze w Białymstoku i pomaga rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa w Rumejkach (gm. Juchnowiec Kościelny). Czy zostanie na wsi? Trudno jednoznacznie podejmować decyzje tak młodym wieku, na dziś jednak Adrian widzi zalety prowadzenia własnego biznesu. Tak, biznesu, bo gospodarstwo jego rodziców to sprawnie funkcjonująca, całkiem pokaźna „firma”. Przedstawmy ją więc krótko. Rodzice Adriana, państwo Marzanna i Piotr przejęli tradycyjne gospodarstwo po rodzicach. Z czasem przestawili je na hodowlę bydła mlecznego. Zaczynali od jednej obory i 9 krów. Dziś gospodarzą na 40ha, które stanowią łąki i pola obsiewane głównie kukurydzą. Na podwórzu stoi już druga nowa obora uwięziowa, a w niej prawie 70 sztuk bydła, z czego 26 to krowy mleczne obsługiwane przez nowoczesną dojarkę przewodową. Produkcja mleka w skali roku sięga 150 tys. l. Niczego nie brakuje w parku maszynowym, na czele którego „stoją” trzy Ursusy, no… może nowego kombajnu zbożowego, ale to inwestycja raczej na przyszły rok.

Państwo Wojewódzcy chcąc pomóc synowi w podjęciu decyzji, wspólnie więc wyliczają plusy i minusy pracy na wsi. Zaczynają od tych złych stron, gdyż niedawno w ich gospodarstwie nastąpiły gwałtowne zmiany i to nie z ich winy.

- Chodzi o likwidację cukrowni w Łapach – wspomina pan Piotr. – Uprawialiśmy buraki cukrowe, rocznie sprzedawaliśmy po 250t. Był i zysk, i pasza dla bydła, i płodozmian na polu. Wszystko poszło jak w dym. A przecież z tą uprawą wiązał się też posiadany przez nas sprzęt. Kiedy w latach 90. kupowałem siewnik do buraka, to była to maszyna droższa od nowego poloneza. A teraz? Nikomu nie potrzebny.

Juchnowiec to gmina podmiejska. Rozwijający się Białystok wchłania w swoje granice okoliczne wsie, a w dalszych tworzą się tzw. sypialnie. Szczególnym powodzeniem cieszą się więc działki budowlane w tych miejscowościach. Sytuacja taka dociera i do Rumejek.

- Chcę dokupić ziemię, a właściciel mówi, że tylko na działki budowlane ją sprzeda, bo więcej zarobi – mówi z oburzeniem gospodarz. – Jak tak można, żeby dobre gleby IV, a nawet III klasy zwalniać z produkcji. Tyle leży nieużytków na terenie gminy, a tu rolnicy z dziada pradziada „zapraszają” budowy na swoje pola. I gmina na to się godzi.

Ale skoro o kupowaniu ziemi i powiększaniu areału mowa, to raczej dobrze jest na tej wsi.

- Nigdy nie chciałabym do miasta – mówi pani Marzanna. – Mam obowiązki, ale u siebie. A zrywać się rano i „latać z miotłą” cały dzień za tysiąc złotych, czy to takie dobre? I chwali się później, że ona w mieście pracuje. Żadna praca nie hańbi, ale jak szukamy pomocy do pracy w gospodarstwie, to moim zdaniem dajemy dużo lepsze warunki niż te powyżej. A chętnych nie ma…

Gospodyni częstuje pysznym ciastem, takie żółciutkie, bo to jajeczka od własnych kur. „Dziś upiekłam” zapewnia, a więc nie musiała osiem godzin stać gdzieś przy kasie, czy siedzieć za biurkiem, z wolnym kwadransem na drugie śniadanie. Zdążyła i w gospodarstwie, i z ciastem, i w domu czyściutko, i sama bardzo zadbana. Z okien dużego domu piękny widok na wiosenne łąki i w oddali las, a nie na okna sąsiedniego bloku. Nie jeżdżą samochody. Świeże powietrze… I to chwali sobie Adrian.

- Życie na wsi jest dobre, jeśli sobie wszystko dokładnie się poukłada – mówi. – Lubię to, że nie mam przymusu, z góry narzuconego wymiaru czasu pracy. W każdej chwili mogę wejść do domu, coś zjeść, położyć się na chwilę. Ale z drugiej strony wiem, że dojenie jest dwa razy dziennie i codziennie, święta i nie święta. W mieście wraca się z pracy i o niej zapomina, tu stale trzeba myśleć, a jak coś się dzieje, to działać. Ale to jest moje, fajnie mieć coś swojego i się o to martwić, aniżeli pracować u kogoś, nic nie mieć i się tym nie przejmować. Mieszają mi się „za” i „przeciw”. Na razie zdecydowałem, że zostanę zawodowym strażakiem, jak ojciec. I będę pracował w gospodarstwie, a potem… zobaczymy co życie przyniesie.

tekst: Barbara Klem, Małgorzata Sawicka, Weronika Dojlida

fot. A. Niczyporuk, S. Rutkowski







Jesteś tutaj: Strona główna Artykuły Aktualności